News will be here

Studenci też mogą być święci

Życie jest bardzo krótkie i szkoda czasu na wszystko, co nie jest miłością…

Alberto Micchelotti i Carlo Grisolia. Latem 1980 roku pierwszy ma 22 lata, drugi kończy 20. Pochodzą z okolic Genui, która w tamtych czasach jest rozdarta społecznymi kontrastami, poraniona wysoką przestępczością i narkomanią. Jak inni młodzi szukają szczęścia i miłości. Przeżywają samotność, zagubienie, odczucie własnej słabości… Pewnego dnia odkrywają sekret, który przynosi rozwiązanie: żyć konkretnie Ewangelią.

Fundament

Któregoś dnia Alberto usłyszał bardzo jasno: „Przed tobą wiele zwierciadeł, przeglądaj się w nich dalej, a stracisz czas. Rozbij je!”. Młodzieniec zdecydowanie podejmuje decyzję, by przyłączyć się do grupy młodych, którzy chcą tworzyć cywilizację miłości. To tu drogi Alberta i Carla się splatają.

Budowa musi mieć zawsze odpowiednie fundamenty. Jezus mówi: „Czemu mówicie do Mnie »Panie, Panie«, a nie czynicie tego, co mówię?”. I tłumaczy: „Każdy, kto przychodzi do Mnie, słucha słów moich i wypełnia je, podobny jest do człowieka, który buduje dom; wkopał się głęboko i fundament założył na skale” (Łk 6,46-48).

Alberto i Carlo rozpoczynają fascynującą przygodę wprowadzania w codzienne życie Bożych przykazań i praw Ewangelii: „Miłujcie się wzajemnie”; „przebaczcie, jeśli macie co przeciw komu”; „miłujcie nieprzyjaciół”, „czyńcie innym to, co chcecie, by wam czyniono”, „dawajcie, a będzie Wam dane”, „błogosławieni czystego serca”… Wieczorami zbierają się wraz z innymi przy ognisku i opowiadają swoje doświadczenia – to, jak żyli słowem Bożym w konkretnej sytuacji. Wzajemna wymiana umacnia – rozpoczynają się zawody w życiu Ewangelią. Miłość rodzi i wyzwala radość.

Carlo początkowo jest zamknięty. W listach z tamtego czasu wyznaje: „Zapewniam cię, że nie zajmowałem się niczym, dosłownie niczym poza samym sobą. (…) Ciągle zamykam się w sobie z moimi problemami, które co dzień mnie osaczają. Nie potrafię się otworzyć”. Ale stopniowo miłość, wprowadzana w życie, zwycięża wszystko. Carlo pozwala się przemienić. Słowo Boże mówi: „przeszliśmy ze śmierci do życia, bo umiłowaliśmy braci” – oto droga, która prowadzi do wolności.

Miłość wyzwala go z siebie, pozwala mu zauważyć potrzeby innych i stać się dla nich darem. Chłopak rozwija skrzydła, inicjuje różne akcje – z przyjaciółmi szykują świąteczne paczki dla tych, którzy nie mają niczego i nikogo; spędza dużo czasu w domu starców; zajmuje się dziećmi z dzielnicy. Angażuje się w adoracje przygotowywane w parafii, pisze musicale…

W liście do kuzyna pisze: „Kiedy myślę o sobie, takim egoiście, lękliwym, leniwym i próżnym… Czuję, że nie jestem zdolny nawet do zrobienia kroku, ale… nasze życie może się zmienić – możemy kochać… Kiedy będziesz przygnębiony i nie będziesz umiał się uśmiechnąć, z całej siły kochaj, kochaj, kochaj”…

Czyny miłości

W codziennym życiu miłością Carlo i Alberto wykazywali szczególną pomysłowość. Ich wyobraźnia nie przegapiała żadnej okazji, nie pozwalała się prześcignąć – pierwsza wychodziła ku drugiemu i kazała mu się oddać, nierzadko wymagając zapomnienia o sobie.

Takich sytuacji było mnóstwo: obecność, dobre słowo, uśmiech, pocieszenie, konkretna pomoc, dzielenie się tym, co mieli – te małe czyny miłości rozszerzają ich serca, sprawiają, że stają się gotowi nawet oddawać życie za innych.

Roberto, kolega Carla, wspomina: „Pewnego dnia eksplodowała butla z gazem w budynku przyległym do jego domu. Było to w sierpniu, a mieszkańcy tego domu byli na wakacjach. Wybuchł pożar, a strażacy jeszcze nie dojechali. Razem z Carlem wbiegliśmy po schodach i ugasiliśmy ogień w tym mieszkaniu. Jak tylko skończyliśmy, Carlo szybko stamtąd poszedł. Nie udało mi się go zatrzymać, żeby poczekał na strażaków i dziennikarzy i odebrał zasłużony aplauz. Zrobiliśmy świetną akcję, a on po prostu sobie poszedł! Nie rozumiałem go. Potem mi to wytłumaczył: »Liczyło się to, by to zrobić, a nie to, żeby pojawić się w gazetach«”.

Ich miłość była zaraźliwa. Przelewała się na innych tak bardzo, że także oni pragnęli poznać Sekret, który sprawiał, że chłopcy żyli właśnie w ten sposób. Tak było z Oriettą, dziewczyną Alberta. Kiedy zaczęli ze sobą chodzić, chłopak nie szukał momentów, by mogli pobyć sami tylko we dwoje, ale – jak mówi Orietta – „starał się żyć z innymi, a zwłaszcza ze mną, chrześcijaństwem, które tak bardzo kochał”. Nie marnowali czasu; nierzadko razem spędzali całe popołudnia w hospicjum, ze staruszkami albo z pewną dziewczyną w depresji, której podarowywali wysłuchanie i obecność. Alberto znał sekret pięknej relacji – wiedział, że prawdziwa miłość nie zamyka dwojga młodych osób na sobie samych, lecz jej owocami, których doświadczają – siłą, radością, entuzjazmem, pokojem – każe się dzielić z innymi.

Wspinaczka

Budowanie relacji w ten sposób nie było proste. Jak wszyscy normalni chłopcy także i oni musieli stoczyć niejedną bitwę o czystość. W tej walce Carlo i Alberto wspierali się wzajemnie. Żaden z nich nie biegnie do mety sam, zapominając o drugim, lecz jeden dźwiga drugiego, który właśnie przeżywa trudności.

W jednym z listów Alberto pisze do Carla: „Myślę o Tobie, o Twoich trudnościach w życiu czystością. Czuję w swoim sercu cały ten trudny czas, przez który przechodzisz. (…) Jezus powtarza mi, że nie możemy się zatrzymać: kochać, kochać wszystkich, rozerwać sobie serce, aby wydobyć z niego prawdziwą miłość, tę zrodzoną z cierpienia. Wiem, znam swoje, Twoje słabości, może właśnie dziś nadchodzi pokusa ustąpienia, ale On prosi mnie, prosi Ciebie, żeby dalej kochać”.

Także tym razem miłość zwycięża wszystko – ona ma moc pokonać słabości i pokusy, przywraca czystość i nadaje jej głęboki sens. Ponieważ nie zna kompromisów, czyni tych, którzy kochają, radykalnymi. Alberto dzieli się: „Parę dni temu jedna dziewczyna dała mi do zrozumienia, że jeślibym chciał, to mógłbym ją wykorzystać. Nie! Wtedy właśnie rozumiesz swoją wolność, tę, której nikt nie zna. Carlo, pomagaj mi zawsze żyć moją wolnością”.

Na 100%

Pewnego dnia ks. Mario, opiekun chłopaków, odczuwa w swym sercu Boży zamysł względem Alberta. Dzieli się więc z nim swoim odkryciem źródła, z którego płynie przekazywany im przezeń styl życia. To Ruch Focolari. Alberto prawie natychmiast wchodzi jeszcze głębiej w tę duchowość. Na pierwszym swym kongresie dla młodych odkrywa: „Zaczynam rozumieć, że życie (…) to przede wszystkim nawrócenie, wybranie Jezusa na 100%. Czuję, że On prosi mnie przede wszystkim, abym zmienił się radykalnie w dwóch sprawach: w życiu czystością i w wybieraniu Go w każdym cierpieniu, które mnie w życiu spotka. (…) To piękne, gdy spostrzegasz, że musisz zmienić postawę w wielu dziedzinach. W domu, z przyjaciółmi, w parafii, z dziewczyną nie jesteś już Albertem, ale Jezusem, czyli albo obdarzasz boskością, albo lepiej, byś wszystko zostawił. (…) Jezus powołał mnie na swój sposób, czyli bez rezerw”.

Nie pozostają to tylko słowa – Alberto idzie za tymi odkryciami… Pewnego wieczoru wyznaje je Orietcie. Ona wspomina: „Powiedział mi: »Zrozumiałem, że chociaż bardzo cię kocham, teraz nie możemy być razem. Czuję, że muszę być wolny, aby lepiej zrozumieć, czego Bóg ode mnie oczekuje. Chcę być cały dla Niego, rozumiesz?«. Powiedział to właśnie tak, ni mniej, ni więcej. (…) Chociaż wyczuwałam głębię tego, co mi powiedział, nie potrafiłam przystać całym sercem na jego prośbę, choć nie czułam się mniej przez niego kochana”. Po jakimś czasie przyszło jednak światło. Podczas jednego ze spotkań dla młodych Igino Giordani, pisarz i polityk, wyciągając chusteczkę, powiedział: „Jeśli ty poprosisz mnie o tę chusteczkę i ja ci ją oddaję, trzymając za jakiś róg, to nie przyda się ani mnie, ani tobie. Z Bogiem tak nie postępujcie: oddajcie mu całe życie”. Orietta zrozumiała powód decyzji Alberta i odkryła w niej dowód największej miłości.

Sprint

Od tej pory Alberto jakby przyspiesza swój bieg; porywa za sobą Carla. Angażują się na 100 % na rzecz biednych, odrzuconych, narkomanów i migrantów. Robią to z miłości do Jezusa Opuszczonego, którego wybrali jako swoje wszystko. To On ich pociąga, On jest fundamentem ich wzajemnych odniesień i relacji ze wszystkimi, bo to właśnie Jego Oblicze skryte jest w każdym drugim.

O tym wyborze Carlo pisze w liście do swego kolegi: „Zrozum, że wszystko jest częścią »cudownej przygody«, bo teraz Jezus jest Twoim przyjacielem. Tak, przyjacielem, który nigdy nie zawodzi. Otwierają Ci się oczy i udaje Ci się patrzeć na wszystko w nowy sposób, poprzez okulary miłości, i wydaje się, że cały świat razem z nami śpiewa Bogu na chwałę. Ale pamiętaj, miłość nie jest tylko radością, wesołością, pięknem, łagodnością. Jest też bólem, cierpieniem, niezrozumieniem, zamętem, mrokiem, »ciemną nocą«; jest też Jezusem ukrzyżowanym i opuszczonym. Jezus w tej rozpoczynającej się erze »cywilizacji Miłości« prosi nas, abyśmy wybrali Go ukrzyżowanego i opuszczonego, bo jest jedynym i absurdalnym »kluczem«, który otwiera wszystkie drzwi, który daje odpowiedź na wszystkie pytania »dlaczego?« każdego człowieka i całej ludzkości. (…) Musisz mieć wiarę. (…) Nie czekaj, nie trać czasu. Kto wie, ilu ludzi, ilu braci czeka, by odnaleźć Boga poprzez Ciebie”.

Ten wybór – Jezusa Opuszczonego – sprawia, że wszystko ukazuje się w innym świetle… Daje moc kochania w najtrudniejszych warunkach, także wtedy, gdy miłość wydaje się niemożliwa. Alberto pisze do kolegi Bruna, który jest w wojsku, gdzie wcale niełatwo zachować wartości i żyć chrześcijaństwem: „Nie oczekuj niczego od innych, kochaj wszystkich, kochaj pierwszy, stań się »przysługą«, a znajdziesz radość i szczerą przyjaźń innych. (…) Miłość tam, w wojsku, wydaje mi się czymś niezwykle pięknym. Bóg naprawdę chce, abyś był ziarnkiem gorczycy, które najmniejsze ze wszystkich potem będzie dawało cień na cały las. Naprawdę, mówię ci to prosto z serca: kochaj wszystkich, kochaj pierwszy!”.

Kotwica

Szalona miłość do wszystkich z pewnością nie byłaby możliwa, gdyby nie osobiste spotkania z Jezusem, solidne zakorzenienie w życiu sakramentalnym oraz codzienna Eucharystia.

„Pewnego dnia – opowiada ks. Mario – po godz. 22 zadzwonił domofon. To był on. Powiedział mi: »Księże, to ja, Alberto. Mógłbyś zejść i udzielić mi Komunii?«. Zszedłem i dałem mu Eucharystię, a potem pozostaliśmy, by trochę porozmawiać. Spytałem go, dlaczego nie przyszedł na mszę o 19.30. Opowiedział mi, że spotkał młodego narkomana i zatrzymał się, by go wysłuchać. Potem zaprosił go do baru, kupił mu coś do jedzenia i dał też trochę pieniędzy, które miał w kieszeni. Dopiero teraz mógł przyjść, żeby przyjąć Komunię. Powiedział jeszcze: »Księże, bez Jezusa Eucharystycznego, którego przyjmuję codziennie, nie dałbym rady. Jezus jest naprawdę moją siłą«”.

Szczególną chwilą doświadczania Bożej miłości była dla Alberta także spowiedź. Ksiądz Vito, jego spowiednik, mówił: „Alberto często przychodził wyspowiadać się do mnie, do parafii. Były to szczególne chwile, rzekłbym chwile komunii. (…) Widać było, że spowiadał się nie ze względu na braki, których się ewentualnie dopuścił, ale po to, by nie upaść ponownie”.

Chłopcy także bardzo często uczestniczyli w adoracjach Najświętszego Sakramentu, które sami przygotowywali w parafii. Żadnego dnia, nawet w wakacje, nie opuścili różańca.

Meta

18 sierpnia 1980 roku. Alberto jest w Alpach z kolegą Tizianem. 4:30 rano. Wspaniałe podejście, choć im wyżej, tym niebezpieczniej… Nagle Tiziano widzi, jak Alberto traci równowagę i znika w 600-metrowej przepaści…

Wszyscy zbierają się przy trumnie, przychodzą przyjaciele i znajomi Alberta z ulicy. Atmosfera świętości.

Brakuje tylko Carla – właśnie został przewieziony do szpitala. Diagnoza: rak… Zaczyna się 40-dniowy bieg do mety. W szpitalu jakaś rewolucja – jego obecność wprowadza nową, wcześniej niedoświadczaną atmosferę.

Carlo także teraz nie traci czasu – także i w tej sytuacji wierzy w nieskończoną miłość Boga i daje na tę miłość odpowiedź. Doświadcza spotkania z Jezusem Ukrzyżowanym, Jemu ofiarowuje swoje cierpienia. Jednemu z kolegów wyznaje: „Jestem u kresu sił; chciałem ci powiedzieć, byśmy byli gotowi oddać życie w tej chwili jeden za drugiego… Ofiarowuję moje życie za wszystkich was, a przede wszystkim za ludzkość, która cierpi… Za chłopców z mojej dzielnicy… Za wszystkich, których poznałem”. 42 dni po Albercie także Carlo odchodzi na to najważniejsze spotkanie. Przygotowywał się na nie całe życie. „Żyję, aby spotkać Jezusa” – to jedne z jego ostatnich słów…

Dziś toczy się proces beatyfikacyjny Carla i Alberta.

Zapalić świat miłością – oto powołanie, które daje nam Jezus. Przeniknąć nią swoją codzienność – słowa, intencje, myśli, drobne czynności. Budować mosty głębokich relacji z tymi, wśród których jesteśmy. Oto rewolucja miłości, do której jesteśmy wezwani!

Jezus chce, byśmy żyli konkretnie Jego słowem, Jego przykazaniami w każdej sytuacji. Chce, byśmy obejmowali Jego ramionami wszystkich, których spotykamy. Obejmowali, kochając ich tak, jak On ukochałby te osoby, gdyby był na naszym miejscu…

To ta miłość, w każdej chwili obecnej, przygotowuje nas na najważniejszy moment w naszym życiu – na spotkanie z Nim. Alberto i Carlo pozostawiają nam szczególne przesłanie: „Życie należy do Boga, który nas zabiera, kiedy chce. Ważne, byśmy byli przygotowani”…
źródło: milujciesie.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *