Niesamowita historia i przemiana Bruna
Bruno Cornacchiola całym sercem zwalczał Kościół katolicki, uważając go za synagogę szatana. Ze szczególną nienawiścią odnosił się do kultu Matki Bożej, do duchowieństwa i papieża, którego planował zabić. 12 kwietnia 1947 r. objawiła mu się Matka Boża i to był początek jego nawrócenia.
W ciemnościach niewiary
Bruno Cornacchiola urodził się w 1913 r. w stajni na przedmieściach Rzymu, ponieważ w tak skrajnym ubóstwie mieszkali jego rodzice. Został ochrzczony dopiero po powrocie swego ojca z więzienia. Dorastał i wychowywał się w bezbożnym środowisku rzymskich slumsów, w których mieszkali prawie sami kryminaliści i prostytutki. Imiona Boga, Chrystusa i Matki Bożej słyszał tylko wtedy, gdy dorośli przeklinali albo bluźnili. W domu Brunona trwały nieustanne kłótnie, przekleństwa i bicie dzieci. Starsze z nich na noc uciekały z domu, aby móc się spokojnie przespać. Bez butów, w podartym ubraniu, zawszony Bruno chodził spać na schodach Bazyliki św. Jana na Lateranie.
Pewnego ranka zziębniętym chłopcem zainteresował się jakiś zakonnik, który zabrał go do klasztoru mniszek. Tam go nakarmiono, umyto, dano mu lepsze ubranie i – co najważniejsze – siostry zaczęły uczyć go katechizmu. Po 40 dniach przygotowania szesnastoletni Bruno przyjął pierwszą Komunię św. i sakrament bierzmowania. I na tym skończyła się, niestety, jego edukacja religijna. W wieku 20 lat został powołany do wojska, gdzie po raz pierwszy w swoim życiu miał pod dostatkiem jedzenia. Po zakończeniu służby wojskowej w 1936 r. Cornacchiola żeni się z dziewczyną, którą znał od dzieciństwa. Tylko dzięki jej naleganiom godzi się na ślub kościelny.
W tym właśnie czasie Bruno zaczął się fascynować ideologią komunizmu i wstąpił do komunistycznej partii. Tam jego partyjni towarzysze przekonali go do wyjazdu z włoskim wojskiem na wojnę domową do Hiszpanii, by tam szpiegować i sabotować na rzecz komunistów. W Saragossie Cornacchiola spotkał pewnego niemieckiego żołnierza, który mu bardzo zaimponował, ponieważ ani na chwilę nie rozstawał się z Biblią. Żołnierz ten należał do protestanckiej sekty i zionął nienawiścią do papieża oraz Kościoła katolickiego. Rozmowy z nim sprawiły, że u Brunona awersja do Kościoła katolickiego przerodziła się w tak wielką nienawiść, że kupił sobie sztylet i napisał na nim „śmierć papieżowi”.
Po zakończeniu w 1939 r. wojny domowej w Hiszpanii Bruno wrócił do Rzymu i rozpoczął pracę jako konduktor w przedsiębiorstwie komunikacji miejskiej ATAC. W tym też czasie nawiązał kontakt z Adwentystami Dnia Siódmego. Po szkoleniu w krótkim czasie został mianowany dyrektorem misyjnej młodzieżówki adwentystów w Rzymie i Lazio. Cornacchiola wyróżniał się zaangażowaniem i gorliwością w zwalczaniu kultu Matki Bożej, Kościoła katolickiego oraz papieża. W związku z tym w kwietniu 1947 r. otrzymał polecenie wygłoszenia mowy na placu Piazza della Croce Rossa, w której miał ośmieszyć kult Eucharystii i Matki Bożej. Był to dla niego wielki zaszczyt, pragnął więc jak najlepiej przygotować to wystąpienie. Z tego właśnie powodu w sobotę 12 kwietnia razem z trójką swoich dzieci (11-letnią Isolą, 7-letnim Carlem oraz 4-letnim Gianfrankiem) udał się na peryferie Rzymu – do Tre Fontane, aby tam w spokoju, na łonie przyrody, przygotować swoje przemówienie; jednocześnie chciał pozwolić dzieciom wyhasać się do woli.
Niedaleko drogi znalazł piękną polanę, na której rozbili swój obóz. Dzieci zaczęły się bawić piłką, natomiast ojciec z notatnikiem i Biblią, w skupieniu i z wielką gorliwością, przygotowywał swoje wystąpienie. Na okładce swego egzemplarza Pisma św. napisał: „To będzie śmierć Kościoła katolickiego z papieżem na czele”. Warto dodać, że Cornacchiola odznaczał się dużą inteligencją, miał łatwość wymowy i cięty język w dyskusjach, a przy tym był porywczy i gwałtowny. Całym sercem nienawidził Kościoła katolickiego, papieża, kultu Matki Bożej oraz robił wszystko, aby jak najwięcej ludzi przekonać do swoich racji i uczynić ich wyznawcami sekty Adwentystów Dnia Siódmego.
Światło z nieba
Kiedy Bruno siedział w cieniu eukaliptusa i przygotowywał swe przemówienie, w pewnym momencie jego dzieci zgubiły piłkę i prosiły go, aby pomógł im ją odnaleźć. Zanim Bruno wybrał się z siedmioletnim Carlem na poszukiwanie piłki, nakazał czteroletniemu Gianfrancowi, aby ten nie ruszał się z miejsca do czasu, aż wróci, a swą najstarszą córkę Isolę poprosił, by popilnowała braciszka. Schodząc po skarpie w dół, Cornacchiola co jakiś czas wołał do Gianfranca, chcąc się upewnić, że chłopiec jest na swoim miejscu. W pewnym momencie jednak nie usłyszał odpowiedzi i dlatego szybko wrócił na miejsce, gdzie pozostawił swego najmłodszego syna. Niestety, dziecka już tam nie było. Zaniepokojony zaczął wołać chłopca oraz szukać go w zaroślach i między skałami. Dopiero po dłuższym poszukiwaniu odnalazł czterolatka, który nieruchomo klęczał ze złożonymi rękami, wpatrzony w grotę, i powtarzał z zachwytem oraz nieopisaną radością: „Bella Signora!” (piękna Pani!). Dziecko nieustannie powtarzało te słowa, tak jakby się modliło i adorowało kogoś. „Co mówisz, Gianfranco? Co widzisz?” – pytał się ojciec. Chłopiec jednak nie odpowiadał; był tak zafascynowany tym, co widział, że ojciec nie mógł nawiązać z nim żadnego kontaktu.
To dziwne zachowanie syna zdenerwowało Brunona, ale równocześnie napełniło go dziwnym lękiem. „Przecież nikt nie uczył moich dzieci modlitwy. Co to za dziwna zabawa, którą sobie wymyśliły?” – pytał sam siebie. „Czy to ty nauczyłaś Gianfranca bawić się w »Bella Signora«?” – zapytał córki. „W ogóle nie znam tej zabawy” – odpowiedziała Isola i dodała: „może ktoś tam jest?”. Potem podeszła do groty i upewniła się, że w środku nie ma nikogo. Wracając, dziewczynka nagle upadła na kolana, złożyła ręce i ze wzrokiem utkwionym w kierunku groty zaczęła powtarzać: „Bella Signora!”. Zdenerwowany ojciec pomyślał, że dzieci po prostu sobie z niego żartują. Zawołał Carla, który jeszcze szukał piłki, i spytał go: „Co to za zabawa? Czyście się umówili?”. Chłopiec zdążył tylko odpowiedzieć ojcu, że nie zna tej zabawy, gdyż nagle również on ukląkł i pełen zachwytu mówił: „Bella Signora!”. Tego było już dla Cornacchioli za wiele. Poirytowany wrzasnął: „Dosyć z żartami, natychmiast wstawajcie!” – dzieci jednak w ogóle na to nie zareagowały. Wtedy z wielką złością chwycił Karola za ramiona, aby go postawić na nogi, ale okazało się to niemożliwe – chłopiec był jak posąg o kilkutonowej wadze. Próbował zrobić to samo z najmłodszym Gianfrankiem i najstarszą Isolą, ale również oni tkwili nieruchomo na klęczkach, niczym nieusuwalne kolumny z marmuru.
To niesamowite doświadczenie napełniło Brunona przerażeniem. Wydawało mu się, że ktoś zaczarował jego dzieci. Pomyślał, że może w grocie jest jakiś czarownik albo katolicki ksiądz, który je hipnotyzuje. Zaczął więc wołać, aby ten ktoś wyszedł na zewnątrz, ale jedyną odpowiedzią było milczenie. Wówczas Cornacchiola zdecydował się wejść do groty, aby siłą swoich pięści przepędzić intruza. W środku jednakże nie było nikogo. Próbował jeszcze raz podnosić klęczące dzieci, ale okazało się to absolutnie niewykonalne. Zaczął więc w desperacji wzywać pomocy, lecz nie było na to żadnego odzewu – po prostu nikt go nie słyszał. Zrozpaczony powrócił do dzieci, które w dalszym ciągu klęcząc ze złożonymi rękami, powtarzały jak w transie: „Bella Signora!…”, „Bella Signora!…”. Bruno ponownie próbował nawiązać z nimi kontakt, ale ani jego córka, ani obaj synowie w ogóle na to nie reagowali. To było już dla niego za wiele, poczuł się bezsilny jak małe dziecko i w końcu zaczął płakać, powtarzając: „Co tu się dzieje?”. Po chwili w tej swojej bezradności i lęku podniósł ręce i oczy do nieba z prośbą o pomoc: „Boże, tylko Ty możesz mi pomóc”.
Gdy tylko wypowiedział te słowa, nagle zobaczył dwie śnieżnobiałe, przezroczyste ręce, które zbliżyły się do jego oczu, zdejmując z nich jakby łuski lub zasłonę. Poczuł się niedobrze, lecz po pewnym czasie został ogarnięty jakimś tajemniczym, nadzwyczajnym światłem; czuł, że doświadcza innej rzeczywistości, że jego dusza została wyzwolona z materialnego ciała. Ogarnęła go nieopisana radość i pokój, coś tak zdumiewająco pięknego, czego istnienia nigdy nie przeczuwał.
Po pewnym czasie Bruno odzyskał zdolność widzenia i wtedy zauważył, że nagle z tego niezwykłego światła wyłoniła się postać młodej kobiety – średniego wzrostu, o ciemnej karnacji i semickich rysach twarzy, której piękna nie jest w stanie wyrazić ludzki język. Kobieta owa miała czarne włosy, ubrana była w płaszcz koloru zielonego sięgający aż do jej bosych stóp, a pod nim śnieżnobiałą suknię, przepasaną różową przepaską, i cała była otoczona aureolą złocistych promieni. W prawej ręce trzymała na piersi Biblię, a lewą rękę miała na nią nałożoną. W pierwszym odruchu Bruno chciał krzyknąć z zachwytu, ale nie mógł w ogóle wydobyć z siebie głosu. W międzyczasie na miejscu objawienia pojawił się cudowny zapach kwiatów. Cornacchiola padł na kolana obok swoich dzieci i w zachwycie, ze złożonymi rękami, także i on zaczął powtarzać: „Bella Signora!”.
„Jeżeli ktoś otrzymał nadzwyczajną łaskę zobaczenia niebiańskiego piękna, nie może już niczego innego pragnąć jak tylko tego, by po śmierci móc cieszyć się nim w wieczności” – mówił po latach Bruno Cornacchiola.
Orędzie „pięknej Pani”
„Piękna Pani” zaczęła w pewnym momencie mówić do Brunona:
„Jestem Dziewicą Objawienia, a Objawienie to są słowa Boga, które mówią również o Mnie… Prześladujesz Mnie, ale już jest najwyższy czas, abyś z tym skończył. Wracaj do świętej wspólnoty Kościoła katolickiego”.
Głos Matki Bożej brzmiał jak najsubtelniejsza muzyka, a Jej przepiękna postać promieniowała niebiańskim światłem miłości. Maryja rozmawiała z Cornacchiolą przez godzinę i dwadzieścia minut. Poruszyła oprócz tematów osobistych, dotyczących samego Brunona, również sprawy całego Kościoła, a w szczególności odnoszące się do księży, oraz przekazała specjalne orędzie dla Ojca Świętego.
