Kiedy miałem 14 lat, coś złego zaczęło się dziać w moim życiu. Był to okres buntu, który przeżywa chyba każdy, mniej lub bardziej intensywnie. Właśnie porzuciłem służbę lektora i jako „dorosły mężczyzna” postanowiłem zerwać wszelkie kontakty z Kościołem, który był dla mnie wtedy jedynie martwą instytucją.
Był to również czas fascynacji dosyć „drapieżną” subkulturą punkowców. Zacząłem ubierać się inaczej: ciężkie wojskowe buty z różnokolorowymi sznurówkami, porwane spodnie z podwiniętymi nogawkami, naszywki przypinane agrafkami do ciemnych swetrów i skór. Zapuściłem długie włosy, których przepisowo, zbyt często nie czesałem. Słuchałem bardzo specyficznej, ostrej muzyki punk-rockowej, która zresztą jest doskonałym nośnikiem niezbyt chrześcijańskiej filozofii. Streścić ją można w kilku wyrazach – swoboda i totalne „olewanie” wszystkiego.
Naprawdę niebezpiecznie zaczęło się robić wtedy, gdy w grę weszły używki – początkowo piwo i papierosy, do których szybko dołączyło tanie wino, a także tzw. miękkie narkotyki – skuny i haszysz. Przez okres dwóch lat zmieniłem się nie do poznania. Rodzice przestali być dla mnie bliskimi osobami, a stali się wrogami. Do dzisiaj pamiętam bardzo głośne kłótnie, które kończyły się zazwyczaj płaczem bezsilnej mamy. Do domu przychodziłem tylko jeść i spać, a i to nie zawsze. Nałogów miałem bardzo wiele, także takich, o których po prostu wstydzę się pisać. W szkole było coraz gorzej. Moje wagary trwały po dwa tygodnie; średnia ocen 5,3 do 2,8…
Ciekawe jest jednak to, że na swój sposób zawsze wierzyłem w Boga i teraz widzę wyraźnie, że cały czas podświadomie Go szukałem, a On nigdy nie przestał mnie wołać. Przeczytałem nawet całe Pismo Święte, a po namowach mojej dziewczyny skorzystałem ze spowiedzi. Jezus dał mi wtedy prawdziwe uczucie wolności i radości. Ale sakrament ten nie spowodował we mnie żadnej widocznej przemiany. Jezus próbował dotrzeć do mnie poprzez ewangelizatorów z „Przystanku Jezus” działającego przy „Przystanku Woodstock” (na który uciekłem w nocy przez okno, bez pieniędzy, jedynie z butelką wody i siedmioma suchymi bułkami w plecaku). Msza św., na którą mnie zaprosili, pozostały niezapomniane.
Po Woodstocku było coraz gorzej. Gdy w bolesny dla mnie sposób straciłem dziewczynę, a potem wszystkich kumpli, do akcji wkroczył zły. Pokazał mi, jak bardzo jestem samotny, ile zaciągnąłem długów, jaki jestem – obijany przez dresiarzy, omijany przez przyjaciół – śmieć. Nawet narkotyczna ekstaza zamieniła się w wielkiego „doła”. Moje życie stało się bezsensowne i bezcelowe. Diabeł podsuwał mi myśli samobójcze (gdyby nie moje „amatorskie wykonanie”, odniósłby pełen sukces).
Pamiętam chwilę krótkiej modlitwy zanoszonej w nocy do Jezusa, by wyrwał mnie z tego bagna, bo sam tego nie potrafię. On pochylił się kolejny raz nad brudnym, śmierdzącym grzesznikiem. Jezus jeszcze raz zapukał do mojego serducha. Wujek, wspaniały kapłan-misjonarz (z którym widzę się tylko przez jeden miesiąc w roku), wykorzystał moje zainteresowanie dopiero co ujawnioną III tajemnicą fatimską i podsunął mi „Miłujcie się!”, którego tematem przewodnim były objawienia Maryi w Fatimie.
Wielu opowiada, jak to spotkali Jezusa na rekolekcjach, kursach Nowej Ewangelizacji lub pielgrzymkach czy innych tego typu wydarzeniach, ale – Duch tchnie, kędy chce! Gdy tak leżałem sobie na materacu w moim pokoju, czytając artykuł o „cudzie słońca”, nagle otrzymałem bardzo mocny policzek od Ducha Świętego. To bardzo trudno wytłumaczyć, ale w jednej chwili zrozumiałem, że Jezus naprawdę jest i wszystko inne to „marność nad marnościami”. W Roku Jubileuszowym Jezus Chrystus, sam, w jednej chwili, uczynił coś, co naprawdę wydawało się niemożliwe – zabrał stare życie i dał mi nowe, bez nałogów, strachu, życie „w obfitości”. Teraz wiem, że Jezus jest jedynym, prawdziwym Panem nieba i ziemi – i to Jemu chwała, uwielbienie i cześć na wieki wieków! Jestem pewny, że skoro Jezus Chrystus dokonał czegoś takiego w moim życiu, to może to zrobić również i w Twoim. Jego miłosierdzie jest większe od Twojego grzechu! Tylko zaufaj Mu… i po prostu pozwól się kochać!
Będę Cię wielbił z całego serca (…)
Bo wielkie było dla mnie Twoje miłosierdzie, a życie moje wyrwałeś
z głębin otchłani (Ps 86)
Daniel, 19 lat
źródło: milujciesie.org.pl