News will be here

Czym kończy się polityka oddzielenia kościoła od państwa?

Polityka bezwzględnego prześladowania Kościoła przez kolejne rządy III Republiki spotykała się z potępieniem ze strony zagranicznych obserwatorów francuskiego Kulturkampfu. Korespondent świeckiego, amerykańskiego pisma – „New York Herald” nazwał wymierzoną w katolickie zakony politykę rządu francuskiego „polityką kryminalną”.
Potępienie z zagranicy…
Bardzo znamienne było wydarzenie, które nastąpiło w 1880 r. Oto na ręce kardynała Guiberta, arcybiskupa Paryża, wpłynął list podpisany przez anglikańskiego arcybiskupa Canterbury (C. Wooda) oraz dwunastu innych anglikańskich biskupów, w którym anglikańscy duchowni oraz ponad 150 tys. podpisanych pod nim anglikanów solidaryzowało się z prześladowanym we Francji Kościołem:
„W imię tej wolności, która Anglikom jest tak droga (…) chcemy Waszej Eminencji, a w jej osobie wszystkim francuskim katolikom wyrazić oburzenie, które czujemy z powodu prześladowania, jakie nad zakonami [katolickimi] zawisło. Nie możemy tego pominąć milczeniem, słysząc, że klasztory i kościoły znieważono, i mężów, którzy dla swej pobożności i dobrych uczynków sławnymi się stali, pod gołe niebo wypędzono.
Wasza Eminencja pozwoli, że niesprawiedliwie prześladowanym ofiarom w ich smutnym położeniu wyrazimy naszą gorącą sympatię i to zapewnienie, że pomimo różnicy, jaka nas dzieli w innych zapatrywaniach, w tym przypadku, w sprawie szlachetnych usiłowań i w obronie tak świętej sprawy, jak religii i moralności, całą duszą i sercem jedność stanowimy”.

…i drwiny francuskich przyjaciół „postępu”
Szczególną cechą okresu prześladowania Kościoła w okresie III Republiki była pogarda okazywana dla wiary społeczeństwa francuskiego, pogarda okazywana przez tych (liberałów i radykałów rozmaitych odcieni), którzy na swoich sztandarach wypisali hasła o tolerancji, prawach człowieka i wolności sumienia.

Rok 1873 nazwany został we Francji „rokiem pielgrzymek”. Niedawna klęska w wojnie z Niemcami (wojna z 1870 r.), zabór Alzacji i Lotaryngii przez zwycięskiego przeciwnika, wreszcie katastrofa Komuny Paryskiej – wszystko to spowodowało wstrząs moralny w narodzie francuskim.
Jego przejawem – o czym była już mowa we wcześniejszym numerze „Miłujcie się!” – była decyzja o budowie bazyliki ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa w Paryżu (bazylika Sacré Cœur). Innym objawem był prawdziwy renesans ruchu pielgrzymkowego na początku lat 70. XIX w. Na nowo odkrywano zapomniane już, a wcześniej bardzo popularne, miejsca i szlaki pielgrzymkowe, rozsiane na terenie Francji, a poświęcone św. Dionizemu, św. Rochowi, św. Marcinowi czy św. Bernardowi. Najczęściej jednak w „roku pielgrzymek” (1873 r.) nawiedzano sanktuaria maryjne: w Vavissières (gdzie Matka Boża czczona jest jako „Królowa Gór”), w Arcachon, Issoudun, w Marsylii (sanktuarium Matki Boskiej Czuwającej) czy w Chartres (do tamtejszej wspaniałej katedry przybyło w 1873 r. w jednej pielgrzymce 150 deputowanych do francuskiego parlamentu).

W czerwcu 1873 r. do Paray-le-Monial, miejsca, gdzie Chrystus objawił się św. Małgorzacie Marii Alacoque, przybyła wielka pielgrzymka. Na jej zakończenie, w dniu 29 czerwca 1873 roku (święto ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa), poseł Belcastel w imieniu uczestniczących w pielgrzymce 250 posłów do parlamentu odczytał akt poświęcenia Francji Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Jaka była reakcja „bojowników postępu” na te przejawy powrotu Francuzów do Boga i Kościoła? Drwina i obelgi. Reakcją słynnej pisarki George Sand na pielgrzymki tysięcy Francuzów był komentarz:

