Jednym z obecnie najważniejszych partnerów handlowych Finlandii w Europie jest Polska. Spojrzenie na kłopoty, z którymi się boryka, porównane do „naszych”, pozwolą Polakom docenić własne warunki, pomimo narodowych fobii, uprzedzeń i stosunku do pracy.
Dla większości ludzi Finlandia kojarzy się z firmą produkującą telefony, ewentualnie pojezierzem fińskim oraz jednym ze skarbów swojej kultury, czyli cyklem o Muminkach autorstwa Tove Jansson. W porównaniu do poziomu wiedzy potocznej, na temat choćby Belgii, to niewiele. Tymczasem w ubiegłym roku wartość fińskich inwestycji w Polsce sięgnęła poziomu 2 mld euro, zaś udział w rynku pracy wyniósł 30 tys. zatrudnionych pracowników.
Powszechnie głoszone zagrożenie
Zacznijmy od ulubionego przez polityków argumentu globalnego zagrożenia – to co dla większości krajów Europy jest problemem czysto teoretycznym, dla Finów było kwestią życia i śmierci. Granicę o długości 1,3 tys. km dzielą z Rosją, zachowanie suwerenności było i wciąż pozostaje dla nich głównym powodem narodowego stresu.
– Rosja jest dla Finlandii nierozwiązywalnym problemem, mówiąc językiem biznesu, ryzykiem, którym trzeba rozważnie zarządzać a nie teorią, jak dla centrum kontynentu. Finlandia obchodzi w tym roku stulecie ogłoszenia niepodległości, boryka się przy tym z szeregiem zawoalowanych prowokacji ze strony sąsiadującego mocarstwa, które stanowią poważny element uprawianej przez Moskwę destabilizacji Europy. Aneksja Krymu przez Rosję, o której większość Europejczyków zdaje się nawet nie myśleć, dla władz fińskich wciąż jest źródłem strachu. Ale Finlandia, choć jest poza Sojuszem Atlantyckim, ściśle z nim współpracuje. Jest jednym z niewielu krajów Europy, który w wydatkach na armię zamierza przekroczyć 2 proc. PKB. Najnowsze plany zakładają przeznaczenie na nowe samoloty bojowe 10 mld dolarów – twierdzi Krzysztof Sadecki, polski finansista i analityk biznesowy.
Krwawa historia
Nie bez znaczenia jest dla Finów ich historyczne doświadczenie. W porównaniu do przebiegu wydarzeń w regionie nordyckim, los doświadczył Finów w wyjątkowo krwawy sposób. Kiedy w 1917 roku w Rosji toczyła się wojna domowa, w Finlandii (która wówczas należała do Rosji) liczba ofiar sięgnęła 40 tys. W dwóch wojnach przeciwko Związki Radzieckiemu w latach 1939 – 1945 zginęło 93 tysiące ludzi. Nie koniec na tym – na mocy porozumienia z 1947 roku wymuszono na Finlandii oddanie wschodniemu sąsiadowi około 10% swoich ziem oraz wypłacenia wysokiego odszkodowania. Kolejne lata to w polityce fińskiej nacisk na pozostanie poza ramami Układu Warszawskiego. Jednocześnie dokonywano niemożliwego, jak na owe czasy, wykorzystywania wszystkich nadarzających się okazji zbliżenia do Zachodu bez prowokowania Moskwy. Ukuto nawet termin „Finlandyzacja” na określenie polityki prowadzonej przez Helsinki polegającej na ograniczeniu swobody polityki zagranicznej innego państwa. Ceną za taką sytuację był brak interwencji w politykę wewnętrzną. W przypadku Finów była to jedyna strategia przetrwania. Obejmowała autocenzurę w wykonaniu lokalnych decydentów oraz media. W efekcie Finlandia nigdy nie dołączyła do NATO, członkiem UE została dopiero w 1995 roku. W tym samym roku w europejskiej rodzinie znalazły się też Szwecja i Austria, ale to, co dla Szwecji miało znaczenie czysto ekonomiczne, w przypadku Finów było dyktowane perspektywą bezpieczeństwa, charakterystyczną dla ich sposobu myślenia utrwalonego przez dekady. W dodatku ważne było znalezienie się w oddziaływaniu zachodniej solidarności, bez której ich pozycja mogła być kwestionowana.
– W ostatnich latach doszło do intensyfikacji działań Finlandii z państwami zachodnimi, co zostało spowodowane aneksją Krymu przez Rosję. Pomimo tego nie przewiduje się, by Finlandia dołączyła do NATO, choć jej siły zbrojne spełniają standardy tej organizacji. Zamiast przystąpienia do Sojuszu, Finlandia zachowa tylko możliwość członkostwa (tak wygląda finlandyzacja w praktyce). Doświadczenie, które nagromadziło się przez lata dzięki takiej polityce zostanie wykorzystane do pogłębienia współpracy z Zachodem, przede wszystkim z najbliżej położonymi nordyckimi krajami i dużym atutem będzie tu dla Finów bardzo dobra znajomość wschodniego sąsiada – kontynuuje Sadecki.
Finowie wierzą w solidarność wspólnoty europejskiej, mimo to są postrzegani jako naród prowadzony przez wiarę we własną niezależność. Mogą być przykładem kraju, który pozostając poza schematami dyplomatycznymi nie zatraca swojej tożsamości i związanej z nią rześkości albo skłonności do działań postrzeganych jako nieszablonowe.
Edukacja
Niektórzy socjologowie wskazują Finlandię jako ostatni bastion czysto rdzennej kultury nie zanieczyszczonej przez multikulturalizm, czy zmienność zachodnich mód, a przy tym zadziwiająco samodzielnej i niezależnej, bez okrzyków traktujących o wartościach i ich roli. Pomimo że w swej niezależności jest nieco osamotniona, wychodzi jej to na dobre. Do ciekawostek, może należeć szczególny kształt fińskiego systemu edukacyjnego. Niewiele osób wie, że jednym z najbardziej prestiżowych zawodów jest zawód nauczyciela. Według badań jest drugim najbardziej pożądanym po zawodzie lekarza. Nauczyciele pracują w specjalnym systemie – cztery godziny dziennie z obowiązkiem poświęcania dwóch godzin tygodniowo na rozwój zawodowy, do tego państwo finansuje w stu procentach wszystkie szkolenia dla nauczycieli. Jeśli chodzi o uczniów to kształcenie obowiązkowe trwa 9 lat, zaczyna się w siódmym roku życia – czyli najpóźniej w Europie. Trwa do ukończenia przez ucznia 16 roku życia. Przybory szkolne uczniowie dostają za darmo, podobnie jak podręczniki i posiłki w stołówce. I nie dość, ze przez pierwsze 4 lata dzieci nie dostają ocen, to jeszcze w pierwszych 6 latach nauki nie mają żadnych egzaminów.
– Nie liczą się osiągnięcia oceniane według sztucznych czy wręcz wydumanych kryteriów, najważniejsza jest prowadzona na zasadzie partnerstwa współpraca nauczyciela z uczniami, którą stawia się na pierwszym miejscu – zauważa Krzysztof Sadecki.
Zgodnie z założeniami dydaktycznymi zajęcia są prowadzone w 16-osobowych grupach, więc wiele szkół liczy mniej niż 100 uczniów. W dodatku większość z nich to szkoły państwowe. Placówki prywatne nie są zbyt liczne, ale uczniowie, którzy do nich uczęszczają nie płacą za naukę – państwo opłaca czesne. Nie ma też znanego z polskiego podwórka zjawiska płatnych korepetycji, są one wręcz zakazane. System edukacyjny dba, aby każdy uczeń otrzymywał niezbędną pomoc w ramach szkolnych zajęć. Dzięki pomocy udzielanej na bieżąco i dbałości o wyrównanie poziomu, nie ma zjawiska powtarzania klasy. I co znamienne – państwo inwestuje w rozwój zawodowy nauczycieli 30 razy więcej niż w badaniach wydajności nauczania i osiągnięć uczniów.
– Na pierwszy rzut oka widać, że jest to system być może pracochłonny, ale skuteczny i ze społecznego punktu widzenia opłacalny. Gdy spojrzymy na Finlandię, nasz własny los zaczyna wyglądać zgoła inaczej, a jeśli rozejrzymy się szerzej po Europie zobaczymy, że każdy naród boryka się z kłopotami, niekiedy uderzająco podobnymi do naszych a podejmowane środki zaradcze moglibyśmy wykorzystać na własny użytek po uprzedniej adaptacji, zgodnej z naszymi uwarunkowaniami. Im trudniejsza sytuacja tego, od kogo się uczymy, tym lepsze rozwiązania, więc naprawdę warto – kontynuuje ekspert.
Magdalena Pytkowska