News will be here

Św. Jan Paweł II i Ojciec Pio wstawił się za nią

To zdarzenie jest szokującym wręcz dowodem daru przewidywania, jaki posiadał Ojciec Pio. Jest ono ważne zwłaszcza dlatego, że poświadczone zostało dwoma odręcznymi listami Karola Wojtyły, napisanymi do Ojca Pio.
Chciałbym przedstawić to zdarzenie dokładnie, ponieważ różne okoliczności sprawiły, iż jestem jedyną bodaj osobą znającą wszystkie szczegóły. Przekazał mi je Angelo Battisti, przyjaciel Ojca Pio, zarządca Domu Ulgi w Cierpieniu. Zaznaczyłem już wcześniej, iż Battisti na krótko przed śmiercią zapisał niemałą liczbę kartek swoimi wspomnieniami, przekazując w ten sposób fakty i znamienne szczegóły z życia Ojca Pio, których był jedynym świadkiem. Znalazła się wśród nich relacja o cudzie, który uprosił u Ojca Pio Karol Wojtyła.

„Ojcze, proszę …”
Wziął pióro i na papierze z nagłówkiem „Curia metropolitana cracoviensis” napisał niewyszukaną łaciną krótki list, opatrzony datą l7 listopada 1962 roku.
W liście czytamy:
„Venerabilis Pater, rogo te orationem fundere pro quadam mater quattuor puellamm, Cracoviae in Polonia (durante ultimo bello per quinque annos in campo concentrationis in Germania), nunc in periculo gravissimo sanitatis et etiam vitae ratione canceris: ut Deus ei eiusque familiae misericordiam suam instante Beatissima Virgine ostendat. In Christo obligatissimus Carolus Wojtyla”.
W tłumaczeniu brzmi list następująco:
„Wielebny Ojcze, proszę cię o modlitwę za pewną matkę czterech dziewczynek, mieszkającą w Krakowie, w Polsce (w czasie wojny pięć lat spędziła w obozie koncentracyjnym w Niemczech) ; jej zdrowie i również jej życie jest teraz zagrożone z powodu choroby nowotworowej. Módl się, by Bóg, za wstawiennictwem Najświętszej Marii Panny, okazał jej samej i jej rodzinie swe miłosierdzie. Zobowiązany w Chrystusie Karol Wojtyła”.

List biskupa Wojtyły do Ojca Pio jest jasny i przejmujący w swej treści. Życiu kobiety, o której mowa, zagraża poważne niebezpieczeństwo Jej chorobę w latach sześćdziesiątych zwano „chorobą wieku”, która przerażała wszystkich, bo nie było na nią lekarstwa. Sytuacja rodzinna chorej jest dramatyczna: mowa o matce czwórki dziewczynek. Kobieta ta wiele już wycierpiała w swym życiu, w czasie wojny, kiedy miała zaledwie 20 lat, została więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych i spędziła pięć lat w tych fabrykach śmierci.

Biskup Wojtyła prosił Ojca Pio o to, by modlił się do Boga i do Najświętszej Marii Panny o miłosierdzie dla tej kobiety i jej rodziny „Temu nie można odmówić”
List doręczono Angelowi Battistiemu, który bardzo znany był w Watykanie, gdyż pracował w Sekretariacie Stanu. Zaś jako zarządca Domu Ulgi w Cierpieniu, był zarazem przyjacielem Ojca Pio i jedną z nielicznych osób, które w każdej chwili mogły do niego przyjść lub zapukać do jego drzwi.
„List doręczył mi jeden z kardynałów włoskich” – powiedział mi Battisti. – „Kardynał ów – mówił dalej – zaznaczył, że chodzi o sprawę wielkiej wagi i dlatego trzeba jak najszybciej przekazać ten list wprost do rąk Ojca Pio.
Nikt nigdy nie zlecił mi tak pilnej sprawy. Poszedłem natychmiast do domu, siadłem za kierownicę i ruszyłem do San Giovanni Rotondo .