„Czuję unoszący się zapach zakrystii”.
Natomiast Pierre Larousse w haśle „pielgrzymka”, zamieszczonym w swoim Wielkim Słowniku – „Grand Dictionnaire” oburzał się na „przejażdżki pociągami dla rozrywki”, „wesołe śniadanka na trawie” (wszystko to o pielgrzymkach), piętnował „prymitywne rymy” (to o poezji i pieśniach religijnych) oraz „lichwiarski handel poświęconymi przedmiotami” (to z kolei o katolickim kulcie relikwii).
Do „postępowego” grona wyszydzającego Kościół i ludzi wierzących dołączył również Victor Hugo. Autor Nędzników, przemawiając w 1876 r. w Marsylii, powiedział: „Epilogiem monarchii cesarskiej był Sedan; epilogiem monarchii papieskiej był Syllabus. Syllabus, już to powiedziałem i teraz to samo powtarzam, jest to nagromadzenie wszystkich stosów dawnej inkwizycji. Obecnie z ołtarzy nie podnosi się modlitwa, ale groźba; modlitwa przerywana jest przez ową straszną czkawkę. Przekleństwo, przekleństwo! Ksiądz błogosławi teraz zaciśniętą pięścią”.

Tzw. rozdział Kościoła od państwa
Logicznym dopełnieniem antykatolickiej polityki prowadzonej przez kolejne rządy III Republiki było zerwanie przez Francję konkordatu ze Stolicą Apostolską, co nastąpiło 30 lipca 1904 r. W roku następnym (9 grudnia) francuski parlament zdominowany przez liberałów, radykałów i socjalistów uchwalił ustawę o „rozdziale Kościoła od państwa”.
Jednym z głównych promotorów tej ustawy był socjalistyczny poseł (w latach późniejszych szef francuskiej dyplomacji), znany już nam Aristide Briand. Podczas parlamentarnej debaty nad ustawą o „rozdziale” nie krył intencji przyświecających jej twórcom:
„Reformy społeczne będą możliwe, jeśli ustaną kłótnie religijne oraz jeśli katolicy zaakceptują rozdział. Katolicy zaś nie zaakceptują tego rozdziału, jeśli nie będzie on przystawiony Kościołowi jak rewolwer do głowy”.
Za podobnie brzmiącymi deklaracjami poszły czyny. Ustawa bowiem o „rozdziale” z 9 grudnia 1905 r. stawiała faktycznie Kościół katolicki we Francji poza prawem. Oznaczało to na przykład, że wszystkie budynki kościelne przestawały być własnością Kościoła, należąc odtąd do tzw. stowarzyszeń kultowych, tworzonych przez ludzi świeckich, niekoniecznie wierzących.
Władze przystąpiły wkrótce do tzw. inwentaryzacji majątku kościelnego, co ludzie wierzący odczuli jako wstęp do konfiskaty przez państwo świątyń. Masowe protesty ludzi występujących w obronie swoich świątyń przed „inwentaryzacją” – której niejednokrotnie towarzyszyło zwykłe bezczeszczenie kościołów – często kończyły się gwałtownymi starciami z policją i wojskiem.
Protesty jednak, okupione niekiedy ofiarą z własnego życia (np. 6 marca 1906 r. w Boeschepe we francuskiej Flandrii w starciach z policją zginął jeden z wiernych broniących kościoła), zmusiły rząd republikański do złagodzenia przepisów o „rozdziale”. Na mocy ustawy z 2 stycznia 1907 r. kościoły i kaplice pozostawiono do dyspozycji wiernych i duchowieństwa.

Głos Stolicy Apostolskiej
Przeforsowana przez rząd III Republiki zasada „rozdziału” Kościoła od państwa została zdecydowanie potępiona przez Stolicę Apostolską. 11 lutego 1906 r. papież św. Pius X wydał w tej sprawie encyklikę Vehementer nos, w której poddał druzgocącej krytyce nie tylko sam sposób wprowadzania w życie zasady „rozdziału” Kościoła od państwa we Francji na początku XX wieku, ale samą ideę kryjącą się za tym „rozdziałem”. Nazwał ją „tezą absolutnie fałszywą”, „bardzo szkodliwym błędem”.
Na czym, według Następcy św. Piotra, polegała szczególna szkodliwość tego błędu? Św. Pius X pisał o tej fałszywej tezie rozdzielenia Kościoła od państwa, że „oparta na zasadzie, że państwo nie powinno uznawać żadnego kultu religijnego, jest ona przede wszystkim poważną obrazą wobec Boga; ponieważ Stworzyciel człowieka jest także Założycielem ludzkich społeczności i zachowuje je w ich egzystencji, podobnie jak i nas w nich podtrzymuje. Należny Mu więc jest od nas nie tylko kult prywatny, ale także kult publiczny i społeczny, by Go czcić”.
Papież powtarzał więc dotychczasowe nauczanie Kościoła w tym względzie (sformułowane zwłaszcza w czasach pontyfikatów jego poprzedników: bł. Piusa IX oraz Leona XIII), które Kościół prezentuje także dzisiaj: sprzeciw wobec zasady „rozdziału” Kościoła od państwa nie pochodzi z jakichś niepohamowanych ambicji Kościoła i jego hierarchów, by mieszać się do spraw państwowych czy wręcz bezpośrednio kierować państwem.

