Kiedy Marianka miała pięć miesięcy i żyła w łonie swojej mamy, okazało się, że ma wadę serca. Dziś dziewczynka jest już po operacji, ma prawie półtora roku i świetnie się rozwija. Choć na jej poczęcie rodzice czekali kilka lat, teraz jej mama nosi już kolejne maleństwo. Wszystko to zasługa Jana Pawła II.
Julkę lekarze skazali na śmierć, zanim się urodziła. Usilnie namawiali jej mamę na aborcję – od czwartego miesiąca dziewczynka rozwijała się w łonie mamy, gdzie nie było wód płodowych. Dziś maleńka dziewczynka ma już ponad rok i cieszy swoją obecnością otoczenie.
Pani Joanna – mama Marysi – podpisała już dokumenty, które mówiły o tym, co ma się stać z ciałem zmarłego w szóstym miesiącu maleństwa. Dziewczynka miała nie mieć nerek, tymczasem urodziła się cała i zdrowa, choć wcześniejsze badania mówiły zupełnie co innego. Jej mama cały czas modliła się za wstawiennictwem Papieża Polaka.
Kilka lat temu na białaczkę zachorował Tadeusz Bachleda-Curuś z Krakowa. – To była najostrzejsza postać białaczki – rozpoczyna opowieść Adam Bachleda-Curuś, brat pana Tadeusza. – Robiliśmy, co było po ludzku możliwe, aby brat odzyskał zdrowie. Niestety, nasze zabiegi nie przynosiły efektów. Szukaliśmy dawcy, bo tylko przeszczep mógł uratować brata. Ja nie mogłem nim być, bo nie było stuprocentowej zgodności, a w przypadku chorego taka musiała być – dodaje.
W pewnym momencie choroba była już tak daleko posunięta, że lekarze dawali choremu tylko trzy miesiące życie. Wówczas Adam Bachleda-Curuś dał swojemu choremu bratu relikwie pierwszego stopnia Jana PawłaII – pukiel włosów, jaki kiedyś ściął Papieżowi śp. ks. Mirosław Drozdek. – I wówczas wszystko się zmieniło. Brat wyzdrowiał i zdrowy jest do dziś, choć minęły już trzy lata. Dla nas jest to widoczny cud Jana Pawła II, za który jesteśmy Mu ogromnie wdzięczni – wyznaje Adam Bachleda-Curuś.
źródło: cudajezusa.pl