Krzysztof Caban ma dziś 36 lat, jest informatykiem i mieszka w Warszawie. Jest przekonany, że głodówka go uzdrowiła z przewlekłej choroby tarczycy. Dwa lata temu nie jadł przez 21 dni. Nie przyjmował żadnych pokarmów stałych, wyłącznie płyny: czystą wodę (głównie oligoceńską) oraz herbaty zwykłe i ziołowe. Nie czuł żadnych dolegliwości, przestał mieć dotychczasowe problemy ze snem.
„W drugim tygodniu głodówki – wspomina – byłem na dwóch sportowych treningach – karate i piłki nożnej. Miałem siłę! Nawet strzeliłem jednego gola w grze w piłkę nożną, co mi się wcześniej specjalnie nie zdarzało”.
Te trzy tygodnie postu wystarczyły, aby lekarze zrezygnowali z zaplanowanej od miesięcy operacji. Badanie USG wykazało, że zniknęła część guzków tarczycy, a największy guzek, który był w prawym płacie, zmalał prawie 2-krotnie. Obwód szyi zmniejszył się o ok. 1,5 cm.
Antoni Mastalerz ma 45 lat, jest właścicielem piekarni pod Piotrkowem. Kilka lat temu trafił do szpitala z podejrzeniem zapalenia trzustki. Przyczyna dolegliwości nie została ostatecznie rozpoznana. Po powrocie do domu postanowił, że musi schudnąć i poprawić kondycję. Ważył 105 kg, co powodowało, że nie mógł się swobodnie poruszać, szybko się męczył.
Pod opieką lekarza rozpoczął głodówkę. Nie jadł najpierw przez 5 dni, potem przez 7. Ostatnią kurację prowadził przez… 28 dni. – Gdy przed rokiem robiłem badania, miałem poziom cholesterolu ponad 300 mg, po dwóch tygodniach – 266, a po głodówce 4-tygodniowej poziom cholesterolu wynosił już 180 mg. Schudłem 18 kg.
Doktor Ewa Dąbrowska jest dziś jednym z nielicznych w Polsce specjalistów, zajmujących się głodówką leczniczą. Twierdzi, że można ją porównać z utylizacją trujących odpadów. Nie otrzymując pożywienia z zewnątrz, organizm czerpie z własnych zasobów i pozbywa się przy okazji substancji szkodliwych.
Ci, którzy zdecydowali się głodować, twierdzą, że tak naprawdę trudny jest tylko początek. Przekonują, że potem czują się bardzo dobrze, przez cały czas normalnie pracują, jeżdżą samochodem, wykonują wszystkie codzienne prace. Jednak każdą głodówkę zdrowotną należy podejmować pod opieką lekarza. Osoby starsze powinny zachować szczególną ostrożność. Według Pani doktor, po siedemdziesiątce można stosować głodówki, ale krótsze i niecałkowite.
Tym większe wrażenie robi przykład Romualda Stanisławskiego z Brodnicy pod Toruniem, który ma 79 lat a za sobą dwie czterdziestodwudniowe (!) głodówki lecznicze, podjęte w wieku 72 i 75 lat.
Podczas ich prowadzenia pan Romuald pił codziennie tylko wodę i szklankę soku z warzyw, w sumie 1,5-2 l płynów. Każdego dnia badał ciśnienie, temperaturę, tętno i ciężar ciała. Twierdzi, że dzięki głodówkom pozbył się wielu dolegliwości, zwłaszcza nadciśnienia tętniczego oraz przewlekłych schorzeń układu moczowego.
Doświadczenia R. Stanisławskiego, K. Cabana oraz A. Mastalerza zadają kłam powszechnemu stereotypowi na temat postu. Ludzie ci wyrażają się w entuzjastycznych słowach o swoim obecnym samopoczuciu – odmłodzeni, odrodzeni, uzdrowieni. Według nich jest to czas rewitalizacji fizycznej i psychicznej.
Warto przypomnieć, że post stosowano już w czasach starożytnych. Grecy i Rzymianie odmawiali sobie niektórych potraw, aby ustrzec się od wpływów demonicznych albo wzmóc swoje siły fizyczne.
Muzułmanie pościli przez jeden miesiąc w roku, powstrzymując się od jedzenia przed zachodem słońca. Żydzi pościli dwa razy w tygodniu: w poniedziałek i w czwartek, a raz w roku obowiązywał ich post ścisły – w święto zwane Dniem Sądu.
Niemal we wszystkich tradycjach kulturowych radykalna głodówka była naturalnym środkiem terapeutycznym oraz elementem oczyszczenia wewnętrznego przed najważniejszymi etapami inicjacji religijnej i społecznej.