Sprzeciw płynie przede wszystkim z przekonania, że zasada ta, wyjmując niejako organizację państwową spod wpływu religii, czyni wrażenie, jakoby państwo było wyjęte spod rządów Opatrzności, które sprawują przecież władzę nad całym światem – widzialnym i niewidzialnym.
Innymi słowy, neguje prawdę, o której pisał św. Paweł w Liście do Rzymian, że „wszelka władza pochodzi od Boga”
– w tym znaczeniu, że Bóg chciał, by ludzie żyli w społeczności i by tą społecznością rządziło prawo Boże – ostatecznie i najpełniej objawione przez Jezusa Chrystusa, którego depozytariuszem jest ustanowiony przez Niego Kościół.
Św. Pius X pisał więc w 1906 r., że teza o konieczności rozdziału Kościoła od państwa „jest bardzo jasną negacją porządku ponadnaturalnego. W efekcie ogranicza ona aktywność państwa jedynie do pogoni za publicznym dobrobytem w tym życiu, co jest przyczyną bezpośrednią istnienia społeczności politycznych. Nie zajmuje się ona w żaden sposób – jak gdyby było to jej najzupełniej obce – ich [tj. społeczności politycznych – G.K.] ostateczną przyczyną istnienia, którą jest wieczysta szczęśliwość proponowana człowiekowi, gdy to życie, tak krótkie, dobiegnie końca”.

Papież wskazywał dalej, że „rozdział” Kościoła od państwa jest jawną negacją Bożego planu, przewidującego „harmonijną zgodę” między „społecznością religijną” (Kościołem) a „społecznością polityczną” (państwem). Św. Pius X przypominał, że władzy tych dwóch społeczności podporządkowani są ci sami ludzie, „aczkolwiek – jak zaznaczał papież – każda z nich sprawuje nad nimi swoją władzę we właściwej dla siebie sferze”. Papież mówił więc nie o „rozdziale”, który jest niemożliwy, bo nie da się w człowieku rozdzielić sumienia dobrego obywatela od sumienia dobrego chrześcijanina. Wskazywał jednak na różnorodność, nieidentyczność państwa i Kościoła, działających w odrębnych sferach, ale wobec tych samych ludzi (czy to jako obywateli, czy jako wierzących) – potrzebujących więc współpracy, a nie rozdziału.
Pius X odniósł się również do zakamuflowanego w programie „rozdziału” państwa od Kościoła założenia, jakoby wierzący chrześcijanin byłby zagrożeniem dla funkcjonowania państwa. Papież przypominał, że jest dokładnie odwrotnie:
„religia [katolicka – G.K.] jest najwyższą regułą i suwerenną panią, gdy chodzi o prawa człowieka i jego obowiązki”.

