Aborcja w Polsce w okresie międzywojennym to temat, który porusza sumienia, zwłaszcza gdy spojrzymy na skalę zjawiska u schyłku lat 30. W 1938 roku, zaledwie rok przed wybuchem II wojny światowej, w Polsce zabito niemal pół miliona dzieci przed narodzeniem. Skala tego zjawiska jest wstrząsająca. Dzieci, które nie zdążyły się jeszcze narodzić, traciły życie w ciszy gabinetów, mieszkań i prowizorycznych izb. To więcej niż wynosi liczba dzieci zamordowanych przez niemieckich okupantów w trakcie całej wojny. W czasach pokoju – bez bomb, bez karabinów każdego dnia znikały tysiące istnień. Jak to możliwe, że społeczeństwo, które niebawem miało opłakiwać ofiary wojennej pożogi, milczało wobec tej cichej tragedii rozgrywającej się tuż obok? Ten artykuł to próba zmierzenia się z dramatycznym rachunkiem sumienia narodowego.
Aborcja w Polsce w okresie międzywojennym
To temat, który powinien wstrząsnąć każdym, kto mówi o pamięci, prawdzie i sprawiedliwości. Bo o ile z głębokim, narodowym bólem wspominamy dzieci pomordowane przez niemieckich okupantów w obozach koncentracyjnych, przez sowieckie NKWD na Wschodzie czy przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu, o tyle z przerażającym milczeniem mijamy ofiary cichej, codziennej zbrodni, której sprawcami byli Polacy.
W 1938 roku, tuż przed wojną, zginęło w Polsce niemal 500 tysięcy nienarodzonych dzieci. Tych maleńkich, bezbronnych istnień nikt nie widział, nikt nie bronił. Ich ciała nie leżą na cmentarzach, nie mają tabliczek z imionami. Były tylko przeszkodą, problemem, „kłopotliwym przypadkiem”. Znikały w ciszy – w kuchni, w prowizorycznym gabinecie, w ciasnym mieszkaniu. Nikt nie składał kwiatów. Nikt nie zapalał zniczy.
Skala aborcji w II Rzeczypospolitej mrozi krew w żyłach
Jak to możliwe, że społeczeństwo, które tak głęboko przeżyło hekatombę wojny, zapomniało o tej tragedii? Jak to możliwe, że tak łatwo przyszło nam potępić cudzych oprawców, a tak trudno stanąć twarzą w twarz z własnym sumieniem? Czy naprawdę wierzymy, że miłość do Ojczyzny można oddzielić od troski o życie najsłabszych? Ten temat nie jest historią zamkniętą w archiwach. To krzyk tych, którym nie dane było krzyknąć. To pamięć o tych, którym nie dano żyć.
Można zadać pytanie: czy naród, który nie potrafi zapłakać nad własnymi ofiarami, ma moralne prawo wspominać cudze? W okresie międzywojennym aborcja w Polsce była zjawiskiem powszechnym, mimo że formalnie zakazanym. Według danych przedstawionych przez lekarza i historyka medycyny Tadeusza Brzezińskiego, liczba sztucznych poronień w poszczególnych latach wynosiła:
• 1922 – 256 313
• 1926 – 320 052
• 1932 – 403 677
• 1937 – 513 237
• 1938 – 497 937
Szacuje się, że średnio rocznie dochodziło do około 300 tys. aborcji. Brakuje danych, co oznacza, że na 100 porodów przypadało 58–59 poronień. Nie dysponujemy niestety dokładnymi danymi dotyczącymi liczby aborcji w Polsce w 1939 roku. Dostępne informacje z lat wcześniejszych pozwalają przypuszczać, że zjawisko to miało nadal znaczną skalę, aż do momentu wybuchu II wojny światowej, która zakłóciła prowadzenie statystyk i dokumentacji w tym zakresie.
Aborcja w największych miastach a prawo
W II Rzeczypospolitej aborcja była generalnie zakazana. Nowy kodeks karny z 11 lipca 1932 roku przewidywał karę do 3 lat aresztu dla kobiety dokonującej aborcji oraz do 5 lat więzienia dla osób pomagających w jej przeprowadzeniu. Wyjątki od zakazu dotyczyły przypadków, gdy ciąża zagrażała życiu lub zdrowiu matki albo była wynikiem przestępstwa, takiego jak gwałt, kazirodztwo czy współżycie z nieletnią poniżej 15 roku życia
Pomimo zakazu, dzieci nienarodzone były zabijane. Aborcja była szczególnie nasilona w dużych miastach. W Warszawie, liczącej w 1931 roku około 1,17 mln mieszkańców, dochodziło do ponad 20 tys. zabiegów rocznie. Podobnie wysoka liczba aborcji występowała w innych dużych ośrodkach miejskich, takich jak Kraków, Łódź czy Lwów, choć dokładne dane dla tych miast są trudne do ustalenia.
Metody zabijania dzieci nienarodzonych w latach 1922–1938
W okresie międzywojennym aborcje były najczęściej wykonywane nielegalnie, często w prymitywnych i niebezpiecznych warunkach.
Do najczęściej stosowanych metod należały:
• Wprowadzanie do macicy jodyny, co powodowało poronienie.
• Płukanie macicy mydlinami za pomocą strzykawki Janetta.
• Stosowanie drastycznych metod mechanicznych.
Zabiegi te były przeprowadzane przez akuszerki, tzw. „babki”, a także przez lekarzy, niespecjalistów. Często prowadziły do poważnych powikłań zdrowotnych, a nawet śmierci kobiet.
Porównanie dzieci zabitych w wyniku aborcji z ofiarami II wojny światowej
Porównania bywają trudne, a czasem bolesne. Ale są potrzebne, gdy chodzi o prawdę, która domaga się wypowiedzenia, nawet jeśli uwiera. W latach 1918–1939 w Polsce dokonano około 5 milionów aborcji. Pięć milionów. Tyle właśnie nienarodzonych dzieci straciło życie w cieniu odzyskanej niepodległości. W kraju, który z dumą odbudowywał swoje granice, ale nie potrafił ochronić najmniejszych obywateli. Ich śmierć była cicha. Bezimienna. Bez pomników, bez list w podręcznikach, bez wspomnienia.
Podczas II wojny światowej niemieccy oprawcy w egzekucjach, przez głód, choroby, wywózki, przymusową pracę zamordowali około 200 tysięcy polskich dzieci. Kolejne 200 tysięcy zostało uprowadzonych w celu germanizacji, z czego większość nigdy nie wróciła do swoich rodzin. Do tego doliczyć trzeba tysiące dzieci zabitych przez sowieckie NKWD, które nie znało litości zarówno wobec dorosłych, jak i najmłodszych. Dzieci umierały na Syberii, w łagrach, w transportach, z zimna, strachu i głodu. Kolejną tragiczną kartę otwierają ukraińscy nacjonaliści, którzy podczas rzezi wołyńskiej i innych aktów ludobójstwa mordowali całe rodziny, w tym niemowlęta i dzieci, często w sposób niewyobrażalnie okrutny.
Wołanie o pamięć dzieci zabitych w wyniku aborcji
Wojenne zbrodnie słusznie poruszają nasze serca. Dzieci były wrzucane do ognia, rozstrzeliwane, umierające z głodu i zimna. Składamy kwiaty, stawiamy pomniki, wspominamy. Ale musi paść pytanie, które nie daje spokoju: czy potrafimy równie głęboko opłakać te dzieci, które zginęły w ciszy, jeszcze przed 1939 rokiem? One nie umierały od kul ani w obozach. Umierały w ukryciu, po cichu, bez świadków, bez krzyku. Ich życie przerywano decyzjami podejmowanymi za zamkniętymi drzwiami, czasem z biedy, czasem z samotności, czasem z lęku przed opinią społeczną, a czasem po prostu z wygody. Nie ma dla nich kartotek w archiwach IPN-u, nie ma krzyży przy drogach. Zginęły bez śladu. Bez pamięci. Bez modlitwy.
Czy ich śmierć boli mniej, tylko dlatego, że nie została zadana przez obcego najeźdźcę. Dzieci były zabijane przez własnych rodaków, często w dramatycznych okolicznościach, ale zawsze wbrew ich prawu do życia? To nie jest oskarżenie kobiet. To nie jest próba zrównania tragedii wojny z dramatem osobistej decyzji. To wołanie o pamięć. O sumienie. O odwagę, by spojrzeć na własną historię nie tylko przez pryzmat ofiar obcych zbrodniarzy, ale także przez pryzmat milczących ofiar, które nigdy nie miały szansy wypowiedzieć nawet jednego słowa.Bo naród, który potrafi wspominać tylko dzieci zabite przez Niemców, Rosjan czy Ukraińców, a zapomina o tych, które zginęły z jego własnej ręki – nie odzyska pełni duszy. Nie odbuduje sprawiedliwości. Nie stanie się naprawdę wolny. Pamięć nie może być wybiórcza, tym bardziej sumienie.
Podsumowanie: aborcja w Polsce w okresie międzywojennym
Zabijanie dzieci nienarodzonych w Polsce w latach 1922–1938 było zjawiskiem masowym i powszechnym, choć formalnie zakazanym. Szacuje się, że w tym czasie życie straciło ponad 5 milionów nienarodzonych dzieci. Porównanie liczby aborcji z liczbą dzieci zamordowanych podczas II wojny światowej przez niemieckich okupantów, sowieckie NKWD i ukraińskich nacjonalistów nie ma na celu zrównania tych tragedii, ale ukazanie ich wspólnego mianownika: bezbronności ofiar i milczenia dorosłych.
Krew dzieci nienarodzonych woła z ziemi. Ich śmierć, choć cicha, nie jest mniej prawdziwa. Ich istnienie nie powinno być wymazane z narodowej pamięci tylko dlatego, że nie towarzyszyła mu wojna ani propaganda. Nie ma wolnego społeczeństwa bez uczciwego rachunku sumienia. A Polska, która potrafi płakać nad dziećmi z Auschwitz, Katynia czy Wołynia, ale milczy wobec milionów tych, których nie dopuściliśmy do życia, nie jest jeszcze krajem sprawiedliwym. Pamięć nie może wybierać. I choć czas nie cofnie tamtych decyzji, możemy dziś przyznać głośno: to były dzieci. I ich życie miało wartość.
Źródła:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Aborcja_w_II_Rzeczypospolitej
https://straty.pl/straty-osobowe-dzieci.html?utm_source=chatgpt.com
red.