News will be here

Jak Ojciec PIO przeżywał Eucharystię?

Ojciec Pio święcenia kapłańskie przyjął w katedrze w Benewencie 10 sierpnia 1910 r. Tak napisał na swoim obrazku prymicyjnym: „Jezu, moje pragnienie i życie moje, kiedy dziś drżący Cię unoszę w tajemnicy miłości, spraw, abym był dla świata drogą, prawdą, życiem, a dla Ciebie świętym kapłanem, ofiarą doskonałą”.

Kiedy Ojciec Pio odprawiał Mszę św., wszyscy czuli, że prawdziwie z Chrystusem przeżywa mękę i przybicie do krzyża. W prywatnym objawieniu tak Pan Jezus o nim mówił:

„Posiada moją władzę, ponieważ ja, Jezus, żyję w nim… Jego gesty, słowa, spojrzenie dokonują więcej niż przemowa wielkiego mówcy. Ja nadaję wartość temu wszystkiemu, co z niego wychodzi. Jest arcydziełem mojego miłosierdzia. Jego obdarzyłem wszystkimi darami mojego Ducha. Jest moim doskonałym naśladowcą, moją Hostią, moim ołtarzem, moją ofiarą, moim upodobaniem, moją chwałą!”.

21 września 1962 r. o. Jerzy Tomziński, przełożony generalny Zgromadzenia Ojców Paulinów, uczestniczył we Mszy św. odprawianej przez o. Pio. I wspomina, że to, co najbardziej wtedy przeżył, to moment konsekracji:

„Ojciec Pio zachowywał się tak, jakby widział Chrystusa. Oparł się na ołtarzu, ręce położył tak, jakby obejmował krzyż, i patrzył na Hostię. On widział Pana Jezusa, że cierpi, że umiera. Widział Go w Hostii – to się ujawniło w jego twarzy. To było coś nieprawdopodobnego… Nie widziałem kapłana celebrującego, ale Mękę Pana Jezusa na Golgocie. Widziałem, Pan Jezus cierpi i umiera, że krew się leje. Widziałem i przeżywałem, dzięki Ojcu Pio, niebo przy ołtarzu”.

Znana pisarka Maria Winowska tak opisuje Eucharystię Ojca Pio w książce Prawdziwe oblicze Ojca Pio:

„Twarz jego przeobraża się, gdy stanął u stopni ołtarza. Nie trzeba być mędrcem, żeby zrozumieć, że znalazł się w świecie dla nas niedostępnym. Nagle pojmuję, dlaczego Msza odprawiana przez niego przyciąga tłumy, dlaczego je przykuwa i podbija. Od pierwszej chwili jesteśmy raptownie wciągnięci w głąb tajemnicy. Jak niewidomi otaczający widzącego. Jesteśmy bowiem ślepcami, przebywającymi za granicami rzeczywistości. To właśnie jest posłannictwem mistyków. Oni przywołują do życia nasze wewnętrzne oczy, które uległy zanikowi, oczy przeznaczone do oglądania olśniewającej jasności, nieporównywalnie potężniejszej od światła widzialnego okiem śmiertelnika…

Od siebie mogę powiedzieć, że w San Giovanni Rotondo okryłam w ofierze Mszy świętej otchłanie miłości i światła, przedtem zaledwie dostrzegalne. Ten moment jest bardzo ważny…

Jego zadaniem nie jest robienie »czego innego«, ani też »lepiej niż inni«, ale uprzystępnienie nam zrozumienia, przeżycia i wchłonięcia w siebie tej jedynej w świecie ofiary, jaką jest Msza święta… Bo trzeba być ślepym, żeby nie wiedzieć, że człowiek, który przystąpił do tego ołtarza, cierpi. Jego krok jest ciężki i chwiejny. Niełatwo jest stąpać na przebitych stopach. Ramiona ciężko się opierają na ołtarzu, gdy go całuje. Zachowuje się jak ranny w ręce, zmuszony do oszczędzania każdego ruchu.

Wreszcie, uniósłszy głowę, wpatruje się w krzyż. Mimo woli odwracam oczy, jak gdyby lękając się podpatrzeć tajemnicę miłości. Twarz kapucyna, przed chwilą wyrażająca jowialną uprzejmość, ulega przeobrażeniu. Przechodzą przez nią fale wzruszenia, jak gdyby niewidzialne siły powołujące go do walki napełniały go kolejno obawą, radością, smutkiem, trwogą, bólem. Rysy jego odzwierciedlają tajemny dialog. Protestuje, potrząsa głową przecząco, czeka na odpowiedź. Całe ciało sprężyło się w milczącym błaganiu (…).

Czas stanął. A raczej czas przestał się liczyć. Wydaje mi się, że ten ksiądz przykuty do ołtarza wprowadził nas wszystkich w inny wymiar, gdzie trwanie zmieniło znaczenie.

Nagle wielkie łzy tryskają mu z oczu, a ramiona wstrząsane łkaniem zdają się uginać pod przytłaczającym ciężarem. Przylatuje mi na myśl szybkie jak błyskawica wspomnienie wojenne: skazanych na śmierć, w chwili usłyszenia wyroku. Mięśnie twarzy ani drgną, ale całe ciało usuwa się, kurczy. Ta powolna agonia, to uczenie się śmierci przygotowuje do spojrzenia wprost w oczy plutonowi egzekucyjnemu. Dramat Chrystusowy jest własnym dramatem Padre Pio. Oddalenie między nim a Chrystusem znikło: »Vivo ego, iam non ego…« – »Żyję ja, już nie ja…«. Czyżby Pan wznawiał swą ofiarę w sposób bezkrwawy po to tylko, żebyśmy zapomnieli o cenie Jego Krwi? Wszak każda Msza zaprasza do uczestnictwa w Męce Odkupienia, bo to On sam żyje, cierpi i umiera w Swym Ciele mistycznym. Alboż nie jesteśmy wszyscy współpracownikami Odkupienia? I czyż Msza nie jest dla każdego z nas miejscem przeistoczenia, w którym nasze biedne cierpienie, przejęte przez Chrystusa, osiąga cenę wieczności? (…).

W pewien piątek byłam świadkiem, jak dyszał, niby zapaśnik w walce nad siły, na próżno usiłując odsunąć od siebie przeszkodę, która mu broniła wypowiedzenia słów Konsekracji. Dochodziło do walki wręcz, z której wyszedł zwycięsko, lecz zmiażdżony. Kiedy indziej, poczynając od Sanctus, kroplisty pot spływał mu z czoła, zalewając twarz rozrywaną skurczami łkania. Był wtedy naprawdę uosobieniem bólu w walce z agonią. Bywały dni, kiedy wymawiał słowa Konsekracji, cierpiąc jak męczennik…

A na koniec trzyma we wzniesionych rękach Boga-Hostię. Po palcach jego spływa krew cienkimi strużkami. Na krótką chwilę jego rysy miękną i twarz promienieje. Czasem uśmiech muska jego wargi i oczy zdają się pieścić Hostię tkliwym spojrzeniem. Nie wiem, w jakie ciemności schodzi jego wiara, ale jestem pewna, że widziałam, jak jego wzrok sięgał w głąb, przebijając powłokę pozorów. Kto by wątpił o Obecności Rzeczywistej, winien słuchać Mszy odprawianej przez Padre Pio. Nie twierdzę, że wiara, która jest łaską, spłynęłaby na każdego natychmiastowo i niejako automatycznie, ale jestem przekonana, że postawiłby sobie to samo pytanie co pewien mój przyjaciel, którego posłałam do San Giovanni Rotondo: »Jedno z dwojga« – napisał mi. – »Albo ja jestem idiotą, albo Padre jest świętym«. Opowiedział się jednak za pierwszą z tych ewentualności”.
źródło: milujciesie.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *