Pierwotni chrześcijanie wyznanie swojej wiary zaczynali od słów wierzymy, czym dawali wyraz prawdzie, że nie da się wierzyć samodzielnie. Nikt z nas nie jest samotną wyspą. Nie rodzimy się sami do życia, podobnie sami sobie nie dajemy wiary. Pierwszy akt wiary – chrzest, większość z nas otrzymuje przez wiarę naszych rodziców.
Naturalnym odruchem człowieka jest dzielenie się dobrem, które otrzymuje. Kiedy więc dostrzegamy, doceniamy, kochamy w nas to wcześniej otrzymane życie wiary, naturalnie dążymy do tego, by dar ten nieść dalej.
Kiedy słyszymy w Piśmie Świętym słowa Jezusa, by iść i czynić sobie uczniów rodzi się w nas pytanie, czy ja słaby, grzeszny człowiek mogę być prawdziwym świadkiem wiary. Sami często zmagamy się z własną wiarą, stąd nie raz lękamy się głosić ją dalej. Skoro jednak grzeszny Apostoł Piotr, najpierw zapiera się, by potem z mocą Ducha Świętego wszem i wobec świadczyć o swojej wierze, to czy my powinniśmy się wstrzymywać z głoszeniem Dobrej Nowiny?
To posłanie do głoszenia wiary Jezus potwierdza w momencie Zesłania Ducha Świętego. Pocieszyciel nie przychodzi do Apostołów, by zamknęli się w zaciszu swoich domów i tam zachowali otrzymane dary. Przychodzi by dać im odwagę do głoszenia dalej tego, co dla nich najistotniejsze. Nie przypadkowo spisane świadectwo uczniów o Jezusie nazywamy Ewangelią. Czy jest bowiem człowiek, który by nie chciał być posłańcem Dobrej Nowiny?
źródło: ewangelizuj.pl