Wywiad z Januszem Wiśniewskim, współwłaścicielem firmy PPH SAS
Czy można zatrudniać 150 osób, przerabiać ponad 7 ton krewetek dziennie i… nie mieć strony internetowej? Można. Najlepszą reklamą i wizytówką firmy jest bowiem najwyższa jakość oraz bezpieczeństwo produkcji. Pewne natomiast jest jedno w przetwórstwie owoców morza nic nie zastąpi człowieka – jego oka i wprawnej ręki. Więcej o tym jak wygląda proces przygotowywania krewetek w rozmowie z Januszem Wiśniewskim, współwłaścicielem firmy PPH SAS, specjalizującej się w przetwórstwie krewetek.
20 lat temu, gdy na polskich stołach królowały śledź i flądra, Pan ze wspólnikiem postawiliście na krewetki. To wyraz kulinarnej pasji?
Nigdy wcześniej nie jedliśmy owoców morza. Ja jem wszystko, więc polubiłem i krewetki, ale mój wspólnik przez lata nawet na spróbowanie nie dał się namówić. Dopiero ostatnio zaczyna się niespiesznie przekonywać. Można więc powiedzieć, że osiągnęliśmy sukces nie dzięki pasji, ale na przekór jej (uśmiech).
Jak więc powstał SAS?
Zdecydował, jak to często bywa, przypadek. Przyjaźniliśmy się, pracowaliśmy razem parę lat w Niemczech, znaliśmy dobrze język. Pewnego dnia zobaczyliśmy w sklepie opakowanie krewetek, gdzie jako kraj produkcji podane były Niemcy. Zaskoczyło nas to, że w kraju o relatywnie wysokich kosztach pracy opłaca się ręczna obróbka. Przeczucie nas nie myliło: dziś, po 20 latach, wiemy, że w przetwórstwie krewetek nigdy żadna, nawet najbardziej czuła i inteligentna, maszyna nie zastąpi człowieka, jego oka i wprawnej ręki. Zgłębiliśmy temat i okazało się, że odsysanie krewetek odbywało się wtedy w zwykłych domach. Znaleźliśmy jednego z producentów i zaoferowaliśmy się, że możemy robić to – nie tylko taniej, ale i w lepszych warunkach – w Polsce. I tak to się zaczęło…
Na fali transformacji na podobny pomysł wpadło wiele innych polskich firm, dziś większości z nich już nie ma bądź zajmują się czymś innym. A SAS zatrudnia 150 osób i przerabia ponad 7 ton krewetek dziennie. Dlaczego właśnie Panom się udało?
Chyba dlatego, że nigdy nie poczuliśmy się syci. Z upływem lat zaostrzały się przepisy, także w Polsce, a proces dostosowania zakładów do nowych wymagań wymagał ogromnych nakładów. Nie wszystkie firmy były w stanie im podołać. My zawsze byliśmy o krok do przodu, priorytetowo traktowaliśmy inwestycje, tak by nie tylko dotrzymywać kroku naszym odbiorcom, ale tworzyć im nowe możliwości. Dziś z krewetkami robimy praktycznie wszystko – sortujemy, przerabiamy, pakietujemy, etykietujemy.
Wpadliśmy ostatnio na to, że dużym ułatwieniem dla finalnych konsumentów byłoby, gdyby krewetki trafiały do nich z przeciętą skorupką – i ta „innowacja” spotkała się z bardzo dużym zainteresowaniem naszych odbiorców.
Może to dobry czas, by zrobić krok do przodu i zacząć sprzedawać pod własną marką?
Coraz częściej analizujemy tę możliwość, to byłby naturalny etap w naszym rozwoju, tym bardziej, że trendy rynkowe zdają się nam sprzyjać. Rodzimi konsumenci przywiązują coraz większą wagę do zróżnicowanej, zdrowej diety. Ważne jednak, że jako firma rodzinna – a właściwie przyjacielska – nie jesteśmy pod żadną presją. Nic nie musimy. A własna firma to jak pielęgnowanie ogrodu – nie trzeba stale powiększać areału, równie dużą satysfakcję daje troska o to, by to, co się posadziło, z każdym rokiem rozkwitało jeszcze piękniej i bujniej. W naszej branży osiągnęliśmy naprawdę najwyższy poziom – współpracujemy z dwoma czołowymi firmami krewetkowymi Niemiec i Szwecji. Dlatego, jeśli mielibyśmy zdecydować się na rewolucję, musimy być do niej perfekcyjnie przygotowani.
SAS wyróżnia jeszcze coś – brak własnej strony internetowej. Można dziś funkcjonować na rynku niemal incognito?
To już wkrótce się zmieni, obiecujemy (uśmiech). Fakt, że osiągnęliśmy taki poziom rozwoju praktycznie bez promocji potraktowałbym jako swoisty komplement pod adresem naszego zespołu. Dowodzi to bowiem, że naszą najlepszą wizytówką i reklamą jest jakość oraz bezpieczeństwo produkcji. Pracujemy na to od ponad 20 lat. Naszym największym kapitałem jest doświadczenie i zaangażowanie pracowników; wielu z nich związanych jest z firmą już od ponad 20 lat.
Od samego początku SAS jest związany z PKO Bankiem Polskim. Co daje taka wieloletnia współpraca?
Jesteśmy od ponad dwóch dekad nie tylko w tym samym Banku, ale i pod opieką tych samych doradców, którzy są z nami na dobre i na złe. Wielokrotnie uzyskaliśmy pomoc w sytuacjach podbramkowych. Mamy poczucie, że jesteśmy dla Banku ważni – i vice versa. W tak kapitałochłonnej branży jak nasza dobrze ważna jest świadomość, że, gdy staramy się o finansowanie, po drugiej stronie stołu siedzą osoby, które od podszewki znają nasz biznes.
Rozmawiała Małgorzata Osuch
Źródło: news.tv