Kościół stworzył Chrystus!
Pod adresem Kościoła w Polsce podały różne zarzuty. Jednym z nich było oskarżenie, że dąży on rzekomo do zbudowania nad Wisłą „państwa wyznaniowego”. Środowiska liberalno-lewicowe tak właśnie zareagowały na nauczanie przez polskich biskupów o świętości ludzkiego życia w kontekście ustawy o zabiegach in vitro. Zarzucano biskupom, że nawiązują do średniowiecza.
To oczywisty absurd!. Po pierwsze myli się (celowo?) oddziaływanie nauczania Kościoła na sumienia ludzkie (w tym przypadku parlamentarzystów) z bezpośrednim wpływaniem na sprawowanie władzy.
Po drugie, autorzy tych zarzutów nie dostrzegają, że poprzez wieki swojej historii Kościół – także Kościół w Polsce i także w wiekach średnich – niejednokrotnie dawał wyraz swojej dbałości o rozdzielenie dwóch sfer: władzy świeckiej i władzy duchownej. I nieraz płacił za to wielką cenę.
Wielka nowość chrześcijaństwa
Można powiedzieć, że to Kościół, wierny nauczaniu Zbawiciela o oddawaniu tego, „co należy do cezara” i tego, „co należy do Boga” (Mt 22,21), był głównym promotorem tego rozróżnienia. Prawdę o tej cywilizacyjnej zasłudze Kościoła przypomniał w 1988 roku św. Jan Paweł II, gdy przemawiał w Parlamencie Europejskim:
„Po Chrystusie nie jest już możliwa absolutyzacja społeczeństwa jako wartości kolektywnej, która wchłania ludzką jednostkę wraz z jej niezbywalnym przeznaczeniem. Społeczeństwo, państwo, władza polityczna należą do rzeczy tego świata, zmiennych i zawsze podlegających udoskonaleniu. Żaden program społeczny nie ustanowi nigdy Królestwa Bożego, to znaczy stanu eschatologicznej doskonałości na ziemi”.
Głoszone przez chrześcijaństwo rozróżnienie między tym, co Boskie, a tym, co cesarskie, było w świecie starożytnym zupełną nowością. Zarówno greckie miasta-państwa, jak i Rzym (republikański i cesarski) takiego rozróżnienia nie znały i – jak pokazał męczeński los pierwszych chrześcijan – nie uznawały.
Bez popadania w przesadę można powiedzieć, że w jakimś sensie to męczennicy ginący w rzymskich amfiteatrach, z powodu sprzeciwu wobec stawianego im nakazu oddania boskiej czci aktualnie panującemu cesarzowi (lub jego wizerunkowi), byli koronnymi świadkami tego rozdziału.
Także w tym sensie należy rozumieć słowa św. Jana Pawła II wypowiedziane w 1991 roku we Włocławku – o tym, że
„kulturę europejską tworzyli męczennicy trzech pierwszych wieków”.
Nadopiekuńczość świeckiej władzy
Należy podkreślić, że roszczenia władzy państwowej do dominacji nad Kościołem nie ustały z chwilą ogłoszenia tolerancji dla chrześcijan przez cesarza Konstantyna Wielkiego w 313 roku (Edykt mediolański).
Cesarz ten miał wielkie ambicje, nie ograniczające się li tylko do zapewnienia Kościołowi warunków normalnego rozwoju poprzez zaprzestanie polityki prześladowań. Uważał on siebie za powołanego, na równi z biskupami – nie wyłączając biskupa Rzymu – do kierowania Kościołem. Nie tylko w sensie administracyjnym.
Do biskupów zebranych na pierwszym soborze powszechnym w Nicei cesarz Konstantyn pisał:
„Zostaliście ustanowieni przez Boga biskupami w tym, co dotyczy wewnętrznego życia Kościoła, ja natomiast zostałem ustanowiony biskupem w sprawach zewnętrznych”.
Przypomnijmy, że te słowa wypowiadał cesarz, który ciągle nie był ochrzczony!
W ten sposób rodziła się tradycja bizantyjskiego cezaropapizmu, czyli zasady dominacji państwa nad Kościołem, co było zasadą rządzenia przez cesarzy panujących w Konstantynopolu (Bizancjum).
Przeciwko niej zgodnie występowali zarówno wschodni, jak i zachodni ojcowie oraz doktorzy Kościoła. W jednym szeregu stanęli św. Ambroży z Mediolanu i św. Augustyn z Hippony (Kościół zachodni) oraz św. Jan Chryzostom (patriarcha Konstantynopola, przemocą usunięty ze swojej stolicy biskupiej) i św. Atanazy Aleksandryjski (także kilkakrotnie skazywany na banicję przez oddanych herezji ariańskiej cesarzy bizantyjskich).
Rozróżnienie, nie separacja
Wymienieni przed chwilą wielcy biskupi zasadzie cezaropapizmu przeciwstawiali katolicką naukę o stosunkach między państwem a Kościołem. Jak pisał pod koniec IV wieku św. Ambroży,
„cesarz jest w Kościele, a nie ponad Kościołem. Dobry bowiem cesarz stara się nieść pomoc Kościołowi, a nie zwalczać go”.