Nie trzeba chyba zbyt wielkiej wyobraźni, by uświadomić sobie oczywistą prawdę tych słów – nie tylko w odniesieniu do Francji i nie tylko w odniesieniu do okresu sprzed 100 lat. Przecież nawet i obecni u nas, a uaktywniający się co jakiś czas zwolennicy „neutralności światopoglądowej” państwa (slogan zazwyczaj towarzyszący postulatowi „rozdziału” Kościoła od państwa) nie są tak zupełnie neutralni światopoglądowo – skoro deklarują (przynajmniej werbalnie) swój sprzeciw wobec kradzieży, korupcji, gwałtów itd. – co jest przecież jakimś wyborem moralnym, płynącym z uznania (milczącego) wagi pewnego światopoglądu.
Gdyby więc byli konsekwentni w swojej „neutralności”, państwo powinno być także neutralne wobec korupcji, wobec gwałtów, wobec wygłaszania publicznych pomówień. Powracając zaś do stosunku Stolicy Apostolskiej wobec prześladowania Kościoła w III Republice, należy podkreślić, że papież również w następnych latach nie przestał potępiać przeprowadzonego we Francji „rozdziału” Kościoła od państwa, który nie był niczym innym jak brutalnym oderwaniem od siebie tych dwóch instytucji.
W 1907 r., w liście skierowanym do francuskich biskupów (zatytułowanym „Une fois encore”), podkreślał, że w toczącym się we Francji prześladowaniu Kościoła nie tylko chodzi o to, by wykorzenić z serc jedynie wiarę chrześcijańską;
„chce się wykorzenić jakąkolwiek wiarę, która wznosząc człowieka ponad horyzont tego świata, kieruje w sposób ponadnaturalny swoje spojrzenie w kierunku nieba… Wypowiedziano wojnę wszystkiemu, co ponadnaturalne, ponieważ za tym, co ponadnaturalne, znajduje się Bóg i Bóg jest tym, którego się chce wymazać z serca i ducha ludzkiego”.
Bezkompromisowe stanowisko Stolicy Apostolskiej w potępianiu francuskiego Kulturkampfu było wielkim wsparciem dla prześladowanych francuskich katolików. Reakcją rządu było natomiast dalsze eskalowanie konfliktu.

„Tradycja republikańska” wiecznie żywa
Przedstawienie w kilku odcinkach na łamach „Miłujcie się!” dziejów walki z Kościołem katolickim pozwoli także zrozumieć spór wokół preambuły do konstytucji Unii Europejskiej. Spór, w którym głównymi przeciwnikami przypomnienia w preambule o roli chrześcijaństwa w ukształtowaniu europejskiej cywilizacji, byli politycy francuscy – na czele z Valerym Giscardem d’Estaing, dawnym prezydentem Francji (wywodzącym się z „liberalnej prawicy”) i przewodniczącym europejskiego Konwentu opracowującego założenia europejskiej konstytucji.
Jak pamiętamy, w pierwszej wersji mowa była tylko o dziedzictwie Grecji i Rzymu oraz oświecenia. Natomiast na skutek protestów w sprawie skandalicznego (bo z przyczyn ideologicznych deformującego historyczną rzeczywistość) opuszczenia w tym zestawieniu chrześcijaństwa, politycy ci woleli skreślić wszystko, byle tylko nie znalazła się żadna wzmianka o chrześcijańskich korzeniach europejskiej cywilizacji.
Dzieje francuskiego Kulturkampfu w czasach III Republiki wyjaśniają bardzo dobrze, skąd taki opór. Od tego bowiem czasu (przełom XIX i XX w.) cała francuska klasa polityczna identyfikuje się na zasadzie wierności „tradycji republikańskiej”. Tradycji, która została ostatecznie wykrystalizowana właśnie na przełomie XIX i XX wieku, w okresie ostrej walki z Kościołem katolickim.

W tamtym bowiem czasie „tradycja republikańska” nabrała znaczenia wykraczającego poza przywiązanie do ustroju republikańskiego, ale również zawierającego w sobie programowy „rozdział” Kościoła od państwa – rozumianego w sposób wyżej opisany. Politykom wychowanym w takim właśnie etosie trudno jest zrozumieć i zaakceptować fakt, że między epoką starożytnej Grecji i Rzymu a epoką oświecenia było kilkanaście wieków niestrudzonej pracy Kościoła (zarówno zachodniego, jak i wschodniego) nad obliczem cywilizacyjnym Europy.
W ten sposób, wychodząc od zasady „rozdziału” Kościoła od państwa, doszli do zasady rozdziału tego, co ma być napisane w europejskiej konstytucji, od niepodważalnej historycznej rzeczywistości – a co w normalnym języku nazywa się intelektualnym hochsztaplerstwem.

Nie trzeba być specjalnym znawcą, żeby zrozumieć czym kończy się oddzielenie kościoła od państwa. Wystarczy spojrzeć na obecną Francję. To co się dzieje jest tego skutkiem. To nic innego jak walka z Bogiem. To Chrystus stworzył kościół, dał Apostołów. Nie warto oddzielać Jezusa od Państwa, bo skończy się to klęską. Możemy powiedzieć jedynie – Francjo obudź się!
źródło: milujciesie.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *