News will be here

Jak wybaczyłem swojemu ojcu alkoholikowi?

Może Ty też miałeś ojca alkoholika i widziałeś pobitą przez ojca mamę? Czy mieszkałeś w małym miasteczku? Jeśli tak to  zrozumiesz, jakie miałem problemy.
Oczywiście, nie tylko najgorszych rzeczy doświadczyłem od ojca. Dzięki niemu nauczyłem się pracowitości i odpowiedzialności, jednakże trudno mi było wzbudzić w sobie jakiekolwiek inne uczucia do niego oprócz nienawiści i wstrętu.

Moim jedynym marzeniem było, aby jak najszybciej ukończyć szkołę i wyrwać się z domu. Dzisiaj wiem, że brak dobrych relacji z ojcem często prowadzi chłopców na drogę przestępczą i może być przyczyną uzależnień od alkoholu, narkotyków lub seksu.

Moja mama zawsze uczyła mnie szanować religię i wszystko, co ma związek z Bogiem, ale nie mogłem zrozumieć, o co chodzi w chrześcijaństwie. Miałem wrażenie, że ludzie wierzący muszą być zupełnie bezmyślni – że muszą wręcz wyłączać zdrowy rozsądek, jak tylko wchodzą do kościoła.

Szczerze próbowałem uczęszczać na nabożeństwa, jednak nic się nie wydarzyło. Uznałem więc, że to wszystko, w co wierzą chrześcijanie, nie ma sensu.

Z takim przekonaniem rozpocząłem studia. Jak każdy człowiek pragnąłem szczęścia i chciałem, żeby moje życie miało jakiś sens. Chciałem też być wolny. Według mnie większość ludzi nie jest wolna – wiedzą, co powinni robić, wiedzą, co jest słuszne, ale nie robią tego. Jako student byłem jednym z takich właśnie ludzi.

Zacząłem więc zdobywać pozycję w środowisku studenckim. Zostałem wybrany do samorządu studenckiego i czułem się ważny – podejmowałem decyzje, wydawałem pieniądze, wszystkich znałem i wszyscy znali mnie. Jednak każdego poniedziałku budziłem się rano z bólem głowy po imprezie i z przerażeniem myślałem, jak przetrwać do następnego weekendu.

Wszyscy myśleli, że jestem jednym z najszczęśliwszych facetów na uniwersytecie, ale w rzeczywistości tak nie było. Kiedy coś mi się nie udawało, czułem się sfrustrowany i nieszczęśliwy.

Pewnego dnia poznałem grupę studentów, którzy zachowywali się zupełnie inaczej niż cała reszta. Zamiast przytłoczenia codziennymi sprawami byli zawsze radośni i wręcz promieniowali szczęściem.

Największym szokiem dla mnie (oprócz tego, że jedna z tych wierzących dziewczyn była bardzo ładna – zawsze myślałem, że wszystkie chrześcijanki są brzydkie) było to, że oni uważali za źródło swego szczęścia Jezusa Chrystusa.

Oni nie mówili o religii, tylko o osobie Jezusa Chrystusa. Dzięki nim zrozumiałem, że chrześcijaństwo polega nie tyle na ludzkim wysiłku dotarcia do Boga, ile na tym, że to sam Bóg przychodzi do człowieka:

„W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (1 J 4,10).

Jednak i to mnie nie przekonało. Byłem przeświadczony, że religia to jedno wielkie oszustwo – rytuały, które na nic nie mają wpływu. Uważałem, że chrześcijanie są głupcami, którzy wierzą, że w ich religii jest coś prawdziwego.

Profesorowie na uniwersytecie zawsze zachęcali do rozumowego sprawdzania każdej idei, by niczego nie brać na wiarę. Zainspirowało mnie to do podjęcia badań naukowych w ramach pracy semestralnej. Postanowiłem wykazać naukowo, że chrześcijaństwo to nic nie znaczące bajeczki.

Moi nowi wierzący przyjaciele także zachęcali mnie do intelektualnego zbadania twierdzeń, że Jezus jest Synem Bożym, że jako Bóg przyjął ludzkie ciało i stał się człowiekiem, że umarł na krzyżu za nasze grzechy i potem powstał z martwych dla naszego zbawienia.

Najważniejszym przekonaniem, jakie miało z tego wszystkiego wynikać, powinno być to, że Jezus Chrystus żyje także dzisiaj i również może przemienić życie współczesnego człowieka.

Właściwie podjąłem wyzwanie z powodu pychy – chciałem im udowodnić, że nie mają racji. Nawet nie przypuszczałem, że istnieje jakiś poważny materiał dowodowy dotyczący osoby Jezusa, który można analizować metodami naukowymi.

Spędziłem w bibliotekach ponad tysiąc godzin, analizując te zagadnienia, i doszedłem do wniosku, że zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa musi być faktem, który zaistniał w konkretnym miejscu i w konkretnym czasie.

Gdyby tak nie było, oznaczałoby to, że chrześcijaństwo jest najokrutniejszą i najbardziej kłamliwą religią na świecie. Zdawał sobie z tego sprawę już Apostoł Narodów, który pisał:

„A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. […] i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie” (1 Kor 15,14-18).

Jednak On sam przecież głosił zmartwychwstanie! I Jego zmartwychwstanie stało się faktem zbawiennym dla całej ludzkości! Z pewnością św. Paweł nie mógł być oszustem wciskającym ludziom ciemnotę i zwodzącym ich fałszywą nadzieją – nie mógł być też sam ofiarą oszustwa, bo doskonale rozumiał, jakie byłyby tego konsekwencje.

Po zgromadzeniu materiału dowodowego byłem zmuszony przyjąć do wiadomości, że moje dotychczasowe myślenie było błędne i że Jezus Chrystus był i jest tym, za kogo się podawał, zgodnie z opisem Nowego Testamentu.

Nadal jednak, pomimo niezbitych dowodów, nie chciałem zostać chrześcijaninem. Wyczuwałem, że zaufanie Jezusowi zniszczy mój egoizm.

Moim problemem już nie było to, czy On istniał, czy naprawdę chodził po wodzie, nawet czy zmartwychwstał. Mój umysł podpowiadał, że prawda jest w chrześcijaństwie, ale moja wola mówiła:
„Nie zgadzaj się z tym!”.

Bóg tak bardzo szanuje naszą wolę, że nie wkracza do naszego życia po przytłoczeniu nas dowodami. Oczekuje na naszą wolną decyzję, ponieważ bez wolnej woli nie może być prawdziwej miłości, a Bóg jest miłością i pragnie tylko naszej miłości.

Kiedy jednak po jakimś czasie podjąłem decyzję i zaufałem Jezusowi, powierzając Mu całe swoje życie, zauważyłem, jak On powoli zaczął mnie przemieniać.

Najbardziej spektakularna zmiana zaszła w dziedzinie moich relacji międzyludzkich. Wcześniej w moim życiu było wiele nienawiści, a najbardziej nienawidziłem swojego ojca. Gardziłem nim.

Zdarzyło się kilka razy, że w porywie gniewu i nienawiści, kiedy ojciec był pijany, niewiele brakowało, żebym go zabił. Jednak po jakichś pięciu miesiącach od mojego zawierzenia się Jezusowi moja nienawiść została przemieniona w miłość.

Byłem w stanie przebaczyć ojcu wszystko i powiedzieć mu szczerze:
„Tato, kocham cię”.

Ojciec był w szoku:
„Jak możesz kochać takiego ojca jak ja?”.

Wtedy wyjaśniłem mu, jak i dlaczego zaufałem Jezusowi i jak On przemienił moje myślenie. To wszystko tak bardzo poruszyło serce mojego taty, że i on postanowił całkowicie zaufać Jezusowi.

Jego życie przemieniło się na moich oczach – od tego momentu nie tknął alkoholu i do końca życia entuzjastycznie świadczył wszystkim, kogo spotkał, o tym, jak wielkie rzeczy uczynił z nim Jezus.

Dlatego też mam pełne przekonanie, że osobowa więź z Jezusem przemienia ludzkie życie. Każdy może doświadczyć uzdrowienia wewnętrznego, przebaczenia i miłości, jeśli tylko zaufa Chrystusowi i zaprosi Go do swojego życia.

Powierz mu całego siebie i wszystkie swoje problemy, oddaj pod Jego panowanie wszystkie dziedziny swojego życia i zacznij obserwować, jak On działa, uzdrawiając Ciebie i porządkując Twoje życie.
Jezus naprawdę działa! Zaufaj Mu!
Josh McDowell
źródło: milujciesie.org,pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *