News will be here

Prosisz i otrzymujesz. Oto świadectwo katoliczki

„Uwielbiam Cię, Stwórco i Panie utajony w Najświętszym Sakramencie. Uwielbiam Cię za wszystkie dzieła rąk Twoich, w których mi się ukazuje tyle mądrości, dobroci i miłosierdzia. (…) O Stwórco mój i Panie, Ty jeden ponad te dary dajesz mi sam siebie i jednoczysz się ściśle ze swym nędznym stworzeniem.

Tu się rozumieją serca nasze bez doboru słów; tu nikt mowy naszej przerwać nie jest w stanie. O czym mówię z Tobą, o Jezu, jest to nasza tajemnica, o której stworzenia wiedzieć nie będą i aniołowie nie śmią się zapytać. Są to tajemne przebaczenia, o których wie tylko Jezus i ja – jest to tajemnica miłosierdzia Jego, które ogarnia każdą oddzielnie duszę. Z prostotą i miłością, z wiarą i ufnością przychodzić będę do Ciebie, Jezu. Dzielić się będę z Tobą wszystkim, jak dziecię z kochającą matką – radościami i cierpieniem, jednym słowem – wszystkim” (św. s. Faustyna).

Zawsze byłam osobą wierzącą, choć moja gorliwość ma swoje przypływy i okresy wyciszenia. Swoistą rolę takiego przypływu odegrał u mnie film Mela Gibsona Pasja. Obejrzałam go w kinie siedem razy, przyprowadzając na projekcję coraz to inne osoby. Byłam po nim jak pijana. Miał rację ktoś, kto powiedział, że po Pasji Msza już nigdy nie będzie taka sama. Nie o Pasji jednak chcę pisać.

Wyjątkowy prezent dostałam od Pana Boga na swoje czterdzieste urodziny. Tego dnia wstąpiłam do jednego kościoła, aby się pomodlić. Była godzina ósma rano. Klęczałam w ostatniej ławce. Po pewnej chwili ukląkł za mną jakiś człowiek wyglądający na żebraka i nagle na cały głos powiedział: „wszystkiego dobrego, pani!”. Kilka osób z przodu obejrzało się. Trudno opisać moje wrażenie. Dlaczego takie słowa i dlaczego na głos? Miałam wrażenie, że to sam Jezus złożył mi życzenia! Pomyślałam, że mogę o coś poprosić. Zawsze chciałam móc codziennie chodzić na Mszę św., ale przy moim słomianym zapale i braku konsekwencji, a przy tym wielości obowiązków nie było to możliwe.

Zapragnęłam i otrzymałam!

Od trzech lat codziennie spotykam Pana Jezusa w Komunii św. Czasami wydawało mi się to zupełnie niemożliwe, szczególnie gdy czekały mnie długie podróże. I bywało tak, że mówiłam: „Panie Jezu, wiem, że mnie kochasz, ale jeśli zależy Ci, aby złączyć się z takim »niczym« jak ja, to pomóż…” – i byłam upewniana „po królewsku”. Raz po takiej prośbie trafiłam w jednym małym mieście na Mszę św., na której był koncert śpiewaków z Moskwy. Śpiewali jak w niebie, a ja czułam, że to dla mnie. Innym razem na Śląsku, gdy się okazało, że na Mszę św. już jest za późno (był dzień powszedni), otrzymałam Pana Jezusa w kaplicy szpitala kardiochirurgicznego, do której zaprowadził mnie mały ministrant. Trochę musiałam w niepewności poczekać na Pana, bo „chodził po oddziałach”.

Był to czas, gdy większość Mszy ofiarowywałam za dusze w czyśćcu cierpiące, więc odmawiałam za nie przez godzinę różaniec. Potem, już w hotelu, dowiedziałam się, że ten szpital w Zabrzu to jest to słynne centrum, w którym przeszczepia się serca… Pomyślałam sobie, że moja determinacja i modlitwy musiały być tam komuś potrzebne – może jakimś dawcom?

Kiedyś się dowiem.

Każdy powszedni dzień dziś wydaje mi się bez Eucharystii trudny do przeżycia. To Eucharystia daje mi zdrowie, siły, pokój, ochronę, inteligencję, rozwój, radość i zaspokojenie jakiegoś wewnętrznego głodu. To wszystko brzmi trochę nieprawdopodobnie, ale kto to przeżywa, ten wie, o czym mówię. W mojej obecnej roli – matki, artystki teatralnej, gospodyni domowej, żony dyrygenta i kompozytora, wokalistki zespołu czynnie koncertującego – bez codziennej Komunii św. w ogóle nie dałabym sobie rady. Pan wiedział, co mi potrzebne, dlatego na czterdzieste urodziny dał mi prezent.
Śpiewaczka operowa
Źródło: milujciesie.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *