Moja znajoma – starsza kobieta znana ze swojej ofiarnej pomocy cierpiącym i zagubionym w Paryżu, doręczyła mi fotografie wykonane przez jej fotografa – M. Vaissiera (mieszkańca Tuluzy). To reprodukcje rysunku (o wymiarach 14,5 × 20,5 cm), który przedstawia oblicze ukrzyżowanego Chrystusa. Do zdjęć została dołączona historia oryginalnego rysunku i opis wydarzeń związanych z kopiami wykonanymi przez Vaissiera. Są one niezwykłe i warte przedstawienia.
Historia miała początek 19 marca 1983 r., w dniu św. Józefa
Mieszkanka Marsylii – Syssel Cymer w czasie bardzo ulewnego deszczu, znalazła się w pobliżu swojego domu. Stojąc naprzeciw statuy Madonny ukrytej w kamiennej niszy, zauważyła kartkę papieru moknącą w kałuży pośrodku ulicy.
Zaskoczona kobieta zobaczyła, że widnieje na niej rysunek cierpiącego Chrystusa. Jej zdziwienie było jeszcze większe, kiedy zobaczyła, że wizerunek ów był zupełnie suchy i ani trochę nie pokancerowany, w przeciwieństwie do swej odwrotnej strony – ubłoconej, ze śladami opon samochodowych i butów.
Natychmiast poinformowała o tym nadzwyczajnym znalezisku znajomego księdzu, który u Vaissiera zamówił wykonanie reprodukcji. Fotograf zrobił dodatkową kopię dla siebie, włożył ją pomiędzy inne rzeczy, po czym po prostu o niej zapomniał.
Odnalazł ją dopiero po prawie ośmiu latach; wykonał wtedy dwie kopie i ofiarował je w prezencie dwom osobom: wspomnianemu księdzu oraz swojemu znajomemu – Paulowi Soosowi, który zamówił u niego reprodukcję ikony Matki Bożej. Ksiądz, zaskoczony prezentem, przypomniał Vaissierowi, że to on właśnie zamówił u niego fotografię rysunku.
W oratorium Soosa zdjęcie Chrystusa zostaje umieszczone obok ikony Matki Bożej. 6 grudnia 1991 r. w oczach Pana Jezusa pojawiają się zabarwione krwią łzy, wydzielające szlachetną woń. Pod wpływem tego wydarzenia Vaissier postanawia odnaleźć autorkę rysunku. W tym celu wypożycza oryginał od Syssel Cymer i odczytuje na nim podpis: „Etiennette Gilles”.
Następnie ustala, że kobieta o tym nazwisku zmarła przed kilkunastu laty. Udaje mu się również wykazać z dużym prawdopodobieństwem, że pierwowzorem rysunku jest drewniana rzeźba Ukrzyżowanego znajdująca się w Limpias w Hiszpanii – dzieło siedemnastowiecznego artysty Pierre’a de Mena. Miejscowa ludność nazywa ją Najświętszym Chrystusem Konającym.
Na początku 1992 r. Paul Soos podarował wizerunek Chrystusa komuś ze swoich przyjaciół i na jego miejscu zawiesił reprodukcję wykonaną przez Vaissiera. W obecności osób modlących się 2 lutego 1994 r. pojawiły się liczne strużki krwi wypływające z ran Pana Jezusa, spod korony cierniowej. Są one, wraz ze łzami, doskonale widoczne na fotografii.Takie są fakty. Natomiast na pytanie o ich znaczenie odpowiedzi musi udzielić każdy (każda) sam(a) sobie. Obecnie już widać, jak różne są reakcje ludzi wobec opisanych wyżej wydarzeń.
Dla coraz większej liczby osób kryje się tu wezwanie do pogłębienia życia duchowego przez modlitwę i sakramenty. W wizerunku Chrystusa osoby te rozpoznają to samo orędzie, które płynie z krzyża. Przekonane są o autentyczności tego znaku i jego bardzo ważnym przesłaniu dla współczesnego człowieka – często oddalonego od Boga i od prawdy o sobie, niewrażliwego na miłość Bożą, lekceważącego doczesne oraz wieczne konsekwencje swoich grzechów.
Ludzie czczący wizerunek Chrystusa odczytują z niego jeszcze jeden dowód miłości i zatroskania Pana Jezusa o losy całej ludzkości, stojącej przed widmem katastrofy zgotowanej własnymi rękami – poprzez „postęp” za cenę wyrzucenia Boga z życia; za cenę sprzeniewierzania się prawdzie (w wielu jej wymiarach życiowych) oraz naturze i godności człowieka przez akceptację zboczeń seksualnych, aborcji, eutanazji, przez terroryzm i wojny…
We łzach i krwi Chrystusa – nie bojąc się posądzeń o naiwną i głupią dewocyjność – osoby te dostrzegają znak cierpienia Boga w Jego bezgranicznej miłości do człowieka – miłości, która nie tylko raz wydała się na ukrzyżowanie, ale nadal jest wzgardzana i odpychana, szczególnie dzisiaj.
Miłość – kiedy jest niesłusznie deptana i hańbiona – wyraża się przez krew i łzy. Takim językiem miłości przemawia Chrystus ze swego wizerunku. Nie łamiąc czyjejkolwiek wolności, nie zmuszając przemocą do nawrócenia, apeluje do nas i wzywa do opamiętania się! Wszystkim, którzy gorszą się Jego łzami i krwią, zdaje się wskazywać na krzyż, bo najpierw ludzie zgorszyli się krzyżem…
Powtórzmy więc raz jeszcze, że każdy i każda sam(a) musi zinterpretować powyższe fakty. Wielkość człowieka mierzy się jego zdolnością do dokonywania wyborów. Lecz wolność to także odpowiedzialność. W ostatecznym rozrachunku odpowiedzialność za zbawienie własne i innych ludzi, na których – czy uświadamiam to sobie, czy też nie zdaję sobie z tego sprawy – moje wybory moralne mają rzeczywisty wpływ. Dobry lub zły.
Trudno zaprzeczyć temu, że wszyscy, którzy na znak cierpiącej miłości Chrystusa odpowiadają pokutą i nawróceniem, przyczyniają się do ocalenia ludzkości przed tragicznymi konsekwencjami wyborów zła. Na ogół niewidoczni, skromni i cisi, nierzadko lekceważeni, są oni prawdziwym błogosławieństwem dla świata. Nie polegają na swoich zasługach, lecz na mocy krzyża Chrystusowego, w którym jest jedyne ocalenie i życie.
Oblicze Chrystusa urzeka swym dostojnym pięknem, godnością i harmonią rysów – przede wszystkim jednak głębią wyrażającego się na nim cierpienia. Głęboki spokój tego wizerunku uspokaja nasze myśli; jego łagodność spontanicznie wzbudza zaufanie; prawdziwość przeżyć rodzi w nas wrażenie, że jesteśmy rozumiani.
Jednym słowem – obraz ten zapada w serce. Budzi pragnienie przylgnięcia do Chrystusa. Do Miłości, która się tu najgłębiej wyraża pięknem, harmonią, przyciąganiem, uspokojeniem, zrozumieniem…
Oblicze Chrystusa jest mową miłości Boga bez słów. W sytuacji gdy samo słowo „miłość” niewiele dziś znaczy dla człowieka, Jezus jest Słowem Boga przemawiającym do nas na różne sposoby. Korona cierniowa, krew i łzy mówią o najwyższej niesprawiedliwości ludzkich grzechów.
Skąd bierze się nieufność ludzka wobec Boga? Skąd podejrzenia, że On nas oszukuje i pozbawia dóbr poprzez swoje przykazania? Skąd poczucie zagrożenia Jego obecnością w rodzinach, w życiu społecznym, polityce, w mass mediach?…
Wizerunek Chrystusa świadczy o absurdalności wszystkich tych oskarżeń i obaw. Jezus zdaje się mówić:
„Wierzycie bardziej szatanowi, który z nienawiści do Mnie wciąż fałszuje w waszych sercach mój prawdziwy wizerunek. Zobaczcie sami, czy jest na nim wymalowany podstęp, kłamstwo, jakikolwiek zły zamiar… Patrzcie i rozpoznajcie we Mnie niezmierzoną miłość Ojca ku wam wszystkim! Oczyści was ona z waszych grzechów i prawdziwie uszczęśliwi, jeżeli tylko zbliżycie się do niej z całkowitą ufnością”.
źródło: milujciesie.org.pl