Byłem zadufany w sobie i pełny pychy, zaślepiony materializmem. Zajmowałem się handlem i wiedziałem jak pozyskać klientów, jak im dobrze sprzedać towar, a przy tym jak zarobić. Przynosiłem coraz więcej pieniędzy do domu. Żona regularnie odkładała je na konta, które szybko rosły. Aby zabić w sobie uczucie pustki i nicości, piłem dużo alkoholu oraz obrastałem w dobra materialne.
Podczas handlu zapominałem o wszystkim. Nie miałem czasu na nawet na jedzenie i odpoczynek…Przyjeżdżałem do domu, piłem piwo, wódkę, wino, jadłem i szedłem spać. Resztą zajmowała się żona. Dom stał się dla mnie hotelem. Szatan wciągnął mnie w wir materializmu.
Z czasem zacząłem odczuwać chęć oderwania się od tego sposobu życia, tylko nie wiedziałem jak to zrobić. Niespodziewanie poczułem potrzebę kontaktu z Bogiem. Zły jednak wyczuł ten moment, i chciał mi przeszkodzić, dając mi jeszcze więcej pieniędzy i dóbr materialnych. Pewnego razu,podczas picia wódki, pełen buty, szczyciłem się swoimi zdolnościami zarabiania pieniędzy i mówiłem: „Załatwię wam wszystko, trzeba tylko odpowiedniej ilości pieniędzy”.
Nie wiedziałem jednak, że jeszcze tej samej nocy stanę na krawędzi między życiem a śmiercią. Nagle moje serce stało się jak kamień, trupio blady leżałem na tapczanie. Żona, drżąc ze strachu, dzwoniła po pogotowie, a ja powtarzałem tylko dwa imiona: Jezus, Maryja.
Na wpół żywy widziałem złego ducha, który przyszedł po swoją zdobycz, ale się przeliczył. Jezus z Maryją pomogli mi, litując się nad grzesznikiem. Moje serce zaczęło coraz mocniej bić, tylko już innym rytmem, otwartym na Jezusa i Maryję. Wziąłem do ręki różaniec.
Już od czasów studenckich interesowałem się obroną dzieci poczętych. Postanowiłem, że zanim przejdę na tamą stronę, będę ratował te, które są najbardziej zagrożone, czyli poczęte dzieci, bo tam, gdzie powinny być one najbezpieczniejsze, w łonach matek, dosięga je śmierć z ręki pseudolekarza – kata, który zabija za srebrniki. Uderzyłem słowem, pisałem do tych miejsc, gdzie niszczone jest życie. Wiedziałem, że choćby jeden zaniechał morderstwa, to już jest zwycięstwo. Z powodu podjętej walki spotkało mnie wiele przykrości i obelg. Pan Bóg mnie pokrzepił, obdarowując łaską Miłosierdzia Bożego.
Dnia 1 stycznia 1996 roku o godz. 6:30 wszedłem do kościoła, skierowałem wzrok na obraz Jezusa Miłosiernego i usłyszałem głos: „Wejdź w promienie”. Powiedziałem: „Idę”.
I stało się coś niepojętego. Z Serca Jezusowego wyszły promienie o jasności, jakiej nigdy nie widziałem. Byłem w nich całkowicie zanurzony. Rozpaliły moją duszę i ciało. Widziałem, że stoję rozpalony do białości jak kawałek metalu wrzucony do buchającego ogniem pieca. Grzech i zło spalały się jak strzępy szmat, odrywając się od mojej duszy. Stałem przed Sercem Jezusa Miłosiernego, trwała Msza św., a ja byłem zanurzony w promieniach Miłosierdzia Bożego. Uświadomiłem sobie, jak bardzo Jezus kocha każdego z nas i jak pragnie, byśmy się spotkali z Nim tu, na ziemi, biorąc Go do serca, a później w Ojczyźnie Niebieskiej u Boga Ojca. Podczas podniesienia cudowne zjawisko ustało i poszedłem do Komunii świętej. Przyjąłem Jezusa do swojego serca i stałem się bardzo szczęśliwy.
Obecnie całą rodziną należymy do wspólnoty Kościoła Domowego, która powstała trzy lata temu. Cieszę się, że mogę spotykać się z ludźmi, którzy szukają i kochają Boga. Jeździmy na rekolekcje, spotykamy ciekawych ludzi świadczących o Bogu. Moje życie odmieniło się zupełnie, alkohol już nie jest dla mnie problemem, gdyż otrzymałem łaskę abstynencji. Jestem stałym członkiem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.
W obecnym czasie jest tak dużo ludzi zagubionych, świat narzuca szalone tempo i tylko otwarcie się na Boga i zaufanie Jego Miłosiernej Miłości, pozwoli nam żyć w spokoju ducha. On – Miłosierny Ojciec – weźmie nas za rękę i poprowadzi, musimy tylko Mu zaufać. To On jest Królem wszechświata. To On dał nam swojego Syna Jezusa Chrystusa, który cierpiał za każdego z nas, zapłacił za swoją Najświętszą Krwią. Czyż może być większa miłość? Nie ma większej miłości. Szczęść Boże. Chwała Panu!
Jacek
źródło: milujciesie.org.pl