News will be here

Historia nawrócenia buddyjskiej mniszki

Nawrócenie buddyjskiej mniszki

Esther Baker to pseudonim bohaterki niezwykłej książki pt. Byłam buddyjską mniszką. Jej życie jest dowodem na to, jak niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu.

Życiowa filozofia
Opowiadając historię Esther, warto wspomnieć, że dziewczynka została powierzona Bogu jeszcze w łonie matki, która zachęcona przez pastora, modliła się wraz z nim o ocalenie swojego nienarodzonego jeszcze dziecka. Kobieta z wdzięcznością ochrzciła swą córkę oraz niewiele starszego syna. Mimo tych religijnych aktów rodzice Esther mieli nieufny i niechętny stosunek do Kościoła.

„Chrześcijanie są śmieszni i żałośni, chrześcijaństwo to bezwartościowe śmieci” – brzmiał uczyniony przez Esther w dzieciństwie napis na Piśmie św.

Dziewczynka od najmłodszych lat przesiąkała niechęcią do Kościoła, którą emanował jej ojciec.

Uczepiona kolorowej, matczynej spódnicy wędrowała na seanse spirytystyczne, do chiromanty i wróżbity. Choć Esther bezpośrednio nie brała udziału w tych praktykach, to jednak rozbudziły one jej zainteresowanie okultyzmem. Dziewczyna zaczęła go praktykować na studiach.

Jej życiowa filozofia opierała się na trosce wyłącznie o samą siebie i robieniu wszystkiego, na co ma ochotę, dopóki nie krzywdzi się swoim postępowaniem innych. Rozwiązłość seksualna, alkohol i czysto hedonistyczne podejście do życia zaprocentowały smutkiem i samotnością.

Uwieńczone dyplomem prestiżowego college’u rozwijanie ogrodniczej pasji nie przyniosło jej żadnej satysfakcji. Pustka… Czego więc szukała? Odpowiedzi na mnożące się w głowie pytania: Kim jestem? Na czym polega życie? Co się dzieje po śmierci?

Chrześcijaństwo, przez wyniesione przez Esther z domu poglądy, już na wstępie zostało przez nią skreślone z listy źródeł zawierających potencjalną odpowiedź na jej dylematy. Przez pewien czas dziewczyna przyglądała się działalności grup Hare Kriszna oraz Świadków Jehowy, aż w końcu w jej głowie pojawiła się myśl o buddyzmie.

Romans z buddyzmem
Poznając historię Buddy, Esther zachłysnęła się jego spostrzeżeniami, których źródłem było tzw. oświecenie pod figowcem. Ucieczka od wszelkiego cierpienia brzmiała obiecująco. Bycie niczym, nieposiadanie niczego i nikogo. Negacja istnienia Boga.

Medytacja i skrajna asceza miały zapewnić oderwanie od świata, wyzbycie się uczuć, emocji i przedmiotów fizycznych, co z kolei miało uchronić przed wynikającym z przywiązania do świata cierpieniem.

Baker zaczęła przestrzegać pięciu buddyjskich zasad: nie niszczyć żadnego życia, nie cudzołożyć, nie kraść, nie spożywać alkoholu i nie kłamać. Chłonęła wiedzę na temat urodzonego w VI wieku p.n.e. Buddy, czyli Siddharthy Gautamy, wiodącego beztroskie, luksusowe życie u boku poślubionej księżniczki.

Kierowany ciekawością Siddhartha pewnego dnia uciekł z pałacu i podróżował po okolicy. Był wstrząśnięty i głęboko poruszony niezbyt bajkową rzeczywistością prawdziwego życia. Wrócił do pałacu z chęcią odnalezienia sposobu wyeliminowania z życia cierpienia, po czym niedługo później odszedł z dworu na dobre, podejmując życie ascety.

Indie, Tajlandia, Japonia – podróże po Azji pogłębiły w Esther pragnienie rozwoju jako buddyjskiej mniszki. Wierzyła, że dobra karma ma zapewnić pomyślne „odrodzenie”, zaś zła – mniej korzystne. Gromadzenie zasług miało zaprocentować reinkarnacją, czyli przechodzeniem bytu (nie duszy) z jednego życia do drugiego, pod postacią innego człowieka, głodnego ducha, niedźwiedzia czy owada.

Będąc mieszkanką buddyjskiego klasztoru, Baker ogoliła głowę, co miało symbolizować prostotę i wyrzeczenie się próżności. Wstawała o trzeciej nad ranem, oddając się medytacjom i pracy, spędzając większość czasu w odosobnieniu.

Zachęcano ją do powściągliwości w wyrażaniu uczuć i emocji. Budda nauczał bowiem, że prowadzą one do przywiązań, niosących ze sobą zniewolenie i cierpienie, a przecież właśnie tego należało unikać. Esther bez oporów trzykrotnie kłaniała się aż do ziemi przed wielkim posągiem Buddy, podobną cześć oddając starszyźnie mnichów i mniszek.

Dotknięcie serca
Pewnego dnia Baker zaczęła doświadczać subtelnego nawoływania Jezusa. Przyjazd chrześcijańskiej misjonarki, jej pełna wiary ewangelizacja i osobista z nią rozmowa dotknęły serca dziewczyny. Esther stłamsiła jednak w sobie to poruszenie, by zamieszkać w buddyjskim klasztorze na południu Anglii.

Przywdziała białą szatę nowicjuszki i w wieku 27 lat została wyświęcona na buddyjską mniszkę. Patrząc na swoich towarzyszy, widziała ludzi poranionych, którzy często, podobnie jak ona, ze skrajności hulaszczego życia wpadli w stan totalnego wyrzeczenia, szukając… Tak – rozpaczliwie szukając prawdy.

Niektórzy zrażeni do kościelnej instytucji, w dzieciństwie zmuszani do uczestnictwa w nabożeństwach czy też obrażeni z różnych przyczyn na Boga, od którego sami odeszli, szukali drogi do uwolnienia się od bólu egzystencji. Ludzie ci nie dopuszczali do siebie myśli, że tylko Jezus jest bramą do życia w obfitości, bramą do zbawienia.

Zatroskani rodzice bohaterki nie poznawali własnego dziecka. Widzieli wychudzoną, wyniszczoną kobietę, w niczym nieprzypominającą ich córki… Zasmucona matka straciła już wszelką nadzieję na wyrwanie jej z destrukcyjnych religijnych praktyk…

A Jezus cały czas był blisko. Kolejny raz z czułością dotknął serca Esther w Wielki Piątek, kiedy w jej głowie pojawiły się natarczywe pytania dotyczące Jego śmierci. Dostrzegając na ścianie cień układający się w znak krzyża, Baker ponownie poczuła to znajome, wewnętrzne poruszenie, takie jak niegdyś podczas rozmowy z misjonarką.

Esther doświadczała wewnętrznej walki dwóch skrajności. Upatrywała w buddyzmie oczywistego celu swego życia, a jednocześnie ogarniało ją silne zwątpienie w jego sens – na rzecz pełnych miłości znaków niestrudzonego Zbawiciela. Ten stan trwał u niej przez kilka lat.

Rozmowy z chrześcijanami, pragnienie ich towarzystwa, zadawanie im pytań, przyjaźń z zakonnicą Elizabeth oraz niezapomniany film, który wstrząsnął nią do głębi: Law of Love z Jackie Pullinger, ukazujący działanie Ducha Świętego, uzdrawiającego ludzkie ciała i dusze.

„Boże, jeśli jesteś prawdziwy, proszę, przyjdź” – wypowiedziana przez Baker z ufnością i nadzieją prosta modlitwa zaowocowała u niej bezskutecznie od lat poszukiwanym pokojem serca, którego nie dał jej świat ani życie buddyjskiej mniszki.

Spotkanie kolejnych, życzliwych ludzi umacniało pierwsze, nieporadne kroki Esther na drodze wiary i podjęcia świadomej decyzji zostania chrześcijanką. Działanie Bożej opatrzności zabierało jej lęk. Bojaźń ustępowała miejsca pewności, że jest chroniona, prowadzona i bezgranicznie kochana.

Modlitwa zamiast buddyjskiej medytacji, potajemne wyjścia do kościoła, czytanie Pisma św. Ostatecznie Esther zdjęła habit i opuściła klasztor. Po prostu pozwoliła się Bogu odnaleźć.

Nowa misja
Duch Święty sprawił, że niewyznane przez wiele lat grzechy uwierały odrodzone serce dziewczyny. Budda nie ma władzy odpuszczania grzechów. Chrystus zanurza wszystkie, choćby były jak szkarłat, w oceanie swojego miłosierdzia. Po spowiedzi Esther poczuła się nowym stworzeniem, czystym, bezwarunkowo przyjętym.

Spotkanie z Jackie, kobietą znaną jej z filmu, którego obejrzenie było jej krokiem milowym w stronę chrześcijaństwa, zaowocowało współpracą polegającą na wspólnej ewangelizacji, o której Esther nawet nie marzyła.

„Ojcze, proszę, udziel memu sercu darów Twojego Serca, dla dobra tych, do których mnie posyłasz”.

Gotowość stworzenia do wypełnienia woli Bożej nie jest przez dobrego Ojca lekceważona. Wyjazd Esther do Tajlandii ukazał Jego misterny plan. Bóg wykorzystał przeszłość kobiety, tak aby mogła ona przynieść na Bożą chwałę obfity plon, pozyskując Jego zagubione dzieci na bazie własnych doświadczeń. Któż bowiem lepiej mógł zrozumieć ludzi wyznających tak dobrze znaną jej religię, którzy stanowili aż 93% mieszkańców tego kraju?

Esther pragnęła być narzędziem w rękach dobrego Boga. Ukazywać prawdę, która wyzwala. Była świadkiem niesamowitych nawróceń i uzdrowień. Łuski spadły jej z oczu. Przez 13 lat swego życia czciła stworzenie, a nie Stwórcę.

Starała się własnymi siłami i uczynkami zyskać dobrą karmę, mającą zapewnić jej godne wcielenie, a tymczasem łaską jesteśmy zbawieni, przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa – jedynego Pana i Zbawiciela. Zrozumiała, że Bóg zaprasza nas do życia wiecznego w Jego obecności, przekraczającego swą wspaniałością wszelkie doświadczenia oka, ucha i serca. On chce być obecny w życiu każdego człowieka. Z każdym pragnie żywej relacji.

Pisząc tę książkę, Esther od 17 lat kroczy za jedynym prawdziwym Zbawicielem i doświadcza, jak bezcennym wewnętrznym spokojem wypełnia Bóg serce człowieka, który w Nim spocznie.
Marta Przybyła
źródło: milujciesie.pl