Pierwsi chrześcijanie przejęli ten zwyczaj od Izraelitów, poszcząc w środy i w piątki. W czasie 40-dniowego okresu poprzedzającego Wielkanoc przygotowywano katechumenów do chrztu. Nieodzownym składnikiem tego przygotowania był kilkudniowy post pokarmowy.
Dziś Kościół katolicki wymaga od wiernych ścisłego postu (tzn. jeden bezmięsny posiłek do sytości w ciągu dnia) dwa razy w roku: w Środę Popielcową i w Wielki Piątek. Zaleca też rezygnację z posiłków mięsnych w każdy piątek.
W większości naszych domów „post” oznacza urozmaicenie codziennej diety o potrawy z ryb oraz dania jarskie, ale pościć cały dzień o samym chlebie i czystej wodzie wydaje się nam być często ponad nasze siły, a nawet groźne dla zdrowia.
Post Jezusa Chrystusa trwał 40 dni i nocy
Duch wyprowadził Jezusa na pustynię. A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego:
„Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem.” Lecz On mu odparł: „Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek.” Wtedy opuścił Go diabeł. A oto aniołowie przystąpili i usługiwali Mu.
Ten obraz ewangeliczny jest nam dobrze znany. Trudno dzisiaj potraktować czterdziestodniowy post Jezusa jako wzór dla siebie, choć pamiętamy, że podobnie jak Jezus, Mojżesz na górze Synaj i Eliasz podczas wędrówki na górę Tabor, spędzili 40 dni bez jedzenia w oczekiwaniu na spotkanie z Bogiem.
Ich motywacja i długotrwałe zmagania umykają naszej uwadze wobec tego, co wydarzyło się potem: Bóg daje kamienne tablice, objawia się w łagodnym podmuchu, Jezus okazuje całkowite zaufanie do Ojca.
Sam post traktujemy raczej jako symbol, bo przetrwanie bez pożywiania przez tak długi okres wydaje się nam niemożliwe i skrajnie niebezpieczne dla człowieka. Okazuje się jednak, że podjęcie tak radykalnego postu nie musi być wynikiem ponadludzkiej siły. Przykładem są ludzie, którzy współcześnie podejmują głodówkę ze względu na zdrowie. Skoro radykalny post może uzdrowić nasze ciało, oczyścić organizm z trujących toksyn i przywrócić utraconą witalność, to czy w podobny sposób może przynieść nam pożytek duchowy? Jezus zapytany przez uczniów, w jaki sposób był w stanie wypędzić złego ducha z ciała opętanego chłopca, pouczał, że do tego potrzeba modlitwy i postu.
Na przełomie III i IV wieku w Azji Mniejszej i w Egipcie powstała reguła monastyczna – post jako sprawdzony środek w zmaganiach o czystość serca. Ojcowie pustyni zalecali wówczas, aby post był połączony z uczynkami miłosierdzia i troską o potrzebujących.
„W ciągu dnia, gdy pościsz, wystarczy ci chleb, woda i jarzyna. Dziękuj za to Bogu. Oblicz wydatki na jedzenie, oblicz, ile zaoszczędziłeś w dniu postnym i daj pieniądze jakiemuś bratu z obcych stron, wdowie czy wdowcowi, a oni pomodlą się za ciebie”.
Równocześnie ojcowie przestrzegają przed ascetyczną rywalizacją, która zamiast prowadzić do pokory, skutkuje osądem i poczuciem wyższości wobec innych.
W tradycji judeochrześcijańskiej post nie jest sposobem na szlifowanie osobistej doskonałości. Jest ścieżką pokory, pokory która ma otwierać na przyjście Pana. Jest też potężną bronią wobec szatana.
Ojciec Jan Kolobos mówił wręcz:
„Kiedy król chce zdobyć nieprzyjacielskie miasto, wtedy zabiera mu wodę i uniemożliwia jej dostawę. A gdy miastu grozi śmierć głodowa, samo się poddaje”.
Tak też rzecz ma się z pożądliwościami ciała. Kiedy mnich stanie przeciwko nim z postem i głodem, wrogowie ci staną się bezsilni.
Post ma więc znacznie głębsze znaczenie niż tylko formalny zakaz jedzenia konkretnych potraw czy spożywania alkoholu. Post jest szansą na niedosyt fizyczny, zmobilizujący ciało do czuwania.
Kiedy odczuwamy pustkę wewnętrzną – także w tym najbardziej trywialnym wymiarze – łatwiej nam prosić Stwórcę o pokarm, uznając własną kruchość i niewystarczalność. A wtedy Bóg zstępuje, jak na górę Synaj, i odnajduje nas na pustyni naszego niedosytu. Dla takiego spotkania warto pościć na serio choćby jeden dzień, jeden tydzień…
źródło: milujciesie.org.pl