Dotarłszy na miejsce, poszedłem wprost do celi Ojca Pio. Podałem mu list mówiąc, iż to sprawa nie cierpiąca zwłoki. „Otwórz i przeczytaj” – powiedział Ojciec Pio.
Miał pochyloną głowę i, jak zawsze, modlił się. Otworzyłem kopertę i zacząłem czytać mu list. Ojciec Pio słuchał nic nie mówiąc. 1 milczał dalej, gdy już przeczytałem te kilka słów. Byłem zdziwiony. Ten list nie miał w sobie nic wyjątkowego. Był jak wiele innych listów, które Ojciec Pio otrzymywał każdego dnia od osób proszących o jego modlitwę.
W pewnej chwili Ojciec Pio, podniósłszy głowę i spojrzawszy na mnie swymi głębokimi oczyma, powiedział:
„Miły Angiolino, temu nie można odmówić”.
Po czym spuścił głowę i pogrążył się w modlitwie.
Wsiadłem do samochodu, by wrócić do Rzymu. W czasie podróży nie przestawałem myśleć nad tym zdaniem Ojca Pio. Znałem go od lat. Przywykłem oglądać niesłychane rzeczy, jakie działy się wokół jego osoby. Wiedziałem, że każde jego słowo miało głęboki sens.
Wciąż zadawałem sobie pytanie: „Ale dlaczego powiedział: Temu nie można odmówić”? Kim jest ów biskup polski? Pracowałem w Sekretariacie Stanu, lecz nigdy nie słyszałem o nim. A przecież Ojciec Pio darzył go dużym szacunkiem, skoro wypowiedział zdanie wyraźnie wskazujące, że to osoba bardzo dla6 ważna – dlaczego? Po przyjeździe do Rzymu pytałem moich współpracowników, czy znają biskupa Wojtyłę, lecz nikt nigdy nie słyszał tego nazwiska” .Dokładnie po jedenastu dniach, 28 listopada, biskup Wojtyła napisał do Ojca Pio drugi list.

„Venerabilis Pater, mulier habitans Cracoviae in Polonia, mater quattuor puellarum, die 21 XI, ante operationem chirurgicam repente sanitatem recuperavit. Deo gratias. Tique, pater venerabilis, item maximas gratias ago nomine ipsius eiusque mariti et cunctae familiae. In Christo Carolus Wojtyla vicarius capitularis cracoviensis”.
Oto i jego tłumaczenie:
„Wielebny Ojcze, kobieta mieszkająca w Krakowie, w Polsce, matka czterech dziewczynek, dnia 21 listo-pada, przed operacją chirurgiczną, nagle wyzdrowiała. Składajmy dzięki Bogu. Również Tobie, czcigodny Ojcze, składam moje serdeczne podziękowania w imieniu tej kobiety , jej męża i całej jej rodziny. W Chrystusie, Karol Wojtyła, wikariusz kapitulny krakowski”.

„Zachowaj te listy”
Ten drugi list biskupa Wojtyły wyraża radość. Bardzo zwięźle informuje o niesłychanym fakcie, podając kilka istotnych elementów, które wskazują, że to, co się zdarzyło, jest wyjątkowym cudem. Wyzdrowienie kobiety było nagłe i dokonało się w czasie jej pobytu w szpitalu, na krótko przed planowaną operacją. A zatem stało się na oczach lekarzy, pod kontrolą nauki. Prawdziwy cud, który biskup Wojtyła przypisuje bez cienia wątpliwości interwencji Boskiej uzy skanej dzięki modlitw om Ojca Pio.
Również i ten list doręczono Battistiemu, by bezzwłocznie go zawiózł do San Giovanni Rotondo.

