Mam czwórkę dzieci. Mój syn Artur (o którym opowiem) jest moim drugim dzieckiem. Mając szesnastu, siedemnastu lat uzależnił się od narkotyków.
Moim zdaniem upadek naszych dzieci jest też naszym upadkiem, to boli. Dzieje się tak dlatego, że najpierw rodzice odwracają się od Boga, a potem dzieci potykają się o błędy swoich rodziców.
Dziś patrząc z perspektywy lat widzę mój upadek i brak wiary bardzo wyraźnie. Myślę, że gdyby człowiek wiedział, że upadnie, nie zrobiłby tego. Bardzo bolała mnie zmiana Artura. Na początku nie chciałam wierzyć, że jest ona spowodowana przez narkotyki.
Powtarzałam synowi tylko:
„Artur, jaki ty stajesz się prymitywny… Jak ty się zmieniasz…”
Przedtem był wrażliwy, pełen miłości i radości. Zło bardzo go zmieniło. Modliłam się za niego…
Kiedyś Artur wrócił późno do domu. Tego wieczoru był ze swoją dziewczyną na dyskotece. Jego zachowanie i zaczerwienione oczy wskazywały, że brał narkotyki. Załamałam się…
Zawsze wydawało mi się, że byłam dobrą katoliczką… Tego wieczoru powiedziałam sobie:
„Mój Boże, chodzę do Kościoła, wydaje mi się, że wszystko dobrze robię, a tu…”
Zaczęłam mieć pretensje do Pana Boga – ja jestem dobrą katoliczką, a On mnie nie słucha, nie słucha moich modlitw. I to ja muszę patrzeć, jak upada moje dziecko… Płakałam, robiłam Bogu wyrzuty, i czułam się nieszczęśliwa. Zaczęłam rozpaczać i wątpić, że Bóg słyszy moje słowa. Poczułam się małym, zagubionym człowieczkiem.
Myślałam sobie:
„Mój Boże, jeśli gdzieś jesteś, to pewnie gdzieś wysoko. Nie wiem, czy Ty mnie słyszysz?”
Pomyślałam również, aby obejrzeć film dokumentalny o życiu ojca Pio. Mimo późnej pory i zmęczenia myśl ta była bardzo uporczywa. Włączyłam kasetę video. Jest tam taki moment, gdy ojciec Pio mówi:
„Módl się, ufaj i nie upadaj na duchu”.
Słowa te były tak silnie powiedziane, aż miałam wrażenie, że brzmią one w moim wnętrzu. Wyłączyłam video. Pełna radości udałam się do mojego pokoju, by pomodlić się. Z radością dziękowałam Bogu, w którego jeszcze przed chwilą wątpiłam.
Dziękowałam Mu, że dał mi na nowo nadzieję. Podczas tej modlitwy pomyślałam, aby sięgnąć po jedną z książek, która stała w biblioteczce. Zrobiłam tak. Otworzyłam ją na stronie gdzie był włożony obrazek Maryi z Medugorje. Obrazek ten podarowano mi już dawno temu, ale ja schowałam go i zupełnie o nim zapomniałam.
Tej nocy patrząc na wizerunek Maryi miałam wrażenie, jakby spojrzała na mnie żywa istota. W głębi mojego serca poczułam „klimat” Medugorje i zrozumiałam, że powinnam tam pojechać. Wówczas nie wiedziałam jeszcze, gdzie leży to sanktuarium.
Słyszałam wcześniej o objawieniach, lecz nie umiałam ich dobrze sprecyzować. Wiedziałam jedynie, że muszę odwiedzić to miejsce, i że powinnam tam pojechać z całą rodziną.
W bardzo krótkim czasie pojechałam z grupą pielgrzymów do Medugorje. Pielgrzymka ta była moim nawróceniem. Odnajdywaniem Boga poprzez Maryję.
Często mówi się, że Maryja prowadzi do Jezusa i tak jest naprawdę. Ona skierowała mnie do Jezusa ponownie i pokazała, że On jest miłością. Najpierw ja musiałam nawrócić się, i dopiero wówczas mogłam pomoc mojemu dziecku.
Na osiemnaste urodziny Artura sprezentowałam mu wyjazd do Medugorje. Wszyscy uważali, że on nie pojedzie. Nie będzie zainteresowany, wręcz mnie wyśmieje.
Jednak Bóg działa inaczej niż my myślimy – Artur pojechał do Medugorje. Tutaj przystąpił do spowiedzi św. u ojca Slavko Barbaricia, podczas której podjął decyzję o wstąpieniu do wspólnoty Cenacolo.
I tak Artur narodził się na nowo. Bardzo się cieszę z jego nawrócenia. Wiem, że jest bezpieczny w rękach Maryi. Artur jest już długo we wspólnocie Cenacolo, ofiarował się być dalej, aby pomagać innym.
Alfreda
źródło: milujciesie.org.pl