Pytam się ciągle w życiu, a zazwyczaj pytanie zadaję Bogu i staram się współpracować z Duchem Świętym. Jeżeli zastanawiam się, co mam robić, to przede wszystkim uciekam się do modlitwy. Jak pytam się na modlitwie, to polecam tę sprawę i pytam się Ducha Świętego, co mam robić? Doszedłem już do takiego punktu w życiu, że oddaję sprawę, powierzam Bogu i podejmuję decyzję. Wtedy wiem, że jest ona podjęta pod wpływem Ducha Świętego, czyli jest właściwa. Oczywiście używam rozumu, staram się pracować nad zagadnieniami, ale na pierwszym planie stawiam Ducha Świętego.
Pytam się też według obowiązków stanu: rodzina, pracownicy, a potem ewentualnie moje potrzeby. Jeżeli będę budować rynek, a zburzę moje relacje z rodziną, to nie będzie właściwa droga. Jeżeli chcę rozwijać firmę, to pytam się o jakość tej pracy, o to, czy pracownik będzie w dobrej kondycji, bo chcę rozwijać moje relacje z pracownikami i podnosić jakość ich życia. Ja chcę być dla ludzi, z którymi pracuję. Pytam się o hierarchię . Jaka ona jest? Na pierwszym miejscu jest moja żona i moje dzieci, a nad tym wszystkim jeszcze Bóg.
Pytania są bardzo potrzebne, ale powierzając sprawy Duchowi Świętemu, nie zadręczam się już pytaniami, On mi je wszystkie rozwiązuje. Moim marzeniem było, kiedy pracowałem jako pomocnik na budowie, aby być szefem i zatrudniać 2-3 osoby.
Miałem wtedy różne etapy rozwoju, miałem etap buntu, depresji, trudnych chwil, zagubienia sensu życia, był też etap oczyszczenia, rozeznania woli Bożej, talentów, zamykania się w klasztorze, praca nad sobą, posty, adwenty, wysiłek, drugi człowiek, dobre uczynki na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat. To wszystko się składa na moją osobowość. Trzeba było też działać z determinacją mimo bólu, podejmując wciąż nowe wyzwania. Szukałem ratunku, a w trudnych etapach życia, gdy człowiek rozkłada ręce i nie wie, co dalej, zamykałem się w klasztorze, cierpiałem, płakałem, modliłem się na różańcu, karmiłem się codzienną Eucharystią, łapałem się Krzyża i przetrwałem. Tyle, nic więcej. (I nadal to robię od 18 – stu lat wstaję rano, idę na Mszę Świętą, zaczynam dzień od różańca i przyjmuję Jezusa do serca.)
Dzięki przytuleniu się do Krzyża znalazłem sposób, żeby przetrwać. Zrozumiałem pewne rzeczy, które dotąd robiłem i trzeba było zapłacić za nie. Zrywałem z grzechem i rodziłem się na nowo, to były etapy mojego oczyszczenia, nawrócenia. Umierałem, aby narodzić się na nowo w innym wymiarze. W stanie łaski uświęcającej, w poszanowaniu do siebie, do swojego ciała. Zadawałem sobie pytania, brałem w swoje ręce codzienną rzeczywistość i ją realizowałem w miarę najlepiej. Chciałem przeżyć każdy dzień efektywnie, w poczuciu, że wykonywałem zadania najlepiej jak umiałem. I tak rodził się kolejny dzień, który się zamykał i rodził się następny i tak z dnia na dzień, aż do perfekcji i automatyzmu, który tworzył się z tych poszczególnych dni.
Mogę to powiedzieć, że jeśli człowiek będzie absolutnie zdeterminowany do czegoś, to mu się powiedzie. W moim przypadku to, za co się zabrałem, było całkowitą abstrakcją, bo nie jestem chemikiem, to kompletnie nie moja branża, ale miałem takie parcie, że albo coś stworzę i firma ocaleje, albo padnie. Miałem takie mocne przekonanie i zacząłem coś robić, tworzyć. Zamykałem się w garażu, mieszałem różne substancje, bo chciałem stworzyć pewne receptury i te receptury do dzisiaj jeszcze są w moim notatniku i to wszystko robiłem, nie będąc chemikiem ani naukowcem. Dowiadywałem się, o co chodzi, wykonywałem setki telefonów, musiałem zrozumieć branżę. Zadawałem pytania , żeby się wszystkiego dowiedzieć, a nieraz ludzie się dziwili, że nie wiem podstawowych rzeczy. To mi jednak nie przeszkadzało, bo miałem wizję i cel.
Zadawałem mnóstwo pytań. Później działałem i rodziły się kolejne pytania, które prowadziły mnie do następnych właściwych pytań i rozwiązań. Żeby się czegoś nauczyć, musiałem pytać. Aby pozyskać jakąś wiedzę, zadawałem ogromną ilość pytań. Budowałem coś, zadając pytania różnym fachowcom i przypadkowym ludziom, samemu sobie, Bogu. Pytałem i pytam też pracowników, jak im się pracuje w firmie; to buduje poczucie bezpieczeństwa, klimat w pracy, to są wartości nadrzędne. Sukcesem moim jest to, że przez ponad 25 lat tylko 3 czy 4 osoby zwolniły się z firmy Greinplast; mówię o firmie matce, kręgosłupie, który powstawał. Jako prezes zadaję sobie pytania o sens istnienia, jakim jestem człowiekiem, czy jestem dobry czy zły, czy się zbawię. Wszyscy wierzą w tę firmę i chcą jej dobra.
Pytam też, czy ja dobrze wychowuję swoje dzieci czy nie? Pytam. Moim celem jest to, że chciałbym tak żyć, aby dostąpić zbawienia siebie i mojej rodziny. Pytam się Boga, czy wykorzystuję dobrze swoje talenty, jak je mogę jeszcze lepiej wykorzystać. Wiem, że kiedyś stanę przed Nim i będę z tego rozliczony, a to mnie pcha do jeszcze większego rozwoju. Dlatego dbam o rodzinę. Mógłbym siedzieć na szkoleniach, w restauracjach, z klientami i mógłbym mówić żonie i dzieciom, że tak trzeba, ale mam świadomość, że nie będzie mnie dla nich. Dlatego mając to na uwadze, tak organizuję czas, aby być z nimi jak najwięcej i realizować się przede wszystkim jako głowa rodziny, być dla nich bezwzględnie. Często czytam dzieciom do snu i się z nimi bawię.
One mają mnie czuć i widzieć jako ojca, bo Bóg mi je oddał na wychowanie i kiedyś się o nie upomni. Też rozmawiam z Bogiem, że jeśli moje pasje (np. jeżdżę na rowerze po górach) będą przeszkadzać mi w dobrych relacjach z rodziną, to żeby zaingerował w to i dał mi znak. Pytam siebie i Boga, czy dobrze realizuję swoje powołanie i pytam się Go nieustannie, czy realizuję Jego wolę, bo dobrze wiem, że to On dał mi talenty, firmę, że dzięki Niemu mogę zarządzać ludźmi, dać im pracę, tworzyć nowe rozwiązania, produkty czy zlecać tworzenie produktów. Zachęcam też do zadawania pytań, aby zwyciężać. One bardzo pomagają w rozwijaniu siebie i innych. Robert Stefanowski – prezes, założyciel firmy Greinplast
źródło: cudajezusa.pl