Pan Jezus za pośrednictwem św. siostry Faustyny wielokrotnie podejmuje temat sakramentu pojednania. Chce tym samym pomóc nam w odkryciu cudu Bożego miłosierdzia, który uobecnia się w sakramencie pokuty. Dzięki temu sakramentowi możemy podnosić się z każdego grzechu i pojednać się z Bogiem, który jako jedyny może zaspokoić swoją miłością najgłębsze pragnienia naszych serc.
Pan Jezus żali się siostrze Faustynie, że niektóre dusze nie korzystają z sakramentu pokuty. Chce zachęcić tych, którzy z powodu swych licznych grzechów boją się przystąpić do kratek konfesjonału: „Choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku nie było już wskrzeszenia, i wszystko już stracone, nie tak jest po Bożemu. Cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni” (Dz. 1448). Im bardziej ktoś jest chory, tym bardziej potrzebuje lekarza. Im więcej dusza ma grzechów, tym bardziej potrzebuje miłosiernego przebaczenia i uzdrowienia ran zadanych przez grzech.
Pan jednak przestrzega tych, którzy chcą trwać w grzechach ciężkich i nie chcą się nawrócić lub odkładają moment pojednania z Bogiem na chwilę śmierci. Są oni na bardzo niebezpiecznej drodze, gdyż zamknięcie się na Boże przebaczenie zamyka człowiekowi również drogę do zbawienia wiecznego: „Przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenia i cierpienia, przez burze i przez głos Kościoła, a jeśli udaremnią łaski moje, (…) zostawiam ich samym sobie (…)” (Dz. 1728); „O biedni, którzy nie skorzystają z tego cudu miłosierdzia Bożego; na darmo będziecie wołać, ale będzie już za późno” (Dz. 1448).
Przed spowiedzią dobrze jest „ (…) wspomnieć na mękę Pana Jezusa i w tym obudzę skruchę serca. O ile to możliwe (…) – zawsze ćwiczyć się w żalu doskonałym. Nim przystąpię do kratki, wejdę wpierw w otwarte i najmiłosierniejsze Serce Zbawiciela” (Dz. 225). W żalu doskonałym żałujemy za grzechy nie dlatego, że boimy się potępienia czy kary, ale dlatego, że zraniliśmy serce Boga, który stając się prawdziwym człowiekiem, oddał za nas swoje życie, by nas uwolnić od grzechu i dać nam życie wieczne.
Ważne jest też to, by spowiednik, do którego przychodzimy, był otoczony naszą modlitwą. Narzekamy nieraz na spowiedników, ale co sami zrobiliśmy, by pomóc im w tej trudnej posłudze pojednania? Jeśli nic, to nie możemy mieć pretensji. Pisze o tym św. Faustyna: „Jedną rzecz zrozumiałam, że muszę się wiele modlić za każdego spowiednika o światło Ducha Świętego, bo kiedy przystępuję do konfesjonału, a wpierw nie pomodliłam się gorąco, to niewiele mnie zrozumiał spowiednik” (Dz. 647).
Siostra Faustyna daje nam konkretne rady, abyśmy mogli mieć pożytek ze spowiedzi: „Pierwsze – całkowita szczerość i otwartość. Najświętszy i najmądrzejszy spowiednik nie może wlać w duszę tego, co pragnie, jeśli dusza nie będzie szczera i otwarta. Dusza nieszczera, skryta, naraża się na wielkie niebezpieczeństwo w życiu duchowym.
Drugie słowo – pokora. Pycha utrzymuje duszę w ciemności i ona nie chce dokładnie wniknąć w głąb swej nędzy, maskuje się i unika wszystkiego, co by ją uleczyć miało.
Trzecie słowo – to posłuszeństwo. Dusza nieposłuszna nie odniesie żadnego zwycięstwa, choćby ją sam Pan Jezus bezpośrednio spowiadał. (…) Dusza nieposłuszna nic nie postąpi w doskonałości i nie da sobie rady w życiu duchowym” (Dz. 113).
