Maria Teresa Tauscher – urodzona w luterańskiej rodzinie pastorów, wstąpiła do Kościoła katolickiego i założyła zgromadzenie zakonne: Karmel Boskiego Serca. Została też beatyfikowana 18 maja 2006.
Błogosławiona – Matka Maria Teresa od św. Józefa (Anna Maria Teresa Tauscher) będąc młodziutką luterańską dziewczyną miała wielkie pragnienie poznania prawdy i dlatego wytrwale jej poszukiwała. Głównym inspiratorem i przewodnikiem w każdym szczerym szukaniu prawdy jest zawsze sam Jezus Chrystus, który mówi:
„Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą” (Łk 11,9-10).
Jedyny Przewodnik
Anna Maria Teresa Tauscher urodziła się w rodzinie pastorów luterańskich na dzisiejszych ziemiach polskich we wsi Sandow (dzisiejszy Sądów w Lubuskiem). Jej dziadek oraz ojciec zapisali się wyraziście w historii niemieckiego protestantyzmu.
W domu, przesiąkniętym luterańską tradycją, wzrastała Anna Maria, najstarsza z córek pastora – obdarzona wyjątkową duchową wrażliwością oraz przenikliwą inteligencją.
Na modlitwie nawiązała osobistą relację z Bogiem. Przez pierwsze świadome lata życia kierunek jej duchowej formacji wyznaczał jej ojciec.
Bardzo często w ich wspólnych rozmowach przewijał się temat grzechu. W wieku siedmiu lat Anna Maria zdecydowała się nigdy nie grzeszyć. Wtedy także, jak sama pisze:
„podjęłam kategoryczną decyzję, żeby od tej chwili w moim życiu duchowym polegać już wyłącznie na Bożym prowadzeniu. Nigdy więcej nie poprosiłam mamy ani pastora o radę. Rozmawiałam już tylko z Bogiem. Jedynie On był dla mnie nauczycielem, doradcą i przewodnikiem”.
Wpatrzona w matkę poświęcającą się na rzecz ubogich w duchu Ewangelii, Anna Maria we wczesnych latach życia podąża za wewnętrznym pragnieniem swego serca, aby swoich rówieśników przyciągać do Jezusa Dobrego Pasterza, o którym matka wieczorami tak urzekająco opowiadała.
Już jako sześciolatka, pokonując wrodzoną nieśmiałość, stanęła na rynku miasteczka i zapraszała dzieci na niedzielne popołudnia na plebanię, na opowieści o Dobrym Zbawicielu. Ten żar ewangelizacyjny, inspirowany troską o tych najmniejszych, stał się fundamentem podjętego przez nią później Bożego dzieła.
Odkrywanie prawdy
W codziennej wytrwałej modlitwie, podczas medytacji tekstów Pisma św., Anna Maria z ufnością dziecka stawiała Panu Jezusowi pytania i pozwalała, aby On ją prowadził do pełni prawdy oraz formował.
Postanowiła w swoim życiu duchowym polegać tylko na Bogu, a nie – jak dotychczas – na prowadzeniu swego ojca-pastora. Jako dorastająca dziewczyna zaczęła krytycznie patrzeć na wiarę, w której została wychowana. Do jej ulubionych ksiąg biblijnych należały listy św. Piotra oraz odrzucony przez luteranów List św. Jakuba.
Anna Maria cierpiała z powodu podziałów w Kościele protestanckim – wszak od czasów Lutra powstało kilkanaście tysięcy odłamów protestantyzmu (i ciągle powstają nowe). Każda z tych denominacji twierdzi, że jedynym jej autorytetem jest Biblia. Dziewczynę zastanawiało, dlaczego tak się dzieje, skoro sam Jezus prosił „aby byli jedno”, chcąc jednego Kościoła.
Im bardziej Anna Maria zastanawiała się nad luterańską wiarą, w której została wychowana, tym więcej wątpliwości się w niej budziło.
Luteranie całkowicie odrzucają autorytet papieża, a to przecież sam Pan Jezus ustanowił urząd prymatu Piotra (Mt 16,17-19). Syn Boży przekazał apostołowi „klucze królestwa”, aby ten w Jego imieniu kierował Kościołem.
Urząd prymatu Piotra jest przekazywany kolejnym wybranym papieżom. Co więcej, Pan Jezus nazwał ten urząd skałą, na której zbuduje swój Kościół, „a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18).
Tak samo błędne jest stwierdzenie protestantów, że słowo Boże jest tylko w Piśmie św. Ono bowiem jest obecne także w tradycji Kościoła (2 Tes 2,15; 3,6) oraz w Jego nauczaniu (1 P 1,25; 2 P 1,20-21; Mt 18,17).
Luter twierdził, że podstawą wiary oraz jedynym autorytetem jest samo Pismo św. Nie ma jednak żadnego tekstu w Biblii, który by tę tezę potwierdzał. Natomiast Pismo św. wyraźnie naucza, iż Kościół jest podporą prawdy (1 Tm 3,15), oraz zachęca, byśmy się trzymali tradycji spisanej i ustnej (2 Tes 2,15).
Tak więc źródłem prawdy i podstawą naszej wiary jest zarówno Pismo św., jak i Tradycja Kościoła.
Wielkim nadużyciem było zafałszowanie przez Lutra tekstu biblijnego:
„człowiek osiąga usprawiedliwienie na podstawie wiary” (Rz 3,28).
Twórca reformacji dopisał: „samej” wiary, przez co całkowicie zmienił sens tego tekstu. W tej kwestii nauka Pisma św. jest oczywista:
„człowiek dostępuje usprawiedliwienia na podstawie uczynków, a nie tylko wiary”(Jk 2,24).
Z objawienia wiemy, że wiara nie pochodzi z uczynków i że jest ona darem Boga, całkowicie przez nas niezasłużonym. Mając jednak dar wiary, wyrażamy go poprzez uczynki, czyli przez miłość (Ga 5,6);
„wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie” (Jk 2,17).
Kiedy Anna Maria była już nastolatką, usłyszała od ojca, że w swoich przekonaniach „jest bardziej katoliczką niż luteranką”. Mimo to ani ona sama, ani nikt z jej najbliższych nie przeczuwał, że kiedyś porzuci ona luteranizm.
Podczas dyskusji w gronie profesorów z okazji synodu ewangelickiego, który odbywał się w Berlinie, jedna z obecnych tam osób nawiązała do katolickiego dogmatu o nieomylności papieża. Anna Maria odważnie wtedy zauważyła, że nie chodzi w nim o twierdzenie, jakoby papież jako człowiek był nieomylny, ale o: „autorytet wynikający z pełnionej funkcji”. Po czym błyskotliwie wytłumaczyła to następująco:
„Przecież nikt nie przyjmuje proroctwa wygłoszonego przez najwyższego kapłana Sanhedrynu wyłącznie jako jego osobistego stanowiska”.
Tym prostym porównaniem, nie zgłębiając nauczania Kościoła katolickiego, zamknęła usta ważnym osobistościom protestanckim, tłumacząc jeden z najbardziej spornych dogmatów.
Anna Maria, choć obracała się w znakomitym towarzystwie elit politycznych i wojskowych tamtych lat, a swoją urodą oraz nieprzeciętną bystrością umysłu imponowała wielu kawalerom, odrzucała małżeńskie propozycje, pragnąc całkowicie poświęcić się służbie Bogu.
Pociągnięta do Najświętszego Serca Jezusa
Zbliżały się 30. urodziny Marii i narastała w niej potrzeba wyjścia z rodzinnego domu, którego duch dalece odbiegał od jej przekonań. Odpowiedziała więc na zaproszenie księżnej von C. i postanowiła spędzić trochę czasu w jej posiadłości nad Renem.
Miała tam okazję zastanowić się nad swoim życiem, kontemplując piękne nadreńskie pejzaże, spacerując w ciszy wśród przyrody i podziwiając urokliwe katolickie kapliczki, poświęcone Jezusowi i Maryi.
To właśnie w domu księżnej Anna Maria mogła po raz pierwszy porozmawiać z księdzem katolickim. Duchowny był zaskoczony spójnością założeń „jej własnej religii” z dogmatami Kościoła rzymskokatolickiego. Dlatego też podarował jej katechizm, ażeby sama mogła dokonać porównania.
W trakcie pobytu u księżnej Anna Maria intensywnie rozmyślała o swojej przyszłości i przeglądała również oferty pracy. Powierzając się w pełni Bożemu prowadzeniu, zdecydowała się odpowiedzieć na jedną z nich. Była to praca w szpitalu psychiatrycznym w nadreńskiej Kolonii.
Dyrektor tamtej placówki był luteraninem. Pomimo swego niewielkiego doświadczenia zawodowego Anna Maria została przyjęta na stanowisko przełożonej pielęgniarek. Opuściła więc dom rodzinny i wkroczyła w rzeczywistość niewyobrażalnych ludzkich cierpień, na co nie do końca była przygotowana. Tak wspomina swój pierwszy dzień pracy:
„Dotychczasowa przełożona […] jeszcze pełniła swe obowiązki. Dla tej dobrze zbudowanej, silnej kobiety posługa przy chorych i umierających była rutynową czynnością, dlatego zapewne nie rozumiała, czemu cała drżę na ciele, gdy ona swobodnie rozmawiała z dyrektorem o najtrudniejszych przypadkach.
Kiedy zostałyśmy same, zaraz zaprowadziła mnie do podopiecznych. Był już wieczór i czułam się zmęczona podróżą, tymczasem znalazłam się przy umierającej kobiecie. Nigdy dotąd nie widziałam człowieka w agonii, teraz patrzyłam na bladą, wykrzywioną w śmiertelnym grymasie twarz i usłyszałam straszliwe charczenie, wydobywające się z gardła pacjentki. Byłam przerażona, ale zebrałam siły i nie dałam po sobie niczego poznać w czasie dalszego obchodu”.
To właśnie tam, w szpitalu, posługując ludziom dotkniętym wielkim cierpieniem, Anna Maria odkryła swoje życiowe powołanie. Przez wiele miesięcy przyglądała się tamtejszym katolikom.
Zachwyciła się majowymi nabożeństwami oraz pieśniami ku czci Matki Bożej i po raz kolejny poczuła w sercu wielką potrzebę nawiązania osobistego kontaktu na modlitwie z Maryją. Od lat młodzieńczych była przekonana o dziewictwie Najświętszej Maryi Panny, które jej ojciec, jako pastor luterański, kategorycznie odrzucał.
To prawda, że Maryja jest człowiekiem, ale będąc matką Jezusa Chrystusa, który jest prawdziwym Bogiem, należy się Jej szczególna cześć jako matce Syna Bożego. To w Jej dziewiczym łonie dokonał się cud wcielenia, gdy prawdziwy Bóg stał się prawdziwym człowiekiem.
Jezus Chrystus zgodnie z IV przykazaniem Dekalogu („Czcij ojca swego i matkę swoją”) oddawał cześć swojej ziemskiej matce oraz Ojcu Niebieskiemu. Dlatego wierzący w Chrystusa powinni Go naśladować i oddawać cześć Maryi, która jest Jego, ale także i naszą matką.
Zwiedzając katedrę w Kolonii, Anna Maria po raz pierwszy miała okazję wejść do kościoła katolickiego i jak sama wspomina, poczuła się w nim jak w domu. Doświadczyła wówczas promieniowania tajemniczej obecności Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. Główną przyczyną tego niezwykłego uczucia był sam Jezus i Jego żywa obecność w tabernakulum.
Eucharystia nie jest symbolem, ale rzeczywistą obecnością Chrystusa zmartwychwstałego w Jego uwielbionym człowieczeństwie. Pan Jezus w słynnej mowie eucharystycznej (J 6,22-71) w sposób jednoznaczny mówi o swojej rzeczywistej obecności w Eucharystii. To jest obecność rzeczywista, a nie symboliczna, jak twierdzą protestanci.