„Wyjechałem natychmiast, ponieważ i tym razem proszono mnie w Watykanie o pośpiech” – powiedział mi Battisti. – „Przybywszy do klasztoru, zjawiłem się od razu u Ojca Pio i pokazałem mu list. On zaś, jak zwykle, powiedział: „Otwórz i przeczytaj”. Tym razem czytałem z dużym zainteresowaniem, ponieważ chciałem dowiedzieć się, cóż ważnego było jeszcze do powiedzenia. Przeczytawszy o tak wyjątkowym, niesłychanym uzdrowieniu, spojrzałem w kierunku Ojca Pio, jakbym chciał pogratulować mu, lecz on pogrążony był w modlitwie.
Zdawał się nie słuchać mego głosu w czasie lektury listu. Czekałem w milczeniu na jakieś jego polecenie. Po paru chwilach rzekł do mnie: ‚Angiolino, zachowaj te listy, bo któregoś dnia nabiorą one niezwykłej doniosłości’ .
Wróciłem do Rzymu. Schowałem u siebie te listy, zgodnie z poleceniem Ojca Pio.

Minęło szesnaście lat. Prawie zapomniałem o tym, że mam te listy u siebie. Ale wieczorem w poniedziałek 16 października 1978 roku, kiedy ze środkowej loggii bazyliki Św. Piotra usłyszałem głos kardynała Feliciego, który oznajmił światu imię nowego papieża, następcy Jana Pawła i – zamarłem. Brzmiało ono Karol Wojtyła! To był ten sam biskup polski, który dał mi list do Ojca Pio z prośbą o uzdrowienie kobiety z Krakowa. Od razu pomyślałem o zdaniu Ojca Pio: „Temu nie można odmówić”, i stanęły mi łzy w oczach”.W ten właśnie „nadzwyczajny krąg” jest wciągnięty także mój życiorys… Nie ja udzieliłam informacji, którą powtarzają dziennikarze. Dotarli oni do przechowywanych na polecenie Ojca Pio dwóch listów, które wywołują falę zapytań w moją stronę. To podpis Autora listów budzi ciekawość i choć, nie ma w nich mojego nazwiska, już dawno zostało ono bez mojej woli ujawnione.

O listach tych powiedział Ojciec Pio przed śmiercią: te zachowajcie, bo będą ważne… Ja wówczas ani o tych listach, ani o Ojcu Pio nic nie wiedziałam, działo się to niejako poza mną czy może nade mną…

Tak się złożyło, że w maju 1967 roku znalazłam się w Italii i zdecydowałam się pojechać do tego kapucyna, poznać go, może czegoś się dowiedzieć. Dojechałam pod wieczór. Przed kościołem było pełno ludzi…
Ojciec Pio odprawiał Mszę św., stareńki, chodził już z trudem, podprowadzony do ołtarza… Msza św., celebrowana przez Ojca Pio, promieniowała szczególną treścią. W kościele, mimo tłumu, panowała niezwykła u Włochów cisza… A po Mszy św. Ojciec Pio z trudem, powolutku skierował się ku zakrystii. Szedł koło nas i na chwilę zatrzymał się, powiódł wzrokiem po ludziach i zatrzymał go na mnie – podszedł bliżej, pogłaskał mnie po głowie – i spojrzał…
I właśnie to spojrzenie, którego opisać nie potrafię, sprawiło, że już wiedziałam; wiedziałam, że wtedy, w 1962 roku, to nie był przypadek.
Adesso va bene (Teraz jest w porządku) – powiedział, uśmiechnął się i poszedł dalej. A ja nie powiedziałam słowa i nie mogłam się ruszyć. Klęczałam bez ruchu, aż w kościele się rozluźniło…
Po drodze kobiety nie dały mi przejść, dotykały mnie, mojej głowy, pytały: co pani zrobiła, że Ojciec Pio do niej podszedł? Co zrobiłam? A ja właśnie nic nie zrobiłam i nic nie wiedziałam…

Powtarzam to, czego się przez ten czas dowiedziałam o Ojcu Pio od jego przyjaciół, że chciał zawsze ludziom pomagać, ale głównie pomóc w dojściu do Boga. Miał nadzwyczajne dary, to prawda, ale tej cudowności głównie „używał” – jeśli tak można powiedzieć – do nawracania ludzi…
Wanda Półtawska
źródło: cudajezusa.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *