News will be here

Cudowne uzdrowienie Madzi – świadectwo

Cudowne uzdrowienie dziecka

Nie powinna chodzić, mówić ani myśleć. Przy tak poważnych zniekształceniach i ubytkach w mózgu lekarze się spodziewali, że dziecko umrze krótko po porodzie. Życie Madzi jest cudem, który trwa już 14 lat…

Podczas wizyty u okulistki pani Ania spytała lekarkę, jak Madzia widzi, skoro jedno oko zezuje jej do środka?

Pani doktor odpowiedziała na to: „Proszę pani, niech się pani cieszy, że Magda w ogóle widzi, bo dziewczynka nie ma odbiornika wzroku w mózgu. Ona nie powinna widzieć”.

Lekarze nie wiedzą, dlaczego dziewczynka widzi. Jest to bowiem fakt niewytłumaczalny z medycznego punktu widzenia. Madzia zadziwia specjalistów także tym, że chodzi, mówi i myśli.

„Rozwój dziewczynki przebiegał zaskakująco, pozostając w sprzeczności z rokowaniami z pierwszych miesięcy jej życia i obrazem radiologicznym mózgowia” – brzmi opinia neuropsychologa, prof. Agnieszki Maryniak (Neuropsychologia, neuropedologia i neurolingwistyka, Opole 2017).

Grom z jasnego nieba

Pani Ania o swej trzeciej ciąży mówi, że była najlepsza: nic się nie działo, obrazy usg. były idealne. Dopiero krótko przed porodem u dziecka wykryto poważne zniekształcenia i ubytki w mózgu.

Wiadomość spadła na kobietę jak grom z jasnego nieba: „To był dla mnie niesamowity szok. Myślałam, że przecież ja się nie nadaję do chorego dziecka. Jak mam powiedzieć swojemu mężowi, że urodzę chore dziecko?”.

Z tym pytaniem pani Ania zatelefonowała do znajomego księdza, kapelana w Instytucie Matki i Dziecka. Następnie zadzwoniła do męża z informacją o stanie zdrowia ich nienarodzonego dziecka. Potem nastąpiły telefony do bliskich osób.

Jeden z nich był do Doroty Bojemskiej, mamy chorego na raka Antka [historia chłopca została opisana w „Miłujcie się!”, nr 2/2008]. Antek podjął się modlitwy w intencji Madzi. Niedługo przed śmiercią chłopca nie dostrzeżono, że kroplówka ze środkiem przeciwbólowym nie dochodzi do jego organizmu. Antek bardzo cierpiał i mówił, że oddaje to cierpienie w intencji Madzi.

Ten kilkuletni chłopiec wcielił w życie niełatwą naukę, którą św. Jan Paweł II wyjaśniał w liście apostolskim o chrześcijańskim sensie cierpienia:

„Słabości wszelkich cierpień człowieka może przeniknąć ta sama Boża moc, która objawiła się w Krzyżu Chrystusa. W tym zrozumieniu: cierpieć – to znaczy stawać się jakby szczególnie podatnym, szczególnie otwartym na działanie zbawczych mocy Boga, ofiarowanych ludzkości w Chrystusie. W Nim Bóg potwierdził, że chce działać szczególnie poprzez cierpienie, które jest słabością i wyniszczeniem człowieka – i chce w tej właśnie słabości i wyniszczeniu objawiać swoją moc” (Salvifici doloris, 23).

Modlitwa i zaufanie a cudowne uzdrowienie

Pani Ania, przygnieciona bólem i lękiem o to, co przyniesie przyszłość, uchwyciła się ufności do Boga: „Modliłam się o wolę Bożą, bo już nie wiedziałam w ogóle, jak ma wyglądać moja przyszłość. Powiedziałam Bogu: »Proszę Cię o cud, ale niech się stanie Twoja wola«”.

W kaplicy Instytutu Matki i Dziecka kobieta adorowała Pana Jezusa obecnego w tabernakulum i czytała Pismo św.

Z prośbą o modlitwę zadzwoniła też do lekarza internisty, który leczył starsze rodzeństwo Madzi: „Był pan u Ojca Świętego, niech się pan modli do niego”.

Ów lekarz, który był na jednej z ostatnich prywatnych audiencji u Jana Pawła II przed jego śmiercią, nie pozostał obojętny na tę prośbę: w intencji Madzi wyrzekł się alkoholu i codziennie odmawiał za nią Koronkę do miłosierdzia Bożego; został też jej ojcem chrzestnym.

Rodziców Madzi wciąż przepełnia wdzięczność za tę osobę, która tak bardzo przejęła się losem ich córki, że dobrowolnie ofiarowała im tyle duchowego wsparcia, pomocy i życzliwości.

Miłość macierzyńska

Lekarze stwierdzili, że wodogłowie u Madzi gwałtownie narasta, więc zdecydowali o wywołaniu porodu w 32. tygodniu. Niestety, diagnoza o narastaniu wodogłowia była niewłaściwa. W konsekwencji wcześniejszego porodu dziewczynka przez wiele dni leżała w stanie krytycznym podłączona do respiratora… Mimo dramatycznych okoliczności swego przyjścia na świat Madzia przyniosła przede wszystkim ogrom miłości.

„Jak ją zobaczyłam – wspomina mama Madzi – zakochałam się z miejsca. I zawołałam do Boga: »Nie zabieraj mi jej!«. Ona była naprawdę śliczna. Miała kilo dziewięćset, była maleńka, miała palce jak zapałeczki”.

Pani Ania umieściła przy łóżeczku Madzi obrazek Matki Bożej z Guadalupe, mówiąc: „Proszę Cię, żebyś patrzyła na nią, żeby jej nikt krzywdy nie zrobił, gdy mnie przy niej nie ma”. Tak powierzyła swoją córeczkę Maryi, która jest najlepszą Matką.

Cierpienie, nadzieja i opieka „z góry”

Magda przeszła operację wstawienia w głowę zastawki komorowo-otrzewnej, tak aby płyn, który powodował wodogłowie, miał ujście. Potem była operacja druga i trzecia, bo zastawka wypadała z głowy. Madzia miała pociętą całą głowę… Wdała się w nią bakteria gronkowca.

Dziewczynka musiała mieć zrobiony drenaż mózgu. Polega on na tym, że z mózgu wyprowadza się na zewnątrz płyn mózgowo-rdzeniowy, wprowadza się antybiotyk, następnie z powrotem wprowadza się płyn mózgowo-rdzeniowy. Proces trwał około miesiąca, dziecko musiało cały czas leżeć. Operacja zamknięcia drenu była piątą z kolei…

Pani Ania zadawała sobie pytanie, dlaczego Madzię oraz ich spotyka to cierpienie. I w tym czasie, niczym odpowiedź, słyszała nieustannie w swojej głowie pieśń: „Zbawienie przyszło przez krzyż, ogromna to tajemnica, każde cierpienie ma sens, prowadzi do pełni życia”.

To zdanie dodawało jej sił i wlewało w nią nadzieję, że z tych trudnych doświadczeń Pan Bóg wyprowadzi dobro. Pani Ania uchwyciła się wiary: spędzała długie godziny w kaplicy szpitalnej, czytała Pismo św., uczestniczyła we Mszy św., modliła się na różańcu. Na pewien czas stan Madzi się ustabilizował; mogła być wypuszczona ze szpitala i wrócić do domu.

Kolejny cios spadł dwa lata później. Madzia wpadła wtedy w śpiączkę na dwa tygodnie. Na przemian wymiotowała i spała. Na oddziale pediatrii próbowano zdiagnozować ten stan – nakłuwano dziewczynce pęcherz, by zbadać, czy nie ma infekcji bakteryjnej, nakłuwano jej głowę, by pobrać płyn mózgowo-rdzeniowy. Mimo tych bolesnych zabiegów przyczyny śpiączki u Madzi nie znaleziono.

Rodzice przenieśli córkę do Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie trafiła od razu na salę operacyjną. Operację przeprowadził znakomity neurochirurg, profesor Barszcz, który uratował Madzię. Po tej operacji spokój trwał też dwa lata.

Kolejny kryzys przyszedł latem, gdy pani Ania wraz ze swoją mamą zawiozły dziewczynkę do Buska-Zdroju, by leczyć tam jej nogę. Na miejscu od razu założyli Madzi gips, ale już pierwszej nocy pani Ania zobaczyła, że coś niedobrego dzieje się z jej córką. Objawy były podobne do tych sprzed dwóch lat.

Pani Ania natychmiast podjęła decyzję o powrocie, choć droga w takim stanie nie była łatwa: „Wiedząc, że moje dziecko jest w stanie krytycznym, całą drogę płakałam i modliłam się, żebym dojechała do Centrum Zdrowia Dziecka”.

Po przyjeździe Madzię, która była cały czas nieprzytomna, od razu przyjęto do szpitala. Nazajutrz została przeprowadzona u niej operacja. Była to ostatnia operacja, której poddano dziewczynkę. Od tamtej pory Madzia nie miała zdrowotnego kryzysu.

Pani Ania widzi, jak czas choroby jej córki był związany z wydarzeniami z życia Pana Jezusa. Dziewczynka urodziła się w okresie Bożego Narodzenia, a wychodziła z choroby w okresie zmartwychwstania.

Podczas tych wszystkich operacji jej mama słyszała w głowie pieśń: „W Tobie, Panie, zaufałem, nie zawstydzę się na wieki”. Te słowa dodawały jej sił, niosły przesłanie, że mają ufać, że Pan Bóg ma taką moc, iż jeśli chce, to może Madzię wyciągnąć z najgorszej choroby.

Jeśli zaś Jego wolą jest pozostawić krzyż, to nie będzie on za ciężki do uniesienia i stanie się źródłem wielu łask.

Rodzice Madzi wiedzą, że oprócz troski o zdrowie córki muszą zadbać także o jej rozwój duchowy. Dlatego gdy tylko Madzia osiągnęła wiek komunijny, postarali się, żeby ich córka przystąpiła do Pierwszej Komunii św.

Nie zniechęciły ich przeciwności: brak katechezy przygotowującej w szkole oraz trudne zachowanie się Madzi w tamtym czasie. Dziewczynka została przygotowana i przystąpiła do Pierwszej Komunii św. indywidualnie. Spełniło się jej marzenie.

Ten dzień był radosnym świętem dla całej rodziny. Rodzice odczytują też jako łaskę od Pana Boga fakt, że po tym wydarzeniu Madzia się uspokoiła i nie było więcej takich problemów z jej zachowaniem.

Cierpienie – szkoła człowieczeństwa

Dla rodziców Madzi jej choroba i okres pobytów w szpitalu był na tyle bolesny, że nie byli w stanie wracać do niego myślami.

Zdjęcia, na których widać malutką Madzię podłączoną do respiratora, z głową pokrytą pooperacyjnymi ranami, spuchniętą, z papierowo przezroczystą skórą, były schowane przez 14 lat. Do ich wyjęcia, do przypomnienia sobie tych wydarzeń skłoniła ich dopiero możliwość podzielenia się świadectwem.

W historii Madzi, w życiu swej rodziny potrafią bowiem dostrzec Bożą opiekę i miłość. Przeżyte cierpienie starają się zrozumieć w kontekście wiary i krzyża Chrystusa. Ufając w Bożą dobroć, chcą odkrywać sens cierpienia, przyjąć, że może ono przynieść zbawienny owoc.

Zauważają też dobro, którego doświadczali od różnych osób. Wierzą, że każda z takich osób była dla nich darem od Pana Boga, tak jak wspomniany już Antek oraz lekarz, chrzestny Madzi.

Pani Ania pamięta także z wdzięcznością o nieznajomej kobiecie, która akurat w trudnym finansowo dla ich rodziny czasie podarowała jej w aptece drogi preparat. Kobieta zobaczyła panią Anię odchodzącą od okienka z pustymi rękami. Tak się złożyło, że była ona przedstawicielem firmy handlującej tymi preparatami, więc bez wahania podarowała pani Ani ten, który miała ze sobą w samochodzie.

Mama Madzi także całą swoją wiarę postrzega jako wielki dar, który przekazali jej rodzice. „Pełna rodzina to jest naprawdę wielki dar” – wyznaje pani Ania.

„To dzięki rodzicom dużo osób w środę i piątek pościło o chlebie i wodzie, żeby Magda z tego wyszła. Znajomy lekarz pościł, moja siostra pościła, moja mama pościła”.

Pani Ania wspomina: „Jak wychodziłam ze szpitala i patrzyłam na ludzi, na tramwaje, to się zastanawiałam: gdzie ten świat tak biegnie? Myślałam sobie, że prawdziwe życie jest w szpitalu. Tam jest życie i tam jest całe sedno człowieczeństwa, bo tam jest cierpienie, a to wszystko, co nas mija, to jest jakaś ruchoma scenografia”.

Ten szczególny związek cierpienia z człowieczeństwem podkreślał św. Jan Paweł II, nauczając, że cierpienie „odsłania głębię właściwą człowiekowi”, w nim człowiek jest wezwany, aby „przerastał samego siebie” (Salvifici doloris, 2).

Marzenia na przyszłość

Rodzice Madzi mają świadomość, że życie ich córki jest trwającym cudem Boga. Jej rozwój i potencjał przekraczają ludzkie prognozy. Madzia mimo choroby jest dziewczynką mającą swoje zainteresowania, marzenia, poczucie humoru i zdecydowany charakter. Kiedyś śpiewała w chórze. Gdy była mała, obcałowywała w kościele każdą figurkę Matki Bożej; teraz zbiera figurki Maryi. Madzia chciałaby być lekarzem albo ratownikiem medycznym.

Tajemniczy plan Boga a cudowne uzdrowienie

Rodzice Madzi podkreślają, że jest ona dla nich darem od Boga. Codzienność nie jest łatwa. Wychowanie Madzi, troska o jej rozwój wymagają szczególnego zaangażowania. Pani Ania zaznacza jednak, jak ważna jest w ich życiu wiara oraz świadomość, że w tych trudnościach nie są sami.

Pan Bóg dawał im przecież wielokrotnie dowody swej opieki: „My aniołami nie jesteśmy, ale wiem jedno: że Bóg jest wszechmogący i miłosierny”.

Trwają więc w nadziei, że jeszcze niejednego cudu doświadczą. Bo cudem jest nie tylko zaskakująco dobry stan Madzi, ale też każde dobro, które rodzi się w szkole cierpienia. Wiara w dobroć Boga jest kluczem do przyjęcia Jego woli, nawet związanej z cierpieniem.

Święty Jan Paweł II, sam doświadczony krzyżem, wyjaśniał, że w sposób naturalny człowiek doświadczający cierpienia początkowo się buntuje, szuka sensu cierpienia. Stawia też Bogu pytanie „dlaczego”.

„Ten, wobec kogo stawia swe pytanie – nauczał św. Jan Paweł II – sam cierpi – a więc chce mu odpowiadać z Krzyża, z ośrodka swego własnego cierpienia. Trzeba jednakże nieraz czasu, nawet długiego czasu, ażeby ta odpowiedź zaczęła być wewnętrznie słyszalna. Chrystus bowiem na ludzkie pytanie o sens cierpienia nie odpowiada wprost i nie odpowiada w oderwaniu. Człowiek słyszy Jego zbawczą odpowiedź, w miarę jak sam staje się uczestnikiem cierpień Chrystusa”.

Papież ukazywał, że zjednoczenie z Chrystusem cierpiącym „jest z kolei czymś więcej niż tylko oderwaną odpowiedzią na pytanie o sens cierpienia. Jest to bowiem nade wszystko wezwanie. Powołanie.

Chrystus nie wyjaśnia w oderwaniu racji cierpienia, ale przede wszystkim mówi: »`Pójdź za Mną!´ Pójdź! Weź udział swoim cierpieniem w tym zbawianiu świata, które dokonuje się przez moje cierpienie! Przez mój Krzyż«.

W miarę jak człowiek bierze swój krzyż, łącząc się duchowo z Krzyżem Chrystusa, odsłania się przed nim zbawczy sens cierpienia. […] Wówczas też człowiek odnajduje w swoim cierpieniu pokój wewnętrzny, a nawet duchową radość” (Salvifici doloris, 26).

Chrystus przez swój krzyż wyniósł ludzkie cierpienie na poziom odkupienia. Jest więc ono szczególnym powołaniem do uczestnictwa w odkupieńczym cierpieniu Chrystusa.
źródło: milujciesie.pl