Pod koniec mowy eucharystycznej Pan Jezus zwrócił się do apostołów ze słowami:
„Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą”.
A ewangelista dodał:
„Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są, co nie wierzą, i kto miał Go wydać” (J 6,64).
To właśnie wtedy rozpoczęła się zdrada Judasza, który nie uwierzył w to, co Jezus mówił na temat swojej rzeczywistej obecności w Eucharystii.
Lektura podarowanego nad Renem katechizmu powoli utwierdzała Annę Marię w przekonaniu, że „jej religia” pokrywa się z nauczaniem Kościoła katolickiego. Nie potrafiła jednak jeszcze wówczas podjąć decyzji o konwersji.
Proces jej nawrócenia trwał… Wreszcie jedna z pensjonariuszek szpitala poprosiła Annę Marię, aby towarzyszyła jej w czerwcowym nabożeństwie ku czci Bożego Serca w pobliskiej kaplicy Dobrego Pasterza. Jak się później okazało, tego dnia obchodzono uroczystość Najświętszego Serca Jezusa.
Po nabożeństwie pacjentka chciała jeszcze zostać na uroczystej Eucharystii. To był moment przełomowy w życiu Anny Marii. Podczas Mszy św. doświadczyła rzeczywistej obecności Chrystusa w tajemnicy Jego męki, śmierci i zmartwychwstania. Ze Mszy św. wyszła z wewnętrznym przekonaniem, że pragnie wstąpić do Kościoła katolickiego.
Mimo interwencji ojca i gróźb pracodawcy położyła na szali wszystko i 30 października 1888 roku złożyła wyznanie wiary w Kościele katolickim, w wyniku czego zamknęły się przed nią drzwi rodzinnego domu, straciła posadę i z dnia na dzień stała się bezdomna.
Pod opieką św. Józefa
Jeszcze podczas pracy w Kolonii Maria zetknęła się z nabożeństwem do św. Józefa. To właśnie za Jego przyczyną w kluczowym momencie znalazła schronienie w jednym z katolickich zgromadzeń zakonnych, a w ciągu następnych lat dzięki Jego wstawiennictwu w krytycznych chwilach udawało jej się znaleźć środki konieczne do życia.
Bóg prowadził Annę Marię wyjątkową droga. Jako osoba świecka otrzymała od swego spowiednika pozwolenie na przyjmowanie Komunii św. trzy razy w tygodniu, tak jak osoby duchowne, a w sierpniu 1890 roku w Innsbrucku odprawiła pierwsze ćwiczenia duchowne św. Ignacego. Wtedy właśnie Bóg utwierdził ją, że jej natrętna myśl o powołaniu nowego zgromadzenia zakonnego nie jest pokusą, ale wolą Bożą.
Zainspirowana życiem św. Teresy z Ávili zapragnęła pójść w jej ślady, na znak czego przyjęła jej imię. Wiedziała, że w pierwszej kolejności misją zgromadzenia będzie troska o katolickie dzieci w luterańskim Berlinie.
Gdy na początku lipca 1891 roku powstał pierwszy Dom dla Bezdomnych Dzieci, wszystkie fundusze na ten cel Maria Teresa pozyskała z ofiar przez pośrednictwo właśnie św. Józefa. On też stał się na przestrzeni lat „sponsorem” wszystkich fundacji zakonu, które powstały przy znikomym lub żadnym wkładzie własnym założycielki oraz rozwijały się mimo skrajnie ubogich warunków.
Hartowanie narzędzia
Maria Teresa od św. Józefa od początku hartowana była przez Boga w umiłowaniu utrapień i cierpień, których obecność postrzegała jako Bożą autoryzację.
Dzieło od początku spotykało się z licznymi przeciwnościami, których inicjatorami stali się przede wszystkim ordynariusz diecezji, kardynał Kopp, oraz duszpasterz berlińskiej wspólnoty katolickiej – prałat Jahnel.
Wkrótce po ustanowieniu fundacji cofnęli oni bowiem swoje pozwolenie na działalność, tłumacząc to między innymi brakiem zabezpieczenia finansowego i rzekomym brakiem umiejętności organizacyjnych założycielki.
Maria Teresa była posłuszna głosowi Kościoła, ale i zdeterminowana w rozwijaniu dzieła powierzonego jej przez Boga. Ta jej determinacja została odczytana jako niesubordynacja, a jej dzieło napiętnowano tak skutecznie, że gdziekolwiek udało się Marii Teresie ustanowić kolejną placówkę, tam też w krótkim czasie lokalni hierarchowie odmawiali jej zgody.
Nie dotyczyło to jedynie dzieła na rzecz dzieci, ale i formacji zakonnej oraz coraz liczniej gromadzących się wokół niej kandydatek do nowego zgromadzenia. Kiedy jednak zamykały się jakieś drzwi, Bóg wskazywał inne miejsca i rozwiązania.
I tak powstawały kolejne fundacje. Najpierw na terenie wschodnich Niemiec, następnie w Czechach, Holandii, Anglii, na Węgrzech, w Austrii, a wreszcie we Włoszech.
Kiedy możliwości rozwoju w Europie się wyczerpały, Bóg wysłał Marię Teresę na misję w Nowym Świecie, gdzie zgromadzenie rozkwitło, gdyż tam lokalni hierarchowie szybko poznali się na dobrych owocach pracy sióstr.
To właśnie w Ameryce Bóg udzielił zgromadzeniu nowego wyjątkowego charyzmatu – opieki nad zepchniętymi na margines społeczeństwa schorowanymi i samotnymi seniorami.
Wrażliwa na Boże natchnienia Maria Teresa otworzyła w Kenoscha pierwszy Dom Seniora. Następne powstały wkrótce potem, gdyż zapotrzebowanie na ten rodzaj służby bliźnim było ogromne.
I wojna światowa uniemożliwiła Matce powrót do Europy, ale gdy wreszcie na początku lat 20. udało się jej wrócić, okazało się, że Bóg zachował wszystkie fundacje zakonu i niemal wszystkie siostry oraz pozostające pod ich opieką dzieci.
Matka charakteryzowała się rzadko spotykaną niezłomnością ducha. Przez całe swoje intensywne życie, zakochana do szaleństwa w Chrystusie, pomimo licznych trudności i cierpienia, konsekwentnie szła drogą wiary i rad ewangelicznych. Modliła się:
„Panie mój, ślubuję Ci ubóstwo, czystość, posłuszeństwo i poświęcenie siebie całej, aż po najgłębsze wyniszczenie, dla zbawienia dusz. Ślubuję doskonale zgadzać się z Twoją Boską Wolą i dążyć do jak największego umiłowania Ciebie i bliźniego. Panie, niech więzy miłości na zawsze zwiążą mnie z Twoim Najświętszym Sercem i pozwól mi w tym życiu być dzieckiem mojej Niebieskiej Matki”.
Pod koniec życia matka Maria Teresa poważnie zachorowała, a ponieważ jej największą miłością był Jezus obecny w Eucharystii, najgorszym ciosem była dla niej niemożność uczestnictwa w codziennej Mszy św. Siostrze, która opiekowała się nią w tym czasie, powtarzała:
„To okrutne okradać biednego człowieka ze Mszy św. Wszystko można znieść, pod warunkiem że każdego ranka złączy się swoją ofiarę z Ofiarą Boskiego Zbawiciela. Nie ma dla mnie większej ofiary, niż znosić to wszystko bez Komunii św.!”.
Maria Teresa umarła 20 września 1938 roku w opinii świętości, a 18 maja 2006 roku dekretem papieża Benedykta XVI została zaliczona do grona błogosławionych.
Po dziś dzień Karmelitanki Boskiego Serca Jezusa prowadzą domy opieki dla najmłodszych i najstarszych w całej Europie Zachodniej, w Rosji oraz w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, wypełniając charyzmat założycielki, aby kochać Jezusa i nieść Mu konkretną pomoc w ludziach cierpiących, bezdomnych, zepchniętych na margines społeczeństwa.
Agnieszka Kańduła
ks. Mieczysław Piotrowski TChr
źródło: milujciesie.org.pl