Pan Jezus powiedział do siostry Faustyny: „(…) jak będziesz postępować ze spowiednikiem, tak Ja będę postępował z tobą. Jeśli będziesz się ukrywać przed nim, (…) to i Ja ukryję się przed tobą i pozostaniesz sama” (Dz. 269). Podczas jednej ze swoich spowiedzi s. Faustyna w pewnej chwili zauważyła, że to sam Jezus ją spowiada. I stwierdziła: „Widzę, jak Jezus broni spowiedników. Sam wchodzi w ich działanie” (Dz. 331). Podobnie mówił do niej Pan Jezus: „Jak się przygotowujesz w mojej obecności, tak się i spowiadasz przede Mną; kapłanem się tylko zasłaniam. Nigdy nie rozbieraj, jaki jest ten kapłan, którym się zasłoniłem, i tak się odsłaniaj w spowiedzi, jako przede Mną, a duszę twoją napełnię światłem moim” (Dz. 1725); „Życzenia jego [spowiednika] są życzeniami moimi” (Dz. 331).
Idąc do spowiedzi, idziemy do Pana Jezusa. Istnieje bowiem pewien rozdźwięk, gdy z jednej strony spotykamy w konfesjonale kapłana, który zupełnie nas nie zna, a z drugiej chcemy się spotkać z Jezusem, który zna nas jak nikt inny. Może się wówczas zdarzyć, że taki przypadkowy ksiądz nas nie zrozumie, czy też nieodpowiednio nas potraktuje. Dlatego wskazane jest, abyśmy mieli stałego spowiednika. Nieraz rada dana przez spowiednika jednej osobie nie będzie korzystna dla innej. Jeśli więc ksiądz nas nie zna, nie może udzielić nam rad indywidualnych, a jedynie ogólne.
Nikt też nie jest sędzią w swojej sprawie, dlatego zawsze bardziej obiektywne niż nasze będzie spojrzenie stałego spowiednika. Pozwoli to nam uniknąć wpadania w skrajności i ulegania subiektywnym odczuciom. Dzięki stałemu spowiednikowi: „(…) jaśniej poznaje się wolę Bożą, wierniej ją wypełnia, idzie drogą pewną i bezpieczną. Umie on ominąć skały, o które [dusza] rozbić by się mogła” (Dz. 331); „Lęk mnie teraz przejmuje, gdy któraś dusza mówi, że nie ma spowiednika. Ponieważ wiem, jak wielkie szkody sama ponosiłam, kiedy nie miałam tej pomocy. Bez kierownika łatwo można zejść na manowce” (Dz. 61).
„Kiedy odejdę od kratki, obudzę w duszy mojej wielką wdzięczność ku Trójcy Świętej za ten niepojęty cud miłosierdzia Bożego, który się dokonuje w duszy” – pisze święta (Dz. 225). Tak wiele kosztowaliśmy Pana Jezusa na krzyżu, tak wiele wycierpiał On za nas, by teraz Jego Krew obmywała nas w sakramencie pojednania. A my – jak Mu się odwdzięczymy? „Nie umiem dziękować Ci, Panie, bo małe są moje słowa, zechciej przyjąć moje milczenie i naucz mnie życiem dziękować…” (słowa piosenki).
Owocne przeżywanie sakramentu pojednania wpływa na przemianę naszego życia: „Ze spowiedzi świętej powinniśmy odnosić dwie korzyści: do spowiedzi przychodzimy po uleczenie i po wychowanie – nasza dusza potrzebuje ciągłego wychowania” (Dz. 377). Tylko przebaczająca miłość Boża potrafi ukoić ból zadany przez grzechowe rany. Dzięki temu Pan będzie nas uwalniał z grzechów i dawał nam siłę do czynienia dobra. Postanawiając poprawę, powinniśmy pomyśleć, w jaki sposób ma się konkretnie dokonać nasza praca nad sobą, samowychowanie, aby słowa „postanawiam poprawę” nie były puste. Pokażmy Jezusowi naszymi czynami, że naprawdę zależy nam na zerwaniu z grzechem i życiu według Jego woli.
Niech słowo Boże ukaże nam, czym jest grzech i czym Boże przebaczenie: „Winy moje gniotą mnie jak ciężkie brzemię (…). Przez cały dzień chodzę smutny. Póki milczałem, usychały kości moje. Grzech mój wyznałem Tobie i nie ukryłem mej winy. Rzekłem: »Wyznaję nieprawość moją wobec Pana«, a Tyś darował zło mego grzechu. Szczęśliwy człowiek, któremu Pan nie poczytuje winy. Niech się radują kości, któreś skruszył!” (Ps 38,5.7; Ps 32,2.3.5; Ps 51,10).
źródło: milujciesie.org.pl