I w innym miejscu:
„Kościół należy do Boga […], a Cezar nie ma żadnego prawa do władzy nad świątynią Boga”.
Tą naukę podtrzymał i rozwijał w następnym stuleciu biskup afrykańskiej Hippony, św. Augustyn, który nauczał:
„Prawda, cesarz, choć jest człowiekiem, jest królem nad ludźmi w ludzkich sprawach, ale jest jeszcze inny Król w sprawach niebieskich. Jest jeden król dla życia doczesnego i drugi Król dla życia wiecznego”.
W innym miejscu doprecyzowywał:
„Nawet jeśli prosimy cesarzy o coś dla pożytku Kościoła, to jednak nie obdarzamy ich naszym prawdziwym zaufaniem”.
Pod koniec V wieku pisał o tym przyszły papież Gelazy I:
„Cesarz jest synem, a nie zwierzchnikiem Kościoła. W sprawach wiary może się tylko uczyć, a nie nauczać”.
Zauważmy jednak, że w tej (katolickiej) wykładni relacji między państwem a Kościołem chodziło bardziej o rozróżnienie, a nie o rozdział rozumiany jako trwała separacja między obydwiema instytucjami. To zaś w praktyce oznaczałoby traktowanie sfery państwowej (publicznej) jako z definicji odseparowanej od wskazań nauki chrześcijańskiej.
Takie rozumienie rozdziału Kościoła od państwa, które w domyśle zakłada, że sfera państwowa (publiczna) ma być zdechrystianizowana, było równie mocno zwalczane przez Kościół pierwszych wieków, podobnie jak uzurpacje cezaropapizmu.
Warto w tym kontekście przytoczyć fragment listu papieża Gelazego I do bizantyjskiego cesarza Anastazego (494 rok):
„Dwie są oczywiście, Cesarzu Auguście, naczelne władze, które rządzą tym światem: uświęcona powaga biskupów i zwierzchność cesarska, lecz z nich obu o tyle większe jest brzemię ciążące na kapłanach, że oni mają zdać sprawę przed sądem Boskim nawet za samych królów rządzących ludźmi. […]
Jeśli bowiem w dziedzinie prawnego porządku publicznego zwierzchnicy religijni, uznając, że władza została Ci dana z woli Najwyższego, sami także słuchają Twoich praw, żeby nie wydawało się, iż w sprawach świeckich przeciwstawiają się Twoim kompetentnym decyzjom, to jak ochoczo – pytam się Ciebie – powinno się słuchać tych, którzy zostali ustanowieni szafarzami czcią otaczanych tajemnic?”.
Przykazania Boże nie ograniczają się do poddanych
Krótko mówiąc, Kościół nie aspiruje do pełnienia obowiązków władzy świeckiej, ale nie może on przecież zapomnieć o swoim obowiązku („brzemię ciążące na kapłanach”) nauczania wiary i moralności chrześcijańskiej wszystkich.
Objęcie najwyższej władzy w państwie – czy to z tytułem cesarza, czy prezydenta – nie oznacza przecież, że osoba, której to dotyczy, ma z dnia na dzień wyprzeć się swojej wiary, stać się ateistą głuchym na prawo Boże.
Wszechmocny Bóg przemawia do każdego ludzkiego sumienia, bez względu na zajmowane przez człowieka państwowe stanowisko. Na tym między innymi polega „brzemię” ciążące na Kościele, by napominać „w porę i nie w porę” (czyli zawsze) także tych, którzy sprawują władzę.
W 390 roku doszło do buntu mieszkańców Tesaloniki przeciw lokalnym przedstawicielom władzy cesarskiej. W zamieszkach zamordowano dowódcę stacjonującego tam oddziału cesarskich wojsk. Panował wówczas cesarz Teodozjusz, któremu historia nadała przydomek Wielki.
W 380 roku ustanowił on chrześcijaństwo jako jedyną religię uznawaną przez państwo w całym cesarstwie rzymskim. Teodozjusz gorliwie zwalczał pozostałości kultów pogańskich. Utrzymywał również bliskie kontakty z biskupem swojej mediolańskiej stolicy – św. Ambrożym.
Na wieść o buncie mieszkańców Tesaloniki cesarz Teodozjusz uniósł się gniewem i nakazał wojsku masowe egzekucje. Na spędzonej do amfiteatru miejskiego ludności tego miasta dokonano prawdziwej rzezi. Zginęło wówczas około siedmiu tysięcy ludzi.
Kiedy wiadomość o tym dramatycznym wydarzeniu dotarła do Mediolanu, św. Ambroży nakazał cesarzowi odbycie publicznej pokuty i w ciągu jej trwania powstrzymanie się od przyjmowania świętych sakramentów.
W liście wyjaśniał władcy motywy swojego postępowania:
„Napisałem to, Władco, nie po to, by Cię zawstydzać, lecz by przykłady innych królów skłoniły Cię do zmazania piętna występku z twej królewskiej godności.
Zmażesz je, gdy ukorzysz przed Bogiem duszę swoją. Człowiekiem jesteś, więc uległeś pokusie; teraz odnieś nad nią zwycięstwo. Grzechu nie można jednak zmazać inaczej, jak łzami i pokutą”.
Cesarz wysłuchał tej rady doktora Kościoła i poddał się publicznej pokucie, która trwała osiem miesięcy, aż do Bożego Narodzenia 390 roku.
Przedstawiana w malarstwie następnych wieków dramatyczna scena, gdy św. Ambroży w szatach pontyfikalnych zabrania cesarzowi wejść do katedry mediolańskiej, by uczestniczyć tam w Najświętszej Ofierze, jest symbolem tego, co Kościół zawsze uznawał. A więc rozróżnienia dwóch władz – świeckiej i duchownej, ale nie ich separacji (czyli rozdziału w rozumieniu ideologii laicyzmu).
Takich scen w historii Kościoła powszechnego i Kościoła w Polsce było wiele. Cesarz Henryk IV pod murami Canossy, św. Stanisław napominający króla Bolesława Śmiałego, Prymas Tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński, mówiący twarde „non possumus” uzurpacjom władzy komunistycznej czy bł. ks. Jerzy Popiełuszko przypominający słowa Apostoła Narodów o „zwyciężaniu zła dobrem” – wszystkie te wydarzenia przypominały o tym, że władzy nie wszystko wolno.
Cena wolności Kościoła
To przekonanie stało się jednym z filarów cywilizacji, którą nazywamy zachodnią lub łacińską. Za to przekonanie niejeden biskup i niejeden papież płacił cenę najwyższą. Postawa zaprezentowana przez cesarza Teodozjusza Wielkiego należała raczej do wyjątków.
Gdy w VI wieku cesarze bizantyjscy rozciągnęli swoje panowanie na Italię, narzucenie zasady dominacji władzy świeckiej nad duchowną groziło również Kościołowi zachodniemu.
W tej epoce to przede wszystkim papiestwo było jedyną instytucją, która bezkompromisowo przypominała o zasadzie rozróżnienia tego, co Boskie, i tego, co cesarskie.
Niejednokrotnie sprzeciw wobec roszczeń władzy świeckiej kosztował papieży utratę wolności, a nawet życia.
Cesarze bizantyjscy, uznający się za „biskupów zewnętrznych”, uzurpowali sobie prawo do narzucania całemu Kościołowi dokonanej przez siebie wykładni wiary. Niejednokrotnie była to wykładnia niezgodna z nauczaniem i Tradycją Kościoła.
W połowie IV wieku cesarze ulegli herezji ariańskiej i próbowali zmusić biskupa Rzymu do jej akceptacji. Irytowało ich to, że papież wspiera w dziele walki z arianizmem niestrudzonego obrońcę wiary katolickiej św. Atanazego Wielkiego, patriarchę Aleksandrii.
W 355 roku za taką postawę papież św. Liberiusz został skazany na wygnanie do Tracji (dzisiejsza północna Grecja) przez cesarza Konstancjusza II. Doszło przy tej okazji do znamiennej wymiany zdań między papieżem a cesarzem, który mawiał, że
„moja wola jest kanonem”.
Na pytanie Konstancjusza II pod adresem papieża:
„Czymże ty jesteś wobec całego świata, iż śmiesz człowieka bezbożnego [św. Atanazego Wielkiego] bronić i mącić przez to pokój świata i państwa rzymskiego?”,
św. Liberiusz odpowiedział:
„Chociaż sam jestem, sprawa wiary nie staje się przez to mniejszą”.
W latach 545–555 uwięziony został papież Wigiliusz, który nie chciał zaakceptować mieszania się w wewnętrzne sprawy Kościoła cesarza Justyniana Wielkiego.
Jeszcze bardziej dramatyczne były losy papieża św. Marcina I (649–655), który trwał w obronie katolickiej wiary przeciw herezji monoteletyzmu, wspieranej przez władcę Bizancjum, cesarza Konstansa.
W czerwcu 653 roku ponad 80-letni, schorowany papież został aresztowany w Rzymie przez wojska bizantyńskie i na noszach, po trzymiesięcznej podróży, został przewieziony do Konstantynopola, gdzie miał być osądzony przez sąd cesarski za „zdradę”.
Zgodnie z wytycznymi sędziowie nie mieli wątpliwości, że papież, odrzucając monoteletyzm, okazał „zdradę” wobec cesarza (sprzyjającego herezji). Karą za to była śmierć, zamieniona na wygnanie na Krym.
Wcześniej jednak papieża publicznie upokorzono i wyszydzono, obnażając go z szat liturgicznych i nagiego obwożąc ulicami Konstantynopola. Papież męczennik przez cały ten czas się modlił:
„Bogu niech będzie chwała za wszystko”.
Zesłania na Krym papież męczennik nie przeżył. Zmarł na wygnaniu 26 września 655 roku, słusznie nazywany „męczennikiem wolności Kościoła zachodniego”.
To jeden z męczenników – budowniczych zachodniej cywilizacji, o których mówił św. Jan Paweł II. c.d.n.
Źródło: milujciesie.org.pl