Eucharystia jedynym pokarmem życia wielu świętych i stygmatyków
To najpotężniejszy cud jaki istnieje. Włoska mistyczka zanotowała słowa Chrystusa na temat Eucharystii: „Jest tak potężny, nadprzyrodzony, niepojęty dla człowieka pysznego, że tylko niewielu go pojmie tak, jak ma być rozumiany, a wielu mu zaprzeczy”.
Zbawiciel pozostał z nami jako „Chleb życia, który z nieba zstępuje”. Król Niebios i Świata jest ukryty wraz ze Swoim Majestatem pod postacią chleba i wina. W białej Hostii bije Jego Najświętsze Serce. Tylko głęboka wiara pomaga nam to zrozumieć. Cuda Eucharystyczne, jakie miały miejsce na przestrzeni wieków potwierdzają prawdziwość obecności Pana pośród nas.
Potwierdzone przez naocznych świadków i zbadane przez naukowców udowadniają, że Jezus Chrystus nigdy od nas nie odszedł, jest z nami na ziemi. W Komunii Św. przyjmujemy samego Boga. Nie może nikt zaprzeczyć, gdyż fakty to potwierdzają. Do dziś dzieją się rzeczy niezwykłe na oczach wiernych i niewiernych
Marta Robin przez 52 lata karmiła się jedynie hostią
Kim była Marta Robin? To znana i niezwykła Mistyczka nazywana: „Martą od męki Pańskiej”.
Przyszła na świat we Francji w 1902 r. , gdzie zmarła w 1981 r.
Urodziła się biednej chłopskiej rodzinie, jako najmłodsze dziecko z sześciorga rodzeństwa. To była radosna i szczęśliwa dziewczynka, która lubiła śmiać się, tańczyć, żartować i modlić się. Od dziecka kochała Różaniec i nosiła go przy sobie. Marta już jako mała dziewczynka była niezwykle pobożna. Maryję nazywała „moja Mama”. Zapowiedź życia Marty nastąpiła w wieku 5 lat, kiedy ojciec Józef Robin zawiesił na drzwiach drewniany krzyż, ale bez figury Chrystusa. Córka spytała: „gdzie jest Pan Jezus?” Ojciec na to: „tam Go nie ma”, na co Marta odrzekła: „w takim razie my tam będziemy”.
Mając lat 16. zaczęła chorować: miewała silne bóle głowy i traciła przytomność. Lekarze byli bezradni. Stan zdrowia dziewczyny się pogarszał. Po upadku w kuchni, okazało się, że nastąpił paraliż nóg. Choroba położyła ją do łóżka. Do tego nie mogła jeść i źle znosiła światło.
W 1921 r. podczas wizyty proboszcza straciła przytomność i przez miesiąc była w śpiączce. Było to przygotowanie jej do późniejszych wydarzeń. 20 maja 1921 r. jej siostra – Alicja obudziła się w nocy i widząc zapalone światło w pokoju, spytała Martę co to za światło? Otrzymała taką oto odpowiedź: „Tak, to piękne światło, ale ja widziałam też Najświętszą Dziewicę”. Było to pierwsze z objawień jakie miała dziewczyna w swoim długim życiu.
Po tej wizji jej stan zdrowia polepszył się na tyle, że udała się z pielgrzymką w okolice Chateauneuf-de-Galaure. Sądziła , że została całkowicie uzdrowiona i chciała wstąpić do Karmelu tak jak św. Tereska z Lisieux.
Niestety, pod koniec roku powrócił paraliż dolnych kończyn. Nie traciła jednak nadziei na wyzdrowienie. Leżąc w łóżku haftowała, odmawiała Różaniec, czytała Ewangelię, książki z dziedziny życia mistycznego i żywoty świętych, z których robiła notatki. Zwracała uwagę na wersy dotyczące miłości i ofiary. Pewnego dnia po odłożeniu książki usłyszała wewnętrzny głos: „Dla ciebie to będzie cierpienie”.
Innym razem zdanie: „Bogu trzeba oddać wszystko”, przeniknęło do samej głębi jej duszy.
W modlitewniku znalazła myśl: „Dlaczego szukasz pokoju, kiedy stworzona jesteś do walki, dlaczego szukasz przyjemności, kiedy stworzona jesteś do cierpienia”.
Poczuła, że jest skierowana do niej i dość długo z nią walczyła. Od dziecka bała się bólu i cierpień. Powiedziała kiedyś, że biła się z Bogiem.
W listopadzie 1923 r. Marta chciała się udać z pielgrzymką do Lourdes, organizowaną przez parafię. To była ostatnia szansa na wyzdrowienie. Dowiedziawszy się, że inna chora parafianka też pragnie tam pojechać, ustąpiła jej miejsca.
Rezygnacja z wyjazdu oznaczała porzucenie nadziei na odzyskanie zdrowia. Wtedy zrozumiała, że jest wezwana, by jako osoba świecka ofiarować swoje życie dla świata i Kościoła, w zjednoczeniu z ukrzyżowanym Chrystusem.
Z każdym rokiem stan jej zdrowia pogarszał się i rodzina była przygotowywana na jej śmierć. Mając 24 lata na trzy tygodnie zapadła w śpiączkę, a po przebudzeniu powiedziała: „Sądzę, że nie umrę”, potem dodała: „Widziałam świętą Teresę”. Św. Tereska od Dzieciątka Jezus dała jej wybór: może już teraz pójść do nieba lub żyć przyjmując cierpienie w intencji odrodzenia Kościoła i życia chrześcijańskiego we Francji. Wybrała cierpienie.
Marta napisała wtedy:
„Panie, mój Boże, o wszystko poprosiłeś swą małą służebnicę, weź więc i przyjmij wszystko. W dniu dzisiejszym oddaję się Tobie bez reszty, o umiłowany mojej duszy! To jedynie Ciebie pragnę i dla Twojej miłości wyrzekam się wszystkiego. Kocham Cię, błogosławię Cię, uwielbiam Cię, całkowicie oddaję się Tobie, w Tobie się chronię. Ukryj mnie w Sobie, gdyż moja natura drży pod brzemieniem okrutnych doświadczeń, jakie zewsząd mnie przygniatają i dlatego, że ciągle jestem sama. Mój umiłowany, pomóż mi, zabierz mnie ze Sobą. To jedynie w Tobie pragnę żyć i jedynie w Tobie umrzeć. Pomóż mi!”
Ofiarowanie
W 1927 r. Marta(46 lat) odczuwała dodatkowo bóle głowy, pleców, ramion i nóg, a w rok później nastąpiła całkowita blokada krążenia w kończynach, co przykuło ją do łóżka na resztę życia. Mało tego, nie mogła nawet przechylić się na bok, gdyż każdy dotyk sprawiał jej ból. Resztę życia przeleżała w jednej pozycji, na plecach, ze zgiętymi kolanami. W sumie w łóżku spędziła ponad 50 lat. To niewyobrażalne cierpienie.
Mało tego, Marta Robin nie spała, nie piła i nie jadła. Nie podłączono jej też do kroplówki i nikt jej po kryjomu nie dokarmiał, gdyż organizm Marty nie przyjmował nawet płynów. Żaden człowiek nawet tygodnia nie przeżyje bez wody i snu. Dla każdego z nas to nieprawdopodobne, że można tak żyć 52 lata. Choć odczuwała pragnienie picia, to nie była w stanie przełknąć nawet kropli, co dodawało jej cierpienia.
Pokarm Marty
Jedynym pokarmem, który jej organizm przyswajał była konsekrowana Hostia. Podobnie jak Teresa Neumann z Konnersreuth, św. Katarzyna ze Sieny, Alexandrina da Costa, oraz patron Szwajcarii – Mikołaj z Flüe żywiła się Komunią św. Czy to możliwe? Tak. Przez 52 lata w każdy czwartek przyjmowała Ciało Pana Jezusa, z rąk o. Fineta. Zadziwiające było to, że kiedy kapłan zbliżył się z Hostią do Marty, ta wyrywała się z jego palców i sama wędrowała do jej ust, pokonując odległość 20 cm. To potwierdza, że nasz Zbawiciel jest faktycznie obecny ciałem i krwią w konsekrowanej Hostii.
Marta całe życie udowadniała ludziom, że Bóg istnieje, a Jezus Chrystus umarł za nas na Krzyżu dla naszego zbawienia i to On jest obecny w konsekrowanej Hostii.
W 1927 r. odwiedziła ją pewna młoda dziewczyna, oto jej relacja:
„Powiedziałam jej o tym że mam zamiar wstąpić do zakonu, wtedy w Marcie obudziłam rozdzierający żal. Marta siedziała na brzegu łóżka, płakała i trzymała mnie w ramionach. Byłyśmy wtedy same w domu, wszyscy poszli w pole, Marta bała się zostawać sama, powtarzała z rozpaczą: „Nie nadaję się do niczego!”.
Pogarszający stan zdrowia
2 listopada 1928 r. została przyjęta do III Zakonu Św. Franciszka, a 2 lutego 1929 r. utraciła władze w ramionach i nie mogła nawet haftować. Natomiast w czerwcu straciła władze w dłoniach i nie mogła utrzymać nawet Różańca. Stan zdrowia Marty pogarszał się i rodzina sądziła, że zbliża się kres jej życia. Bóg jednak dał jej jeszcze wiele lat życia. Był to owocny czas, gdyż Mistyczka wyrwała szatanowi niezliczoną ilość dusz.
We wrześniu 1930 r. ukazał się jej Jezus i spytał: „Czy chcesz być jak Ja?” Marta, która już wcześniej złożyła siebie w „Akcie ofiarowania”, powiedziała „tak”. Bóg nie robi nic na siłę i wbrew woli człowieka. Bóg jest Dobry i Miłosierny, zawsze liczy się z naszą wolą. Jezus nazwał Martę „Moja córeczka ukrzyżowana z miłości”.
Mistyczne doznania
Od czwartku (po przyjęciu Komunii Św.) do niedzieli Marta trwała w stanie mistycznym i traciła kontakt ze światem. Co prawda nie opowiadała o tym, ale wszyscy wiedzieli, że przeżywała Mękę, jakby była na Golgocie, z oczu jej spływała krew, a na ciele miała ślady stygmatyzacji. W każdy czwartek wieczorem bardzo drżała ze strachu. Przeżywała Mękę Pana Jezusa, od Ogrójca po śmierć na Krzyżu.
Pewnego dnia Marcie ukazał się Jezus mówiąc:
„To ciebie wybrałem, abyś przeżywała moją Mękę w sposób najpełniejszy od czasu mojej Matki i nikt po tobie nie będzie jej przeżywał w Kościele w takiej pełni. Abyś mogła przeżywać ją całkowicie, nigdy nie zaśniesz, coraz bardziej postępując w cierpieniu. Spać znaczyłoby porzucić cierpienie. Będziesz cierpieć coraz bardziej.”
Chociaż proboszcz parafii zakazał opowiadania o wydarzeniach w Chateauneuf-de-Galaure, to wieści rozeszły się po całej okolicy. Do domu rodziny Robin przybywali wierni, żeby się modlić i ciekawscy. Pewnego dnia przyszła trójka młodych ateistów, mężczyzna i dwie kobiety. Zjawili się, aby ją wyśmiać. Marta przywitała ich słowami: „Tak to prawda, jestem śmiechu godna”. Po rozmowach z Mistyczką cała trójka wstąpiła do surowych zakonów( choć wcześniej byli niewierzący), chłopak do Trapistów, kobiety zaś do Karmelu. Marta miała zdolność przewidywania. Potrafiła odczytać treść listu przed otwarciem, przepowiadała przyszłość, posiadała dar bilokacji i proroctwa. Mieszkańcy rodzinnej wioski Marty, Chateauneuf-de-Galaure jak i całego okolicznego regionu Drome zaczęli się powoli nawracać (większość była ateistami). Martę nazwano „świętą”.
Kolejne oddanie Marty
Kiedy w 1939 r. wojska niemieckie wkroczyły do Francji, Marta uczyniła kolejną ofiarę z siebie, w intencji ocalenia ojczyzny oddała Bogu swój wzrok . Bóg wysłuchał jej prośby i przestała widzieć. Przez 42 lata żyła w półmroku, jej pokój był zaciemniony, okiennice zamknięte, pokój pomalowany na brązowo, bo najmniejszy promień światła zadawał jej okropny ból. Z tego czasu nie ma ani jednego zdjęcia Marty, dopiero po śmierci wykonano kilka fotografii.
8 sierpnia 1951 r. jej brat Erni popełnił samobójstwo, przy użyciu swojej myśliwskiej strzelby. Nikt nie znał przyczyny tak desperackiego czynu. Erni cierpiał na silne bóle nerwu twarzowego. Nie wytrzymał cierpienia. Może myśl, że podzieli los siostry sprawiła, że odebrał sobie życie.
W przeciwieństwie do niego cierpiąca Marta była szczęśliwa, gdyż miała łączność z Bogiem. W męce widziała sens życia, gdyż mogła lepiej służyć Bogu i mocniej Go kochać. Wzięła na siebie cierpienia i grzechy innych. Jej miłość była czysta i ofiarna. Nie potrafimy tego zrozumieć. Uciekamy od cierpień, nie pojmujemy dlaczego nasze życie jest trudne, narzekamy i nie radzimy sobie z problemami. W życiu Marty bywały też momenty kiedy rozpaczała, płakała i załamywała się.
Pewnego dnia po jednej z luźnych rozmów o „życiu mistycznym” zmęczona Mistyczka powiedziała Jeanowi Guittonowi: „Jakże jesteśmy do siebie podobni! Pan przykuty jest do swoich myśli, jak ja do cierpienia. No, ale trzeba spróbować się poodkuwać, trochę się rozerwać”. Jej głos załamał się i z trudem rzekła: „Która godzina? Dla mnie jest zawsze noc, zawsze ból.”
Pod koniec życia przeżyła kryzys, było jej bardzo ciężko.
Walka z szatanem
Diabeł jest wrogiem świętości i ludzi, którzy składają ofiary za innych. Marta podobnie jak inni mistycy i święci była przez niego atakowana. Szatan dręczył ją i znęcał się fizycznie i duchowo. Odkręcał wodę w kranie chcąc wzbudzić pragnienie. Bił ją pięścią po twarzy, wybijając dwa zęby. Pomimo tych udręk zniechęcił kobiety i przekonywał ją, że poświęcenie jest zbyteczne, bo te dusze i tak zostaną potępione.
Poddawał w wątpliwość jej ofiarę i próbował wprowadzić zamieszanie twierdząc, że jej ojciec duchowy nie chce mieć z nią nic wspólnego. Często pytała ojca Fineta czy to prawda? Nie mogąc odwieźć Marty od składania ofiary za grzeszników stawał się coraz bardziej brutalny; bił ją, zrzucał z łóżka, uderzał jej głową o ścianę. O. Finet, który jako jedyny miał klucze od jej domu, stojąc pod jej drzwiami słyszał czasami odgłosy walki. Z tego powodu na podłodze przy łóżku Marty leżał gruby materac, na wypadek wizyty szatana, który zrzucał ją z łóżka.
Szatan maltretował ją do tego stopnia, że skręcił jej kark, cierpienie było przerażające. Szatan atakował nawet w obecności duchownego i innych świadków. Wszyscy byli zbulwersowani tym, co się działo.
Koniec życia
6 lutego 1981 r. o godz.17. o. Finet wszedł do domu Marty i ogarnęło go przerażenie. Mistyczka leżała na podłodze, a wokół niej porozrzucane różne przedmioty. Podniósł ją, ale już nie żyła. Marta Robin pomimo sędziwego wieku nie umarła ze starości. Był to jeden z bardzo rzadkich zgonów, w których Bóg dopuścił, aby szatan odebrał człowiekowi życie. Jej odejście do Domu Ojca głęboko przeżył ojciec Finet. Pogrzeb odbył się 12 lutego, Martę pochowano w rodzinnym grobowcu w Saint-Bonnet-de-Galaure.
Mistyczka pozostawiła po sobie wspólnoty „Ogniska Miłości”, które założyła przy pomocy swojego ojca duchowego o. Fineta w 1936 r.
Martę Robin w ciągu życia odwiedziło przeszło 100 tys. osób, między innymi polscy kapłani. Dla każdej osoby spotkanie z nią było nową nadzieją, inspiracją do lepszego życia. Ten kto opuszczał jej pokój wychodził odmieniony.
Słowa Marty:
„Jedna rzecz pozostaje zawsze i jest dostępna dla każdego: radość innych..
Dać im trochę więcej spokoju, otuchy, nadziei, wywołać uśmiech.
To wszystko jest słodka praca i nie trzeba do tego koniecznie stać na nogach ani mieć dobrego zdrowia. Wręcz przeciwnie. Nikt inny nie zrozumie tego lepiej jak ten, kto wiele przecierpiał”.
AM