W pewnym momencie Matka Boża wskazała ręką na czarną sutannę oraz na połamany krzyż leżący w pobliżu Jej stóp i powiedziała:
„To jest znak, że Kościół będzie cierpiał, doświadczy wielkiego prześladowania, a niektórzy porzucą kapłaństwo (…). Ty trwaj mocno w wierze”.
Maryja uświadomiła Brunonowi, że będzie musiał przejść przez trudne doświadczenie duchowego cierpienia, że spotka się z niezrozumieniem – ale nie powinien niczego się bać, gdyż Ona sama będzie otaczała go matczyną opieką. Prosiła go o to, aby dużo się modlił, codziennie odmawiał różaniec, czytał Pismo Święte, by jak najczęściej uczestniczył w Eucharystii, adorował Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie i regularnie przystępował do sakramentu pokuty. Prosiła również, aby w sposób szczególny modlić się o nawrócenie grzeszników, za niewierzących i o zjednoczenie chrześcijan w jednym Kościele. Mówiła:
„Każde »Zdrowaś Mario« wypowiedziane z wiarą i miłością jest jak złota strzała, która dosięga Serca Jezusa”.
Aby oddalić wszelkie wątpliwości, Matka Boża już wtedy, na trzy lata przed ogłoszeniem 1 listopada 1950 r. dogmatu o Jej Wniebowzięciu, powiedziała:
„Moje ciało nie uległo rozkładowi. Mój Syn i aniołowie przyszli Mnie zabrać w momencie mojego przejścia z tego świata”.
Pragnąc uwolnić Brunona od wszelkich wątpliwości dotyczących realności spotkania z Nią, Maryja powiedziała:
„Chcę dać ci niezbity dowód, że to, co teraz przeżywasz, jest doświadczeniem Bożej rzeczywistości, a nie podstępnym działaniem złego ducha, jak niektórzy będą chcieli ci zasugerować. Do każdego spotkanego księdza masz zwracać się, wypowiadając następujące słowa: „Czy mógłbym z księdzem porozmawiać?”. Jeżeli on ci odpowie: »Ave, Maria, synu«, to będzie znak, że to jest właśnie ten kapłan, którego wybrałam. Otwórz przed nim swoje serce, a on wskaże ci innego księdza, mówiąc: »On ci przyjdzie z pomocą«”.
Na koniec spotkania Matka Boża lekko się ukłoniła, odwróciła się i przeniknęła przez ścianę groty, powoli oddalając się w kierunku Bazyliki św. Piotra.
Przemiana
Carlo zaczął pierwszy krzyczeć: „Tato, patrz, jeszcze widać Jej zielony płaszcz” i z wyciągniętymi rękami pobiegł w kierunku groty za oddalającą się Matką Bożą; zderzył się jednak ze skałą i zaczął płakać z bólu. Kiedy dzieci wróciły do normalnego stanu swoich zmysłów, zaczęły jedno przez drugie pytać ojca: „Kim była ta piękna Pani? Co ci powiedziała?”. „To była Matka Boża! Później wszystko wam opowiem” – odpowiedział Bruno. Był cały blady z powodu tego niespodziewanego, szokującego doświadczenia. Potem, jakby chcąc się jeszcze upewnić, że to nie był sen, zaczął kolejno pytać swoje dzieci, co widziały. Z ich odpowiedzi przekonały go, że one tak samo jak i on widziały „piękną Panią”, natomiast nic nie słyszały z tego, co mówiła. Dla Cornacchioli było to tym silniejsze przeżycie, że zupełnie nie mógł zrozumieć, dlaczego tak wielki grzesznik jak on otrzymał od Boga dar widzenia Matki Bożej.
Najpierw razem z dziećmi zabrał się do usuwania z pieczary wszelkich nieczystości. Jak wspominał później: „Nagle, niespodziewanie cała ziemia, którą czyściliśmy w grocie, zaczęła intensywnie pachnieć. Kurz, który się unosił, także pachniał. Co za wspaniały, intensywny zapach! Ziemia pachniała, ściany w jaskini także – słowem wszystko tam pachniało. Ja popłakałem się z wielkiego wzruszenia, a dzieci z radości wołały: »widzieliśmy piękną Panią«!”. Po wysprzątaniu groty Bruno usiadł i na gorąco, w skrócie opisał, co się wydarzyło. Następnie na ścianie pieczary wyrył napis o takiej treści:
„W tej grocie 12 kwietnia 1947 r. Najświętsza Maryja Panna objawiła się protestantowi Brunonowi Cornacchioli i jego dzieciom”.
Kiedy skończył, powiedział do córki i synów: „Zawsze wam mówiłem, że w środku tabernakulum nie ma Jezusa, że jest to kłamstwo wymyślone przez księży. Teraz pokażę wam, gdzie jest Jezus”. Potem wszyscy razem zeszli z pagórka i udali się do pobliskiego kościoła w klasztorze Trapistów w Tre Fontane – miejscu męczeńskiej śmierci św. Pawła Apostoła. Kiedy weszli do świątyni, przez chwilę trwali w milczeniu, które przerwał Bruno. Wskazał dzieciom tabernakulum, powiedział im: „Piękna Pani powiedziała mi w grocie, że tutaj obecny jest Jezus. Wcześniej mówiłem wam, żebyście w to nie wierzyły, i dlatego zabraniałem wam się modlić. Teraz już wiemy, że tam jest Jezus. Módlmy się i adorujmy Go w milczeniu!”.
Gdy po skończonej modlitwie Cornacchiola z dziećmi wrócił do domu, jego żona Jolanda zauważyła, że jej mąż ze wzruszenia ma oczy pełne łez i jest bardzo blady. Zaczęła więc go pytać: „co ci się stało?”. „Widzieliśmy Matkę Bożą” – odpowiedział Bruno. I w tej samej chwili uświadomił sobie, jak wielką krzywdę wyrządzał dotychczas swej żonie. Często ją bowiem bił i zdradzał; także noc poprzedzającą objawienie się Matki Bożej spędził poza domem, cudzołożąc ze swoją przyjaciółką. Świadomy ogromu zła, które popełnił, Cornacchiola ukląkł przed swą małżonką i płacząc, prosił ją o przebaczenie. Zaskoczona i wzruszona Jolanda również uklękła, a Bruno mówił: „Z całego serca przepraszam cię za wszystkie zdrady, cierpienia i przykrości, które ci wyrządziłem, i proszę, abyś mi to wszystko wybaczyła. Nauczyłem cię wielu złych rzeczy, bluźniłem przeciwko Eucharystii, Matce Bożej, papieżowi, księżom i sakramentom. I takiemu nędznemu grzesznikowi jak ja objawiła się Niepokalana Dziewica Maryja”. Objęci, zaczęli razem płakać, próbując po raz pierwszy w życiu wspólnie modlić się na różańcu. W takiej postawie zjednoczenia w modlitwie i we wzajemnej miłości trwali aż do rana.
Wypełnienie się zapowiedzi
Od dnia objawienia się Matki Bożej życie Cornacchioli zostało naznaczone wielkim cierpieniem. Duchowy wstrząs spowodowany nadprzyrodzonym doświadczeniem trwał nadal i był widoczny na jego twarzy oraz w jego postawie. Bruno przeżywał prawdziwą udrękę ducha w oczekiwaniu na znak, który obiecała mu dać Niepokalana. Nie był już wprawdzie protestantem, ale nadal oficjalnie nie wrócił do wspólnoty Kościoła katolickiego. Z tego powodu nie mógł się jeszcze wyspowiadać i dlatego w swoim sercu nieustannie nosił brzemię grzechów oraz ból i niepokój sumienia. Zgodnie z poleceniem Matki Bożej każdego spotkanego kapłana – czy to na ulicy, w tramwaju, czy też w kościele – natychmiast pytał, wypowiadając formułę, którą od Niej usłyszał: „Czy mógłbym z księdzem porozmawiać?”. Ale ich odpowiedzi były inne niż ta, którą przekazała mu Niepokalana. Mijały dni, a Bruno wciąż nie mógł znaleźć kapłana, o którym mówiła mu Matka Boża. Doprowadziło go to do wielkiej frustracji i zniechęcenia; czuł się coraz gorzej na duszy i ciele, aż w końcu przestał chodzić do pracy. Nawiedzały go nawet myśli samobójcze i bluźniercze. Zaniepokojona Jolanda pewnego dnia zapytała swego męża: „Co się z tobą dzieje? Chudniesz w oczach”. „Minęło już 17 dni od objawienia, a ja wciąż nie mogę odnaleźć tego księdza, którego wskazała Maryja” – odpowiedział Bruno.
Dopiero po rozmowie z małżonką zorientował się, że nie spotkał się jeszcze z duchownymi ze swojej parafii. Natychmiast się tam udał. Kiedy zobaczył młodego księdza, który wychodził z zakrystii, chwycił go za komżę i zapytał: „Czy mógłbym z księdzem porozmawiać?”. Wtedy usłyszał długo oczekiwaną odpowiedź, dokładnie taką, jaką podała Maryja: „Ave, Maria, synu”. „Jestem protestantem i chciałbym zostać katolikiem” – powiedział wówczas Bruno. Wtedy ów młody kapłan wskazał mu innego, starszego księdza, który był wtedy w zakrystii, mówiąc: „On ci przyjdzie z pomocą”. Dla Brunona stało się oczywiste, że to jest właśnie ten znak obiecany przez Matkę Bożą. Tym księdzem z zakrystii był Gilberto Carniel, który już wcześniej przygotował wielu protestantów pragnących powrócić do Kościoła katolickiego. To właśnie tego kapłana Cornacchiola brutalnie wyrzucił ze swego domu, kiedy ten w czasie kolędy przyszedł z wizytą duszpasterską do jego rodziny. Tym razem jednak Bruno klęknął przed nim i w skrócie opowiedział mu historię swojego nawrócenia. Wzruszony ksiądz Gilberto uściskał go i zobowiązał się przeprowadzić cykl katechez z nim oraz z jego żoną i dziećmi, aby przygotować ich wszystkich do powrotu do Kościoła katolickiego.
Od tego czasu, kiedy wypełniła się zapowiedź Matki Bożej, Bruno odzyskał wewnętrzną równowagę. Oficjalny powrót do Kościoła katolickiego rodziny Cornacchiolów został wyznaczony na 8 maja. Dwa dni przed tym terminem Bruno udał się do groty objawienia w Tre Fontane, z gorącą prośbą o pomoc i zarazem w wielkiej tęsknocie za ponownym spotkaniem się z Maryją, gdyż kto tylko raz zobaczył Niepokalaną Dziewicę, do końca życia od tej tęsknoty się nie uwolni.
Jak tylko dotarł do groty objawienia, natychmiast upadł na kolana i zaczął się żarliwie modlić. Po chwili w pieczarze pojawiło się niezwykłe światło, z którego wyłoniła się postać Matki Bożej. Maryja nic nie mówiła, tylko uśmiechała się i z miłością patrzyła na Brunona. To była dla niego największa nagroda i potwierdzenie słuszności drogi, którą obrał.
Następnego dnia Cornacchiola i jego żona przystąpili do sakramentu pokuty i złożyli wyznanie wiary. W ten sposób oficjalnie wrócili, wraz ze swoimi dziećmi, do wspólnoty Kościoła katolickiego. Po szczerze odbytej spowiedzi Bruno doświadczył ogromnej ulgi. Jezus całkowicie uwolnił go od ciężaru grzechów, który przygniatał go przez wiele lat; w końcu doświadczył wewnętrznej wolności oraz nieopisanej radości i pokoju. Od tego czasu Bruno Cornacchiola regularnie się spowiadał i codziennie uczestniczył w Eucharystii, gdyż wiedział, że stan grzechu ciężkiego i brak łaski uświęcającej jest najtragiczniejszą sytuacją, w jakiej może się znajdować człowiek.
Nowe sanktuarium
22 i 30 maja 1947 r. Bruno udaje się do Tre Fontane. Podczas modlitwy różańcowej objawia mu się tam Matka Boża. Cornacchiola ze smutkiem konstatuje, że grota jest miejscem schadzek i grzechów nieczystych. Dlatego pisze apel i zawiesza go przy wejściu do jaskini:
„Nie profanujcie tego miejsca grzechami nieczystymi. Kto trwa w tych grzechach, niech złoży je u stóp Dziewicy Objawienia, niech idzie do spowiedzi i pije z tego źródła nieskończonego miłosierdzia. Maryja jest słodką Matką wszystkich grzeszników. Oto, co uczyniła dla mnie, grzesznika: byłem wojującym sługą Szatana w sekcie protestanckiej, nieprzyjacielem Kościoła i Dziewicy Maryi; tutaj 12 kwietnia 1947 r. dla mnie i moich dzieci objawiła się Dziewica Objawienia, prosząc, abym wrócił do Kościoła katolickiego, apostolskiego, rzymskiego (…). Nieskończone Miłosierdzie Boga zwyciężyło tego nieprzyjaciela, który teraz u Jego stóp błaga o przebaczenie i litość. Kochajcie Ją, Maryja jest naszą kochającą Matką. Kochajcie Kościół z jego dziećmi! On jest płaszczem, który chroni nas przed piekłem rozprzestrzeniającym się w świecie. Dużo się módlcie, a wtedy oddalicie pokusy ciała. Módlcie się!”.
Po kilku dniach apel ten znalazł się w komisariacie policji, która w krótkim czasie odszukała jego autora. Przesłuchano szczegółowo Brunona oraz jego dzieci i stwierdzono, że nie kłamią. Po pojawieniu się artykułów o objawieniach w Tre Fontane w takich dziennikach, jak „Il Messaggero”, „Il Popolo”, „Il Giornale d’Italia” tłumy ludzi zaczęły przybywać do groty objawienia. Przybywali również nieuleczalnie chorzy, z których wielu zostało cudownie uzdrowionych. Szybko rozprzestrzeniające się wiadomości o uzdrowieniach i powtarzających się cudownych zjawiskach „wirującego słońca” jeszcze bardziej zwiększały napływ pielgrzymów.
Cornacchiola w dalszym ciągu pracował jako tramwajowy konduktor, lecz od czasu swego nawrócenia codziennie modlił się na różańcu, czytał Pismo św. i uczestniczył we Mszy św., regularnie się spowiadał i angażował się w życie swojej parafii. Ponadto często udawał się do groty w Tre Fontane, aby się tam modlić i opowiadać pielgrzymom historię swojego nawrócenia. Bruno szybko się zorientował, że nawrócenie to nie jest jednorazowy akt, ale proces przemiany serca, który ma trwać przez całe życie. Sprawcą zaś tej przemiany jest sam Chrystus, ale przy nieustannej zgodzie i współpracy człowieka. Podejmując trud życia wiarą na co dzień, Bruno rozumiał, jak bardzo aktualne są słowa Jezusa: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk 8,34) oraz „Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują” (Mt 7,14).
9 października 1949 r. Bruno Cornacchiola miał szczęście spotkać się na audiencji z papieżem Piusem XII. Ze łzami w oczach opowiedział Ojcu Świętemu o swoim nawróceniu, a wręczając mu swoją Biblię, mówił: „To jest protestanckie Pismo św., które błędnie interpretowałem – i przez to uśmierciłem wiele dusz ludzkich”. A kiedy przekazywał Piusowi XII sztylet z napisem „śmierć papieżowi”, mówił z płaczem: „Proszę o przebaczenie, gdyż przy użyciu tego sztyletu planowałem zamach na Jego Świątobliwość”. Ojciec Święty pobłogosławił wówczas Brunona i z uśmiechem odpowiedział:
„Drogi synu, w ten sposób dałbyś Kościołowi nowego męczennika, a dla Chrystusa kolejne zwycięstwo miłości”.
Do końca swoich dni Bruno Cornacchiola odważnie głosił Ewangelię słowem i przykładem chrześcijańskiego życia. Zmarł w opinii świętości w 2001 r. W 1956 r. opieka nad grotą została powierzona ojcom franciszkanom konwentualnym. W roku 1982 zakończono budowę nowej kaplicy, natomiast 12 kwietnia 1987 r., z okazji 40. rocznicy objawień Matki Bożej, kard. Ugo Poletti przewodniczył tam uroczystej Mszy św. Dziesięć lat później Ojciec Święty Jan Paweł II zatwierdził nazwę tego miejsca: „Święta Maryja Trzeciego Tysiąclecia przy Trzech Fontannach”.
Źródło: milujciesie.org.pl