W modlitwach często powtarzamy „zstąpił do piekieł”. Czy rozumiemy co oznaczają te słowa? „Jezus doświadczył śmierci jak wszyscy ludzie i Jego dusza dołączyła do nich w krainie umarłych. Jezus zstąpił tam jednak jako Zbawiciel, ogłaszając dobrą nowinę uwięzionym duchom” (632).
Tak wynika z pierwszego listu św. Piotra: „W nim poszedł głosić zbawienie nawet duchom zamkniętym w więzieniu” (3,19).
„Krainę zmarłych, do której zstąpił Chrystus po śmierci, Pismo Święte nazywa piekłem, Szeolem lub Hadesem, ponieważ ci, którzy tam się znajdują, są pozbawieni oglądania Boga” (Katechizm, 633). Oczekiwanie na Odkupiciela to ich właściwy stan. Jezus Chrystus zstępując w rzeczywistość świata zmarłych, wyzwolił dusze sprawiedliwych, które oczekiwały zbawienia.
Zstąpienie do piekieł jest ostateczną fazą zbawczego dzieła Chrystusa. Zbawienie, którego dokonał Chrystus jest ponadczasowe i obejmuje wszystkich ludzi bez wyjątku. „Chrystus zstąpił więc do otchłani śmierci, aby umarli usłyszeli głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyli” (J 5, 25) (…)
Symbol wiary głosi, że Jezus rzeczywiście umarł i przez swoją śmierć dla nas zwyciężył śmierć i diabła, „który dzierżył władzę nad śmiercią” (Hbr 2,14). Zmarły Chrystus w swojej duszy zjednoczonej z Jego Boską Osobą zstąpił do krainy zmarłych. Otworzył On bramy nieba sprawiedliwym, którzy Go poprzedzili” (Katechizm, 635, 636, 637).
Trzeba tutaj podkreślić, że w tym artykule wiary przez słowo „piekło” nie należy rozumieć stanu wiecznego potępienia tych ludzi, którzy definitywnie Boga odrzucili. Chodzi tu natomiast o rzeczywistość wyrażoną przez hebrajskie słowo szeol, które zostało niezręcznie przetłumaczone przez „piekło”.
Szeol oznacza stan pośmiertny. Jest to stan ludzi oczekujących zbawienia. Tu dochodzimy do następnej tajemnicy, o której też niewiele możemy powiedzieć. Co to właściwie jest śmierć? Co się dzieje, gdy człowiek umiera? Nikt tego naprawdę nie wie, gdyż nikt z żyjących śmierci nie doświadczył. Możemy jedynie zrozumieć trochę, czym naprawdę jest śmierć na podstawie tego, co Jezus przeżył w Ogrójcu i na krzyżu, a co wyraził w okrzyku: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15, 34).
Na tym ostatecznie polegała istota uczestnictwa Chrystusa w losie człowieka podlegającego śmierci. Największym cierpieniem w Jego męce była niezgłębiona samotność, zupełne opuszczenie. I to jest stan człowieka w chwili śmierci. Człowiek w głębi swego ja jest zupełnie samotny. Tymczasem wiemy dobrze, że człowiek nie może być sam, człowiek potrzebuje być wespół. Stąd określa się samotność jako krainę lęku.
Spróbujmy to lepiej zrozumieć na przykładzie bojącego się dziecka. Gdy dziecko jest samo w ciemności, bardzo lęka się nie czegoś konkretnego, ale lęka się samego siebie. Bo jeśli dziecko boi się czegoś, np. psa, to można ten lęk opanować, wiążąc psa na łańcuchu albo zamykając w klatce, i dziecko przestaje się bać. Gdy jednak jest to lęk przed samotnością, lęk, którego nie da się określić, wtedy wszelkie racjonalne tłumaczenie nie pomaga. Możemy mówić, że nic mu nie grozi, że może czuć się bezpiecznie, lęk jednak nie ustaje.
Dopiero wtedy przestanie się bać, gdy ktoś życzliwy chwyci je za rękę, albo usłyszy głos kogoś miłującego.
Podobnie wielu ludzi odczuwa lęk, gdy musi czuwać w nocy przy umarłym. Chociaż racjonalnie wie, że ten umarły nie jest dla niego groźny, że on nic złego mu nie zrobi, to jednak ogarnia go lęk, który możemy określić jako bojaźń nie przed czymś, ale bojaźń wynikająca z faktu bycia sam na sam ze śmiercią.
„Prawdziwego lęku człowieka nie można opanować rozumem, może to sprawić tylko obecność kogoś kochającego. Gdyby istniała taka samotność, do której nie przenikałoby żadne słowo, gdyby powstało tak głębokie opuszczenie, że nikt by do niego nie dotarł, wtedy – jak mówi Ratzinger – mielibyśmy istotnie całkowitą samotność i lęk, który teologowie nazywają piekłem”.
Tak więc możemy powiedzieć, że wyraz „piekło” w tym artykule wiary oznacza samotność, której nie dosięga słowo miłości i która przez to jest zagrożeniem całej egzystencji. Jedno jest pewne: istnieje opuszczenie, gdzie nic nie dociera, istnieje brama, przez którą tylko samotnie przejść możemy – to brama śmierci. Dlatego w Starym Testamencie identyfikuje się zarówno śmierć jak i piekło jednym słowem – szeol. Śmierć to po prostu samotnia. Ale taka samotność, do której nie może przedostać się miłość, to jest piekło.
Właśnie Chrystus przeszedł przez bramę naszej ostatecznej samotności. Jezus przez swoją mękę i śmierć zstąpił w otchłań naszego opuszczenia.
Tam, gdzie nie dosięga żaden głos, tam jest On – Jezus. Śmierć, która dotąd równała się piekłu, już nim nie jest. Piekło i śmierć już po śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa nie jest tym samym. Od tego czasu w śmierci jest życie, ponieważ w niej samej jest Miłość. Tylko dobrowolne zamknięcie się przed miłością jest teraz piekłem. Całkowite osamotnienie jest jedynie konsekwencją odrzucenia Boga.
Dla człowieka, który oczekuje i pragnie spotkania z pełnią miłości, umieranie nie jest już przejściem do całkowitej samotności, ale jest spotkaniem z Tym, który już przeszedł przez bramy śmierci, aby nam ofiarować swoją Miłość i dar życia wiecznego. Umierając spotykamy Jezusa, który na nas czeka, jeśli my sami również pragniemy Go spotkać.
Tak więc od Zmartwychwstania brama śmierci już nie budzi takiego lęku. Stoi otworem odkąd w śmierci zamieszkało życie – miłość – Jezus.
źródło: milujciesie.org.pl